Biegając boso Amy Harmon
(ebook)
(audiobook)
(audiobook)
- Niedostępna
- Autor:
- Amy Harmon
- Wydawnictwo:
- Editio Red
- Wydawnictwo:
- Editio Red
- Ocena:
- 5.3/6 Opinie: 6
- Stron:
- 344
- Druk:
- oprawa miękka
- Dostępne formaty:
-
PDFePubMobi
Czytaj fragment
Opis
książki
:
Biegając boso
Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej - o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami.
Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej.
Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło..
To wzruszająca i ciepła historia o przyjaźni, wspieraniu się, o poszukiwaniu swojej przyszłości i o tym, jak trudne może być zaakceptowanie przeszłości. Urzeka realnie odmalowanymi postaciami i złożonością ich charakterów. Niemal usłyszysz muzykę, o której mówi Josie, dotkniesz indiańskiej duszy Sama, a także poczujesz uskrzydlającą moc ich miłości!
Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.
O autorze książki
Amy Harmon jest autorką bestsellerów, ale mówi o sobie, że jest „zwyczajną żoną i mamą”. Pochodzi z Levan w stanie Utah, opiekuje się swoimi dzieciakami i oczywiście pisze. Pisanie zawsze sprawiało jej ogromną radość, choć pierwsze powieści opublikowała zaledwie kilka lat temu. Jej książki zostały wydane w siedmiu krajach, zdobyły wiele nagród i wyróżnień (Wall Street Journal Bestseller, New York Times Bestseller, Whitney Award, Swirl Award i wiele innych).
Ebooka "Biegając boso" przeczytasz na:
-
czytnikach Inkbook, Kindle, Pocketbook, Onyx Booxs i innych
-
systemach Windows, MacOS i innych
-
systemach Windows, Android, iOS, HarmonyOS
-
na dowolnych urządzeniach i aplikacjach obsługujących formaty: PDF, EPub, Mobi
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Audiobooka "Biegając boso" posłuchasz:
-
w aplikacji Ebookpoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych
-
na dowolonych urządzeniach i aplikacjach obsługujących format MP3 (pliki spakowane w ZIP)
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Kurs Video "Biegając boso" zobaczysz:
-
w aplikacjach Ebookpoint i Videopoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych z dostępem do najnowszej wersji Twojej przeglądarki internetowej
Recenzje książki: Biegając boso (36) Poniższe recenzje mogły powstać po przekazaniu recenzentowi darmowego egzemplarza poszczególnych utworów bądź innej zachęty do jej napisania np. zapłaty.
-
Recenzja: katjuszaczyta.blogspot.com Kaja AdamskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Książka Amy Harmon opowiada o 9-letniej Josie Jensen. Życie zmienia się bezpowrotnie, po tym kiedy umiera jej mama. Dziewczynka coraz bardziej wycofuje się z życia uciekając do muzyki. Z dnia na dzień stara się sprostać dorosłemu życiu, ucząc się gotować i dobrze zarządzać gospodarstwem. Tak mijają lata, aż w końcu Josie jako trzynastolatka poznaje w autobusie szkolnym Samuela. Zapada między nimi mała umowa, która sprawia że stają się sobie bardzo bliscy. Niestety los sprawi, iż Jensen będzie musiała pożegnać się z kolejną bliską jej osobą. Biorąc do ręki ,,Biegając boso" nie spodziewajcie się tkliwych historii czy też długich dialogów. Zastaniecie za to spore opisy historii z życia Josie. Dotyczyć one będą dzieciństwa, ale też okresu dojrzewania. Co do samej akcji - jest nieco leniwa, smutna, ale pełna ciekawych wspomnień. Pokazuje, że życie na jest zawsze kolorowe, potrafi być trudne, ale także potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Lektura nie jest tylko dla młodzieży. Według mnie może po nią sięgnąć nawet bardzo dorosła kobieta. Polecam: 8/10
-
Recenzja: https://ksiazki-takie-jak-my.blogspot.com Agnieszka NikczyńskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej — o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami. Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło.. To wzruszająca i ciepła historia o przyjaźni, wspieraniu się, o poszukiwaniu swojej przyszłości i o tym, jak trudne może być zaakceptowanie przeszłości. Urzeka realnie odmalowanymi postaciami i złożonością ich charakterów. Niemal usłyszysz muzykę, o której mówi Josie, dotkniesz indiańskiej duszy Sama, a także poczujesz uskrzydlającą moc ich miłości! Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości." Typowy romans? Niekoniecznie! Poznajcie Josie jest spokojną nastolatką, która ma bliską relację z... muzyką. Rozumie ją, w jej otoczeniu czuje się cudownie. Dziewczyna jest również prawdziwym molem książkowym, ma swój świat w którym najchętniej zamknęłaby się właśnie z książkami i muzyką. Josie jest bardzo dobrze wykreowaną bohaterką, czytelnik ją lubi, bo wydaje się być bardzo autentyczna. Nie wyczułam w niej przerysowania, naciągania, sztuczności, czy manipulacji czytelnikiem. Ona po prostu sprawia, że zaczynamy ją lubić i z każdą stroną coraz bardziej i uważniej śledzimy jej losy. Samuel staje się jej bratnią duszą, mimo rażącej różnicy wieku 13-18 lat. Jest od niej starszy o całe 5 lat, więc o jako takim romansie nie ma mowy na początku ich znajomości. Niemniej ta relacja była bardzo zażyła, co momentami wydawało mi się dziwne. Rozumiem, że Josie miała specyficzne podejście do świata i rozpatrywała go w całkiem dojrzały sposób, ale jednak na początku niepokoiła mnie ta relacja. Trochę się obawiałam, że jednak ta relacja wejdzie na wyższy poziom i czuję, że byłoby tak, gdyby nie wyjazd chłopaka do wojska. Ale przejdźmy dalej, zostawiając już wiek postaci. Gdy Josie i Samuel spotykają się ponownie są już dorośli, dużo w tym czasie przeszli. Młoda kobieta ciężko radzi sobie z dorosłym życiem, potrzebuje wsparcia, które mężczyzna chętnie jej okazuje. Bardzo podoba mi się wątek pochodzenia Samuela, który jest Indianinem i zgrabnie jest to wplatane w powieść. Pierwszy raz miałam okazję poznać twórczość Amy Hamron, ale zdecydowanie się nie zawiodłam. Przyjemnie spędziłam czas oddając się lekturze tej powieści. Mimo swojej lekkości porusza również nieco mroczniejsze wątki, które poznajemy głównie z opowieści Samuela. Wyczułam chemię, zażyłość, bliskość i inne uczucia między bohaterami, czułam emocje płynące z tej książki aż w głąb mojego serca. Przyznam, że nigdy nie płaczę czytając książki, czy oglądając filmy. Zdarza mi się, że w oczach pojawią się łzy, ale jest to dosłownie moment, sekunda. Przy tej książce wewnętrznie się wzruszyłam, przeżywałam ją mocno. Powieść bardzo mi się podobała i chętnie sięgnę po inne książki tej autorki.
-
Recenzja: Aleksandra Zawadzka (DEPRECATED)Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Biegając boso” to przepiękna opowieść z krwi i kości w której nie doświadczymy cukierkowatości, jakichkolwiek elementów słynących wśród takich opowieści gdzie miłość również gra swoje pierwsze skrzypce. Gdy się zabierałam za tę książkę, wiedziałam, że musi być to naprawdę coś znakomitego. Sam opis mnie w takim stopniu zachęcił, że gdy tylko dostałam książkę w ręce, czytałam ją z zapartym tchem. Przez całą historię możemy doświadczyć piękne, wzruszające chwile, prezentując nam w ten sposób ludzi autentycznych z bagażem doświadczeń, które ich ukształtowały. Jedyna trudność, jaka napotyka tych ludzi to nurtująca samotność, brak akceptacji, która niekiedy zamyka serca, czyniąc z niego kamień. Dostajemy tutaj historie dwóch od siebie różniących się osób, wiekiem, pochodzeniem, tym co w ich życiu się wydarzyło, a pomimo tego przypadkowe spotkanie tejże dwójki kształtuje ich miłość, gdy oboje wręcz to czują, że są bratnimi duszami. Obserwujemy tutaj losy młodej dziewczyny Josie Jensen, która z powodu straty matki musiała szybko dorosnąć, zmienić swoje życie i nie raz swoim zachowaniem odbiega od swoich rówieśników, którzy jej nie rozumieją. Drugą zaś też ważną postacią jest Samuel Yazzie, który jest Indianinem, pochodzi z plemienia Nawaho. Tę dwójkę zaczynają łączyć wspólne tematy, ona mu opowiada o swojej pasji, zaś chłopak o legendach związanych z Indianami. Gdy tylko Samuel kończy szkołę, wyrusza w świat, zaciągając się do wojska, by po kilku latach wrócić do miasteczka w którym została jego bratnia dusza. Ponowne spotkanie rozbudzi ich uczucia, które w żaden sposób nigdy nie zgasły, zaś sam chłopak dostrzega, że musi pomóc dziewczynie tak jak ona mu kiedyś, gdy był, tak samotny. Piękna i wzruszająca powieść, przy której można nie raz uronić łzy, co tylko pokazuje, jak cudownie zbudowaną jest opowieścią.
-
Recenzja: Kulturantki.pl EwaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Twórczość Amy Harmon kojarzy mi się przede wszystkim z fantastyką. Tymczasem trafiła w moje ręce jej pierwsza książka – „Biegając boso”, która z fantastyką nie ma nic wspólnego. Tytuł trafił zasłużenie na listę bestsellerów New York Timesa. Jeśli macie wrażliwe dusze, lubicie muzykę i jej głębię, rozsiądźcie się wygodnie – ta książka jest dla Was! „Biegając boso” jest powieścią obyczajową, która rozgrywa się w Levan niewielkiej miejscowości w stanie Utah. Na pierwszym planie mamy dwójkę bardzo różniących się bohaterów. Najpierw obserwujemy ich przyjaźń w dzieciństwie, a później… później widzimy, jak na siebie reagują, kiedy spotykają się po latach. Przyjaźń z muzyką w tle Kiedy poznajemy Josie, to chociaż jest dopiero trzynastolatką, jej umysł jest dużo dojrzalszy. Bardzo wcześnie straciła matkę i musiała przejąć jej obowiązki. Jej ucieczką od rzeczywistości były książki, aż pewnego dnia zrozumiała, że tym, co jest jej największą pasją, jest muzyka. Wydawałoby się, że w tak spokojnym miasteczku, jak Levan wszystko będzie toczyło się utartym torem, a życie Josie zawsze będzie wyglądało tak samo. Aż w szkolnym autobusie przydzielono jej miejsce obok Indianina z plemienia Nawaho – Samuela Yazziego. Chłopak jest pełen goryczy i żalu, odsuwa się na bok, łatwo wybucha. Zupełnie nieświadoma tego Josie stopniowo kruszy mur Samuela za pomocą książek i muzyki. Książka, w której usłyszycie muzykę Podczas lektury niemalże można usłyszeć muzykę, jaką gra i o jakiej opowiada Josie. Jest w tym tyle wrażliwości, że nie da się pozostać obojętnym. Ciekawym akcentem powieści są fragmenty związane ze stylem życia Indian Nawaho. Są legendy, wierzenia, tradycje. W trakcie czytania jest nie tylko jedna główna treść. Można odnieść wrażenie, że dużo więcej skrywa się między wierszami. Nie da się tego jednak opisać słowami. Jest to coś, co bardziej przypomina subtelną pajęczą nić, którą można przede wszystkim poczuć, przeżywać. Ze swojej strony książkę polecam, bo zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie.
-
Recenzja: Marta wśród książek Marta DaftRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
... kobiety odczuwają wiele emocji, ale mają tylko jedną fizyczną reakcję. Kiedy się złościmy, płaczemy. Gdy jesteśmy szczęśliwe, płaczemy. I kiedy jesteśmy smutne, płaczemy. A gdy jesteśmy wystraszone- no, zgadnij?- też płaczemy. Muzyka łagodzi obyczaje, jest niczym mapa naszej duszy. Otworzenie się na nią i jej piękno zapewnia nam mądrość i całą masę empatii. Nawet najmniejsza iskra takiej mieszanki może stać się początkiem czegoś dobrego. Wrażliwość, otwartość i inne postrzeganie świata mogą być tarczą, która ochroni cię przed światem lub zapalnikiem ataku. Znajdziesz siłę na walkę? Nie można budować wokół siebie muru, a potem złościć się, że nikt nie chce się po nim wspiąć, żeby przejść na drugą stronę. Josie Jensen jak nikt inny czuje i rozumie muzykę. Już jako trzynastolatka odznaczała się wielką wrażliwością i nieśmiałością. Jedno spotkanie w szkolnym autobusie wiele zmienia. Josie poznaje Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Codzienne spotkania, ciekawe rozmowy i rozważania na temat książek i muzyki stały się podstawą do pojawienia się więzi między tą dwójką, która stworzyła piękną i niezwykłą przyjaźń. Tak niecodzienne połączenie stało się motorem napędowym do zmian. Sam do tej pory pełny goryczy i poczucia niesprawiedliwości zmienia swoje postrzeganie świata, dzięki Josie, która dzieli się pięknem świata. Oboje wkładają w przyjaźń to co najlepsze. Dziewczyna odkrywa przed nim tajniki muzyki, w zamian dostając porcje wiedzy o historii Indian z plemienia Nawaho. Gdy Sam kończy szkołę, postanawia poszukać własnej drogi i odnaleźć spełnienie. W tym celu zaciąga się do wojska, stając się żołnierzem piechoty morskiej. Po latach wraca do Levan i odkrywa, że niewiele się tu zmieniło, Josie się nie zmieniła, lecz teraz ona potrzebuje wsparcia, otwartości i zrozumienia. Czy przyjaźń zrodzona z autobusowych rozmów przetrwała rozłąkę i próbę czasu? Amy Harmon to jedna z autorek, których książki biorę w ciemno. Zdarza się, że któraś z powieści jest słabsza, jednak nigdy na tyle, by nie zapaść w pamięci na dłuższy czas. Biegając boso sporo czekało na swoją kolej, a po jego lekturze pozostał żal. Co było jego przyczyną? Muzyka. Wystarczy to jedno słowo, bym bez większego namysłu sięgnęła po powieść, w której gra sporą rolę. Nie mogło być inaczej z tytułem spod pióra Amy Harmon. Mam za sobą lekturę wszystkich powieści autorki, które dostępne są na naszym rynku. Niezmiennie zachwyca mnie swoim stylem. Potrafi utkać ze słów obraz równocześnie piękny i bolesny. Jej powieści dotykają głębokiego dna duszy i pozwalają na swoiste oczyszczenie. Myślę, że nikt z nas nie wie naprawdę, jaki ma charakter, dopóki nie zostanie poddany próbie. Tym razem od pierwszych stron urzeka kreacją bohaterów, ich różnorodnością i kontrastem, jaki początkowo wisi między nimi. Wszystko znika po kilku stronach, jakby nagle z ciszy wyłaniały się dźwięki, które budują więź między Josie i Samem, historią i czytelnikiem. Czytając, masz wrażenie, że słyszysz każdy wygrywany dźwięk, jesteś w stanie krok po kroku odtworzyć melodie graną na źdźbłach trawy, unoszących się z wiatrem. To powieść o muzyce, pięknie przyjaźni i narodzinach uczucia, które ratuje duszę dwójki młodych ludzi doświadczonych przez los. To historia pisana w takt muzyki, nie zawsze lekkiej i przyjemnej, często niosącej za sobą smutek i melancholie. Autorka nakreśliła realne postaci, których można niemalże dotknąć, stopić się z nimi w jedną całość i podążyć ścieżką, na której poszukają swojej drogi i siebie samych. Amy Harmon daje czytelnikowi szansę, by odkryć, jak trudne może być pogodzenie się z przeszłością i zaakceptowanie zdania innych. Zarówno Josie, jak i Sam to postaci niezwykle złożone i niełatwe do oceny. By wczuć się w ich historię, musicie pozwolić, by wciągnęła was w wir zdarzeń, smutku i radości, zwątpienia i nadziei na lepsze jutro. Czasami szczerość jest dużo prostsza, gdy wokół panuje ciemność. To ciepła i niezwykle wzruszająca powieść, która oplecie was lekką mgiełką utkaną z nut a każda przeszkoda stanie się dla was znakiem, że warto walczyć zarówno o siebie, jak i uczucia, które was określają. Urzeczona melodią i pięknem indiańskiej duszy polecam wam Biegając boso, szczególnie jeśli macie w sobie, choć małą iskierkę romantyzmu. Ocena:10/10
-
Recenzja: Oczarowanaczytaniem.pl/ AniaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Zapisz Amy Harmon ma niezwykły dar pisania historii niebanalnych, emocjonalnych i niewyobrażalnie wciągających. Jest to jedna z nielicznych autorek, której nie mam nic do zarzucenia. Uwielbiam jej powieści, styl pisania i wrażliwość. Potrafi oczarować słowem pisanym jak mało kto, a fabuły jej książek zawsze satysfakcjonują. Czytając, odnosi się wrażenie, za każde zdanie, słowo jest przemyślane i nic nie trafia na kartki jej powieści ślepym trafem. Tak również było w przypadku Biegając boso. Kiedy się złościmy, płaczemy. Gdy jesteśmy szczęśliwe, płaczemy. I kiedy jesteśmy smutne, płaczemy. A gdy jesteśmy wystraszone — no, zgadnij? — Też płaczemy Główną bohaterką powieści jest trzynastoletnia Josie Jo Jensen, dziewczynka, której przyszło z życiem dorosłym zmierzyć się znacznie szybciej, niż powinna. W wieku dziewięciu lat traci matkę, przez co zmuszona zostaje przejąć obowiązki domowe. Nie ma łatwego życia, a to, co przeszła wywołało u mnie łzy wzruszenia. Jo została sama bez matczynej miłości i opieki co miało na nią ogromny wpływ. Pozwoliło jej wspiąć się na wyższy poziom intelektualny, niżeli jej rówieśnicy. Ciężko pracowała, aby stać się znacznie dojrzalszą, mądrzejszą i roztropniejszą. Widzi więcej niż dzieciaki w jej wieku i więcej też docenia. Izoluje się od nich i woli spędzać czas z ciekawą książką niż w ich towarzystwie. To, co urzekło mnie w jej postaci i całej książce, to muzyka, a raczej przedstawiona miłość do niej i rozumienie. Josie poznaje chłopaka o imieniu Samuel. Chłopca indiańskiego pochodzenia wyobcowanego i zamkniętego w sobie. Wyrzutka z rezerwatu, który uczęszcza do publicznej szkoły, nie koniecznie z radością. Z czasem ta dwójka zostaje przyjaciółmi, wiąże ich nie tylko silne uczucie, ale i pasje: miłość do muzyki i opowieści plemiennych. Łączy ich samotność, determinacja i dojrzałość. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy i drogi tej dwójki się rozchodzą… Czy na zawsze? Przekonacie się o tym, sięgając po książkę. Jak możemy się nauczyć respektować i kochać siebie nawzajem, jeśli nie znamy historii drugiego człowieka? Harmon cudownie zagrała na uczuciach czytelnika, wspaniale przedstawiła nam historię Samuela i Josie, za co po prostu ją podziwiam. Nie da się nie lubić tej dwójki i bardzo mocno im kibicowałam. Książkę czyta się z zapartym tchem. Biegając boso to ten rodzaj literatury, który polecić możemy osobom w każdym wieku i sądzę, że nie zależnie od metryki, książkę pokochają. Ma w sobie tyle ciepła, że nie sposób, nie uśmiechać się mówiąc/pisząc o niej. Daje nadzieję, co jest niezwykle istotne i pozwala się cieszyć każdym wersem. Znajdziecie w niej radość i smutek, rzeczywistość i marzenia. Wszystko to, co sprawia, że nasze życie nabiera barw, raz jaśniejszych innym razem tych ciemniejszych i niechcianych. To jest powieść, to autorka, którą polecam naprawdę każdemu, nie zależnie od wielu, upodobań czy nastroju. Liczę, że docenicie jej pióro i zakochacie się w twórczości tej autorki tak jak ja. Więc jeśli szukacie książki pełnej wzruszeń, ciepła, miłości i dobroci, to zdecydowanie jest to książka dla Was.
-
Recenzja: https://www.instagram.com/zaczytana_angelika/ Angelika SłotwińskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Biegając boso" to książka, której opis od razu mnie zaciekawił, jednak szczerze nie spodziewałam się po niej fajerwerków. Historia Josie i Samuela, których łączy niezwykła przyjaźń, przeradzająca się w głębsze uczucie. Ona ma niezwykły talent - rozumie muzykę, która wkrótce staje się jej pasją. On jest Indininem z plemienia Nawaho. Poznają się w szkolnym autobusie, zaczynają rozmawiać na temat książek i z każdą dyskusją stają się sobie coraz bardziej bliscy. Sam okrywa dzięki Josie piękniejsze strony świata, stają się bratnimi duszami, pomimo sporej różnicy wieku. Niestety Sam postanawia zostać żołnierzem i wyjeżdża, a ich przyjaźń się kończy. Gdy po latach wraca odkrywa, że Josie pomimo tego, że jest starsza nadal jest tą samą osobą. A uczucie, które narodziło się w szkolnym autobusie wcale nie zniknęło... No i zaraz ktoś pomyśli : "Kurde trochę oklepane". A no właśnie nie. Może się tylko tak wydawać, ale ta historia jest tak piękna i niepowtarzalna, że nie musicie się niczego obawiać. Ja się obawiałam i to niepotrzebnie. W tej książce jest tyle emocji, uczuć, pasji, że nie sposób się od niej oderwać. Piękna opowieść o przyjaźni, która przeradza się w większe uczucie. Pokazuje przemianę bohaterów, spowodowaną wieloma wydarzeniami w ich życiu. Jestem zachwycona tym, jak zostali przedstawieni bohaterowie,poniewaz nie są oni wyidealizowani. Mają zarówno zalety jak i wady, tak jak każdy z nas. Dorastają i dojrzewają na kartkach tej powieści. A historia ich uczucia porusza, wzrusza z każdą stroną coraz bardziej i skłania do refleksji. Jest w niej piękno, uczucie pokazane w sposób subtelny. Wszystko tutaj jak dla mnie jest idealne. Naprawdę. Nie wiem jak ująć w słowach to, co chciałabym o niej przekazać. Chyba tylko to, że jest to jedna z lepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Jeśli jeszcze nie znacie tej wzruszającej historii, przez którą przemawia muzyka, pasja i emocje to serdecznie zachęcam Was do jej przeczytania. Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu.
-
Recenzja: niegrzecznerecenzje.blogspot.com KocykRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Książka Amy Harmon okazała się w mojej opinii wielkim zaskoczeniem. Pod przepiękną okładką skrywa się istna perełka. Miałam ogromną przyjemność czytać tę książkę. Nieraz zdarzyło mi się uronić łzę lub morze łez. Często jednak z zapartym tchem pochłaniałam strony tekstu, aby dowiedzieć się, co czeka dwójkę bohaterów, których losy przedstawiła Autorka. Współczułam im, ale również wspierałam całą sobą i czekałam na finał ich historii trzymając z całych sił kciuki. Josie Jo Jensen poznajemy jako młodą dziewczynę, osieroconą przez matkę, bardzo dojrzałą jak na swój wiek. Gdy pojawia się w książce ma trzynaście lat, mieszka z czworgiem braci i ojcem, stara się podołać sytuacji, w której znalazła się po śmierci mamy. Właśnie to ukształtowało jej postać na bystrą, spokojną, bardzo dojrzałą osobę, ponad wszystko kochającą muzykę. Wówczas w szkolnym autobusie Josie poznaje Samuela, pół biały, pół Nawaho. Chłopak ma w sobie wiele agresji, wiele negatywnych uczuć, czuje się odrzucony przez społeczeństwo ze względu na kolor jego skóry. Jednak w szkolnym autobusie nawiązuje się między nimi przyjaźń. Różnica wieku nie pozwoliła im na dłuższą znajomość - Samuel po ukończeniu szkoły, zaciągnął się do Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Josie z kolei została w Levan, małym miasteczku w Utah, nie przestawała tęsknić za przyjacielem. Nie wiem, co jest piękniejsze - powieść, w której wzruszyłam się niezliczoną ilość razy(dosłownie wyłam jak bóbr) czy fakt, że Amy Harmon stworzyła historię w mieście, które naprawdę istnieje, w którym sama się wychowała i zna od przysłowiowej podszewki. Każde miejsce, a przynajmniej większość, opisane przez nią w książce, istnieje naprawdę. To piękne, stworzyć historię tak tkliwą, cudowną tam, gdzie się wychowało. Josie i Samuel to wyjątkowe osoby, targane naprawdę skrajnymi emocjami. Ona młoda, lecz już niemłoda, dojrzała bardzo szybko, gdy straciła matkę. Zajęła jej miejsce. Dzięki temu patrzyła na życie, muzykę w sposób szczególny, ukształtowany. Samuel z kolei ze względu na swoje pochodzenie, odrzucony przez białych i przez Nawahów, mieszaniec, który nie mógł znaleźć swojego miejsca, miał w sobie dużo gniewu, reagował impulsywnie. Byli jak ogień i woda. Gdy poznajemy ich po latach rozłąki, Sam bardzo się zmienia, Josie zresztą też. Pasja między nimi, zrozumienie muzyki klasycznej, tęsknota, to ciągnie ich do siebie i naprawdę kibicuje się im od początku do końca. Amy Harmon jest mistrzynią, moją osobistą mistrzynią. Jedną książką, jedną historią wywołała u mnie tak skrajne emocje, intensywne, nieczęsto niezrozumiałe. Będę czytać i wychwalać jej książki, a jeśli tu jesteś, Ciebie zachęcam do tego samego.
-
Recenzja: lustrorzeczywistosci.plRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
esteś nastolatką? Lubisz muzykę poważną i kochasz literackie odniesienia w czytanych powieściach? Jeśli tak, najnowsza książka Amy Harmon, Biegając boso, z pewnością Cię oczaruje i wciągnie w świat emocjonalnych uniesień. Wichrowe wzgórza, Otello, Dziwne losy Jane Eyre, muzyka Szopena i Bethovena, uzdolniona muzycznie dziewczyna i chłopak o indiańskich korzeniach staną się obiektem Twoich myśli na długi czas. Przeczytaj. Co w fabule piszczy? Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej — o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami. Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło.. Czytając powieści Amy Harmon można odnieść wrażenie, że to zupełnie inny świat. Pełen światła, miłości, wzruszeń i uniesień, a do tego poetycki i nawet nieco odrealniony oraz pełen wiary (główna bohaterka urodziła się i wychowała wśród mormonów). Autorka kreuje postaci nastolatków z problemami, ale nie sili się na wydumane tematy. Stawia na to, co może spotkać każdego młodego człowieka: pierwsze niezrozumiałe zauroczenia, kłopoty z określeniem własnej tożsamości, miłość i jej oblicza, dojrzewanie w cieniu małych dramatów, czy utrata bliskich. W prozie Harmon jest coś, co znacznie wyróżnia powieści autorki na tle innych tego typu: przepiękny język i osobliwa wrażliwość, delikatność, ciepło i nostalgia. Sporo w niej również wiary w Boga, choć autorka nie narzuca jednego słusznego sposobu myślenia. "Ten pocałunek był tak naturalny jak wieczorna modlitwa. Prosty, słodki i długi. Lewitowałam nad ziemią i naiwnie myślałam, że tak właśnie wygląda zakochanie u każdego człowieka." Amy Harmon jest czarodziejką słowa, nie tylko wie jak wzruszyć i przekazać ciepło, ale też barwnie opisuje emocje i wewnętrzne zmagania postaci. Doskonale kreuje bohaterów, którzy są wielowymiarowi, czasem uroczo nieporadni i budzący szczerą sympatię. Ciekawym wątkiem okazała się pięcioletnia różnica wieku między bohaterami, co wznieciło w nich pewien opór moralny (pozbawiony jakichkolwiek nieczystych skojarzeń). Postaci odczuwają głębokie emocje, a czytelnik może obserwować magię kiełkującego uczucia, rozterki, porywy serca i wszystko to, co wiąże się z poszukiwaniem szczęścia w ramionach drugiej osoby. Harmon nie napisała prostej historii, uwikłała swoich bohaterów w problemy, jakimi można obdzielić kilka osób, ale ze wszystkich tarapatów fabularnych (nawet tych najbardziej dramatycznych) wyszła obronną ręką. Aż się wierzyć nie chce, że to debiut młodziutkiej autorki! To dlatego Biegając boso warto przeczytać nie tylko w nastoletnim wieku (choć powieść bez wątpienia jest kierowana do młodszych odbiorców). Kto wie, może nawet zechcesz kiedyś podsunąć ją córce? Czytając tę powieść można nie tylko usłyszeć muzykę, czy zatopić się w świecie fantazji, ale przede wszystkim można uwierzyć w istnienie czystej miłości, którą tak trudno dziś zaobserwować. Książkę polecam romantyczkom i wrażliwym, nostalgicznym dziewczynom, a także wszystkim tym, którzy kochają delikatną prozę Mii Sheridan.
-
Recenzja: Sztukater.pl MonwegRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości. Amy Harmon jest amerykańską powieściopisarką. Jej książki (a wydała ich już kilkanaście) często zajmują miejsca na różnych listach bestsellerów. Najczęściej sięga po stylistykę romansu, literatury fantastycznej oraz obyczajowej, często łącząc je z elementami powieści historycznej. Amy Harmon pochodzi z maleńkiej miejscowości Levan położonej w amerykańskim stanie Utah. Pisarstwo jest dla niej priorytetem, ale bardzo ważną rolę pełni również muzyka. W 2007 roku Harmon wydała własną płytę z muzyką What I Know. Książki Amerykanki wydawane są w wielu państwach świata w przekładach na blisko piętnaście języków. Mimo takiej popularności jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Harmon. Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej – o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami. Ona – trzynastoletnia dziewczynka przedwcześnie dojrzała. Po śmierci matki, mimo młodego wieku, przejęła wiele obowiązków domowych. Spokojna i bardzo wrażliwa nastolatka. On – osiemnastoletni pół Indianin z plemienia Nawaho, wśród białych traktowany jak odmieniec. Przylgnęła do nich łatka: dziwak. Josie jak mało kto kocha i czuje muzykę i właśnie z Samem może się z nią dzielić, nie wystawiając się na drwiny. Powoli stają się sobie coraz bliżsi. Nie sądźcie, że jest coś nagannego w ich związku. Prawdziwa przyjaźń nie zna granic, wieku także. Nie dopatrujcie się więc niczego niestosownego. Nie jest to opowieść o kolejnej Lolitce. Różnica wieku powoduje, że Samuel szybciej kończy szkołę i zaciąga się do Marines. Rozłąka, która nastąpiła trwa dziesięć długich lat. Lecz mimo tego czasu przyjaciele o sobie nie zapomnieli. Choć nie są już dziećmi, ani nastolatkami, to wciąż tkwi w nich tamta dziewczyna i tamten chłopak sprzed lat. Prawdziwa przyjaźń, która ich połączyła przetrwała próbę czasu. Bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, których się lubi od pierwszych stron. A oprócz nich wszechobecna muzyka i kultura Nawaho, która dla normalnego śmiertelnika będzie zapewne nowością. Legendy indiańskie i muzyka klasyczna – to połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę. Harmon jest sprawną pisarką i niezłą obserwatorką. Cudownie przedstawiła małą społeczność (z której i ona się wywodzi), w której wszyscy się znają i gdzie każdy o każdym wie więcej niż powinien wiedzieć. Zadziwiające jest to, że ludzie w Levan potrafią wykrzesać z siebie życzliwość w stosunku do innych i zawsze są skorzy do udzielania pomocy. Amy Harmon zabiera nas w świat dwójki bohaterów tak różnych od siebie i to chyba ta różność ich do siebie zbliżyła. Mormonka i Indianin trudno o mniej dobraną parę, ale ich dojrzałość pomaga otwierać się na inność drugiego człowieka. Pomaga także kształtować swoją osobowość. Świetnie się dogadują, a towarzyszą im muzyka, legendy oraz literatura. Muszę przyznać, że autorce udało się wykreować wspaniałych i mądrych bohaterów, o których chce się czytać. Biegając boso to przepiękna historia o przyjaźni, stracie, muzyce i miłości. Fabuła budowana jest powoli, tak jak i uczucie między głównymi bohaterami. Bardzo emocjonalna opowieść, która nie powinna nikogo pozostawić obojętnym. Bardzo możliwe, że chusteczki się przydadzą. Zdecydowanie jest to ten rodzaj książki, do której się wraca wiele razy i nigdy nie ma się jej dosyć. Jestem pewna, że jeszcze sięgnę po twórczość amerykańskiej pisarki. A wam z czystym sumieniem tę powieść polecam.
-
Recenzja: W szponach literek martucha180Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Ostatnio polubiłam książki Amy Harmon. Amerykanka jest pisarką, nauczycielką, mówcą motywacyjnym, członkiem chóru, choć sama utrzymuje, że jest przede wszystkim żoną i mamą. Wychowywała się na wsi, nie miała telewizora, za to miała książki. Pisanie własnych historii było jej rozrywką, a dziś jest jej pracą. Biegając boso to jedna z jej pierwszych książek. Zapraszam na mały maraton uczuciowy. Hozho’o to równowaga między ciałem, umysłem a duszą. (s. 108) Nie bez powodu Josie Jo Jensen to nieśmiała trzynastolatka, która cztery lata wcześniej straciła matkę. Dziewczynka musiała szybko dorosnąć i zająć się domem, tatą i starszymi braćmi. Lubi czytać i grać, rozumie i kocha muzykę. Pewnego dnia w autobusie szkolnym zmuszona była usiąść przy osiemnastolatku. To Samuel Yazzie, półkrwi Indianin z plemienia Nawaho, mruk i odludek, mający pretensje do świata i odczuwający złość w głębi serca. W trakcie wspólnej jazdy zaczęli rozmawiać, czytać książki i dyskutować na ich temat, słuchali muzyki poważnej. Samuel zaczął odkrywać piękniejsze strony życia. Opowiada Josie legendy Indian Nawaho, zaś ona mu o swoich ulubionych kompozytorach. Odnalazły się bratnie dusze, stopniowo narodziła się niezwykła przyjaźń, a nawet coś więcej. Coś, do czego żadna ze stron nie chciała się przyznać, w końcu różnica pięciu lat była zbyt duża. Po szkole Sam wyjechał z Levah, by zrealizować swoje marzenia. Został żołnierzem piechoty morskiej. Po latach wraca do miasteczka jako dojrzały mężczyzna. Dla niego Josie niewiele się zmieniła, lecz teraz to ona potrzebuje wsparcia, akceptacji i rozmowy; tego, co kiedyś sama mu ofiarowała. A uczucie między nimi przetrwało i rozkwitło na nowo. Niektórzy powiedzą, że streściłam książkę, ale to wszystko znajduje się w blurbie. Najważniejsze wydarzenia zostały zasygnalizowane, jednak w tej powieści oprócz uczuć ważne są poruszane tematy. „Jesteśmy pępkiem Utah”, mawiają. (s. 5) Levan w stanie Utah to małe miasteczko, w którym wszyscy się znają i sobie pomagają. Sympatia i życzliwość mieszkańców, ich chęć niesienia pomocy innym jest czymś naturalnym jak oddychanie. Tu życie płynie spokojnie. Wiele opisów miejsc dokładnie odzwierciedla rzeczywistość, a to za sprawa faktu, że przez jakiś czas autorka mieszkała w tym „pięknym miasteczku, w którym żyją cudowni ludzie”. Bo muzyka jest „tym, czym żyję”. (s. 101) Od razu polubiłam Josie i wygląd jej pokoju. Jej fizyczna i intelektualna dojrzałość oraz delikatna natura wyróżniały ją spośród rówieśników. Razem z nią czytałam, dyskutowałam, a nawet się kłóciłam. Muzykę słyszałam tylko w myślach, zwłaszcza Dziewiątą Symfonię Beethovena. Rachmaninow, Mozart, Beethoven, Wagner, Chopin – to ich muzyka towarzyszy bohaterom i czytelnikowi w różnych momentach. Przydałaby się płyta z utworami, o których jest mowa w książce, wówczas odbiór powieści byłby pełniejszy, bardziej emocjonalny i uduchowiony. To muzyka w dużej mierze kreuje nastrój w literackim i tym rzeczywistym świecie. Tragedie stały się moją codziennością, więc nauczyłam się sobie z nimi radzić. (s. 194) Razem z Josie przeżywałam tragedie, które spadały na nią niczym gromy z jasnego nieba. Życie ciężko ją doświadczyło jako dziewczynkę i nastolatkę, a mimo to odważnie, na swój sposób walczyła z przeciwnościami losu. Stała się stałym i cichym elementem życia osób z jej otoczenia, troszczy się o bliskich. Tylko jednego nie mogłam zrozumieć do końca – jej bezinteresownego poświęcenia się dla innych, bezgranicznej lojalności… Wcale nie muszę się starać o to, żeby ludzie mnie znali albo lubili. (s. 49) Samuel mnie zaciekawił swoją tożsamością. Chłopak wyróżniał się wyglądem. Był mieszańcem – ojciec biały, matka z plemienia Nawaho. Nie był akceptowany przez żadną ze stron, nie miał domu. Nic dziwnego, że chronił swoją prywatność i był bardzo czuły na punkcie dumy. Opowiadane przez niego legendy Nawahów fascynują swoją kulturą, religią, spojrzeniem na świat; zabierają czytelnika w zupełnie inny wymiar. Podziwiałam dążenie Samuela do obranego celu, gdy robił wszystko, aby go osiągnąć. Gdy zaczęłam czytać książkę, pomyślałam, że to młodzieżówka. Potem zmieniłam zdanie, że to obyczajówka, a może i romans. Prawda jest taka, że to pozornie lekka powieść o życiu w małym amerykańskim miasteczku, o znajomości dwojga mieszkańców i uczuciach kotłujących się w nich. Pozornie lekka, gdyż pod płaszczem codzienności kryją się dylematy i tragedie, elementy życia codziennego. Chodzi o więzy krwi… (s. 111) Tożsamość narodowa Samuela jest przyczynkiem do rozmowy o przynależności mieszańca do jednej z grup etnicznych. Samuel sam do końca nie wiedział, kim jest, do kogo przynależy. Jest rozdarty między dwoma światami, między „pragnieniem lepszego poznania kultury mojego taty a lojalnością w stosunku do mamy” (s. 133). Targają nim wewnętrzne rozterki, ale jest dumny ze swego dziedzictwa. Życie w rezerwacie znacznie różniło się od życia w Levah, dlatego Samuel sam musi wybrać drogę, które z jego dziedzictw będzie ważniejsze. Bardzo chcę, żebyś mnie kochała, ponieważ ja kocham ciebie aż do bólu. (s. 326) W jak niecodziennych warunkach może narodzić się przyjaźń i miłość, zapewne wiecie. Josie małymi krokami zdobywa zainteresowanie Samuela. Razem w szkolnym autobusie uczą się od siebie i siebie, odkrywają wspólny rytm, wspólną melodię. Jednak wisi nad nimi różnica wieku – pięć lat. To dużo! Ona zaczyna gimnazjum, a on kończy szkołę średnią. Skrywane uczucia ujawniają się na inne sposoby. A miłość raz jest, a raz jej nie ma, a jak jest, to ma różne oblicza. Stare uczucia przynoszą nowy ból… W powieści nie brakuje wzlotów i upadków, jednak życie nie stoi w miejscu i trzeba iść do przodu. Ważna jest też religia. Josie jest mormonką, lecz chodzi do lokalnego kościoła. Zadaje egzystencjalne pytania, zgłębia Biblię, przypowieści, legendy Nawahów. Zastanawia się nad wieloma rzeczami i analizuje je dogłębnie, a czytelnik wraz z nią. Nasze uszy chcą słyszeć to, co ukrywają przed nimi oczy. (s. 73) Powieść wypełniają dźwięki, literatura, przyjaźni i miłość oraz bieganie. Złożoność charakterów bohaterów oraz ich wierne przedstawienie przyciąga czytelnika. Amy Harmon wplotła do swej historii wiele. Poruszyła temat tożsamości narodowej, poszukiwania przyszłości, poświęcenia dla bliskich, dążenia do celu, pokonywania przeszkód, wspierania się; zapisała na kurs przyspieszonego dojrzewania; zaraziła pasją do muzyki i literatury; pokazała prawdziwą pomoc sąsiedzką i troskę; wplotła legendy Nawahów i rozmowy o religii; dodała szczyptę historii USA i ciekawostki o kompozytorach, a wszystko oplotła siłą przyjaźni i miłością. Zrobiła to w pięknym stylu, naturalnie i powstała ciepła i wzruszająca powieść, która czyta się sama. Dla wrażliwych osób przydadzą się chusteczki, a dla melomanów muzyka. Biegając boso jak dla mnie to mądra obyczajówka z romansem, bardzo życiowa, poruszająca wiele ważnych tematów, pełna miłości i dojrzewania do niej. Dajcie się oczarować. Przekonajcie się, co drzemie w indiańskiej duszy Sama i muzycznej duszy Josie. Pobiegnijcie wraz z nimi, nawet truchtem.
-
Recenzja: http://siemamoniaczyta.blogspot.com Monika SzklarzewskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
4,5/5 ✰ Josie była nieśmiałą i nad wyraz dojrzałą trzynastolatką. Kochała książki i muzykę, jednak nie miała nikogo, z kim mogłaby dzielić swoje pasje. Ten aspekt jej życia zmienił się, kiedy pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela - osiemnastoletniego Indianina. Burzliwe rozmowy o literaturze i muzyce, doprowadziły do niezwykłej przyjaźni. Po ukończeniu szkoły, Samuel wyjechał z miasta. Spełniał swoje marzenie o tym, by zostać żołnierzem piechoty morskiej. Nic nie wskazywało na to, że jego wyjazd będzie jednoznaczny z końcem tej przyjaźni, natomiast właśnie tak się stało. Kiedy po latach wraca ze służby, okazuje się, że Josie jest taka sama, jak ją zapamiętał. Zauważa jednak, że dziewczyna potrzebuje od niego dokładnie tego samego, co kiedyś ofiarowała mu w szkolnym autobusie: rozmowy, akceptacji i - przede wszystkim - wsparcia. Czasami szczerość jest dużo prostsza, gdy wokół panuje ciemność. Amy Harmon. No nie oszukujmy się, kocham tę autorkę. Uwielbiam jej styl pisania, uwielbiam tę lekkość, bijącą z jej książek. Uwielbiam to, w jaki sposób potrafi opisywać ludzkie problemy i z jaką dogłębnością przedstawia uczucia bohaterów. Nie da się ukryć, że jak mało kto, potrafi grać na emocjach. Najpierw było Making faces, które mnie urzekło i doprowadziło do łez. Potem Prawo Mojżesza i Pieśń Dawida, które zrobiło ze mną dokładnie to samo, tylko dwa razy mocniej. A Biegając boso? Kolejne cudo! Może nietypowo, ale zacznę od minusów. A tak właściwie to od jednego, małego minusika - opowieści Samuela dotyczące Indian Nawaho. I tak, ja wiem, że to jeden z kluczowych motywów w tej książce, ale.. no trochę mnie to nudziło. Może nie byłoby tak, gdyby tych historii nie było tak wiele, ale po którejś z kolei, czułam po prostu znużenie. Czytałam je bardzo szybko (i przyznaję - może trochę nieuważnie), ale po prostu to nie było dla mnie. Oczywiście, ile osób, tyle opinii! To, co ja uważam za minus, komuś innemu może się bardzo podobać, więc nie przekreślajcie tej książki tylko ze względu na opowieści Samuela. Poza tym, tak jak napisałam, to tylko mały minusik, o którym zdecydowanie można zapomnieć, kiedy cała reszta książki jest po prostu.. piękna! A we mnie coś pękło. Potężny trzask rozbrzmiewał w mojej klatce piersiowej. Pomyślałam sobie, że podobnie brzmiałby lód na zamarzniętym jeziorze pękający pod moimi stopami. No więc tak - ta historia jest po prostu piękna! Od pierwszej strony chwyta za serce i nie puszcza, aż do samego końca. Chociaż powiem wam, że nawet po przeczytaniu i odłożeniu tej książki na półkę, nie mogłam przestać o niej myśleć, ale akurat to jest czymś bardzo typowym dla książek Amy Harmon. Chodzi mi o to, że one po prostu zapadają w pamięć. Są napisane w taki emocjonalny sposób, przez który trudno jest o nich zapomnieć, nie tylko kilka dni od przeczytania, ale tak w ogóle. Dla mnie to coś naprawdę fenomenalnego! Muszę przyznać, że uwielbiam Josie. Jest tak subtelną postacią, tak uczuciową, przeładowaną emocjami, że chyba nie da się jej nie lubić. Dziewczynka, która była zmuszona dorosnąć bardzo szybko, taka bez typowej dla nastolatek naiwności, ale z ogromną dawką wrażliwości. Samuel? Nietuzinkowy chłopak, którego życie nie oszczędzało. Niemogący zrozumieć, co złego ludzie widzą w odmienności, poszukujący zrozumienia i przynależności. Starający się znaleźć wśród ludzi taką grupę, do której mógłby przynależeć. To, co z pewnością jest typowe dla historii, które pisze Harmon, jest wyjątkowa kreacja miłości. Miłość, która zrodziła się między Josie i Samuelem, pozbawiona była tego, co we współczesnym świecie uważane jest za must have w związku - nie było niesamowitego zauroczenia, zakochania od pierwszego wejrzenia, nie było szkolnej piękności i przystojnego podrywacza. Ich miłość zrodziła się z przyjaźni, oparta na akceptacji, zrozumieniu, rozmowie. Na zaufaniu i wierze. Kobiety odczuwają wiele emocji, ale mają tylko jedną fizyczną reakcję. Kiedy się złościmy, płaczemy. Gdy jesteśmy szczęśliwe, płaczemy. I kiedy jesteśmy smutne, płaczemy. A gdy jesteśmy wystraszone - no, zgadnij? - też płaczemy. Biegając boso to książka, która pozwala oderwać się od stereotypowego myślenia. Daje szansę na przewartościowanie niektórych życiowych kwestii. Serio, bez żadnej ściemy - tak naprawdę jest. Pozwala dostrzec, że naprawdę w ludziach są ważniejsze rzeczy, niż ich wygląd. Że miłość może być piękna, może nie uderzać jak piorun, może uratować życie. Uwielbiam to, że ta historia niesie za sobą pewne wartości. Nie jest pusta i płytka. Pokazuje życie takim, jakie powinno być, a o czym bardzo często zapominamy. Nie można budować wokół siebie muru, a potem złościć się, że nikt nie chce się po nim wspiąć, żeby przejść na drugą stronę.
-
Recenzja: http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/ werka777Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
siążki Amy Harmon należą do tych, które w moich prywatnych rankingach plasują się bardzo wysoko. A to ze względu na żywe emocje, wypływające z każdej historii stworzonej ręką autorki. I choć absolutnie jestem przekonana co do kreowanych przez nią powieści fantasy, to właśnie romanse, te przyziemne, zachwycają mnie najbardziej. Czy „Biegając boso” potwierdza tę regułę? Czy świat pierwszych podrygów uczuć nieśmiałej Josie i pół Indianina Samuela to taka książka, dla której warto zarwać noc? ZARYS FABUŁY Josie Jensen dość wcześnie straciła matkę. Nieśmiała trzynastolatka dzieliła więc czas pomiędzy obowiązki domowe, których przy wielu braciach nie brakowało, a grę na pianinie. Kiedy do miejscowej szkoły trafił Samuel Yazzi, Indianin z plemienia Nawaho – niosąc ze sobą szereg plotek i obraz niebezpiecznego buntownika, dziewczyna nie przypuszczała, że chłopak okaże się tym, który postanowi jej pomóc i tym, do którego i ona wyciągnie życzliwą dłoń. Pośród literatury, muzyki, legend – tych dwoje zaczyna łączyć nie tylko poczucie wyobcowania, ale także więź dusz. Sam jednak wie, że będzie musiał ją zostawić i wyjechać. I tak też robi. Zostaje żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po wielu latach wraca okazuje się, że przytłoczona losem Josie wcale nie jest szczęśliwa. Tak bardzo potrzebuje tego, by ktoś nauczył ją akceptacji i podarował zrozumienie. Czy Sam jest tym samym człowiekiem, którym był i czy będzie potrafił to zrobić? ONI Z PRZESZŁOŚCI I ONI DZIŚ Jak na powieści Amy Harmon przystało, kolejny raz na pierwszym planie stają postaci nietuzinkowe, a już na pewno owo stwierdzenie może dotyczyć Samuela. Chłopak wychowywany w rezerwacie trafia w progi publicznej szkoły, ponieważ komuś obiecał ją ukończyć. Od zawsze wykluczony ze społeczności ze względu na swoje „mieszane” pochodzenie. Pół Indianin, pół biały, z bagażem znajomości niezwykłych legend, ale też pokładami odwagi i frustracji – które nieraz kończą się bójką. Josie to dziewczyna bardzo wrażliwa, młodsza od Samuela, choć jak na swój wiek nader dojrzała. To sytuacja rodzinna zmusiła ją do przyspieszonego dorastania, a determinacja, chęć do nauki i pozyskiwania wiedzy oraz ciężka praca sprawiły, że pomimo niewielkiego budżetu Josie załapała się na lekcje pianina u pewnej starszej i chętnej do pomocy pani. W książkach autorki zawsze cenię to, że pozwala stanąć w świetle reflektorów postaciom niewyidealizowanym, mającym swoje słabości, na pewno nie greckim bogom, a raczej tym nieśmiałym, poturbowanych przez los, wymagającym akceptacji. Nie zawiodłam się i tym razem. MIŁOŚĆ NIEWINNA Historia o miłości, tej czystej, nieokaleczonej brudem wyłącznie fizycznego zaślepienia. Oparta na zaufaniu, szczerości, przełamywaniu barier, rozmowie, wzajemnej pomocy i niezwykłej więzi, która sama w sobie rodzi pomiędzy bohaterami chemię. Pomiędzy tym kwestia poszukiwania swojego miejsca, zrozumienia, przyjmowania na klatę kolejnych ciosów zadawanych przez los. Upływ czasu i cierpienie, które jest potrzebne po to, by potem móc poczuć prawdziwe szczęście. MUZYKA, KSIĄŻKI, INDIAŃSKIE LEGENDY Autorka pomiędzy wątki uczuciowe wplata muzykę, nazwiska kompozytorów, emocje towarzyszące dźwiękom. Melodie płynące prosto z serca i mieszające się ze słowami klasyki literatury, którą bohaterowie poznają odkrywając szereg nowych wyrazów. Absolutnie uwielbiam motyw indiańskich legend, kwestie języka stosowanego przez plemię Nawahów, opisywane tradycje. Nie wiem w jakim stopniu Amy Harmon posłużyła się faktami, a w jakim własną wyobraźnią, ale zrobiła to po mistrzowsku. W tle mała społeczność, ludzie życzliwi, chętni do pomocy, niezawodni, dobrze doinformowani w kwestii kolejnych sensacji, tragedii czy plotek. PODSUMOWANIE Emocjonująca, wiarygodna, zapadająca w pamięć lektura. Urzekająca wrażliwością, wielobarwnym tłem i niezwykłymi bohaterami. Klimatem zbliżona do „Making Faces”, którą również pokochałam i szczerze Wam polecam. Jeśli szukacie dobrej książki o miłości szczerej, opartej na rozmowie, akceptacji i zrozumieniu – „Biegając boso” może okazać się strzałem w dziesiątkę.
-
Recenzja: papierowestrony.blog.spot.com Agnieszka Caban-PuszRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Biegając boso" to historia niezwykłego uczucia Josie Jo Jensen i Samuela Yazziego, dwóch zagubionych dusz w tym wielkim świecie. Nić sympatii która połączy ich na całe życie zaczyna się wić w szkolnym autobusie. To tam, te (jeszcze) dzieciaki zaczynają poznawać swoje historie. Wspierają się i o dziwo doskonale rozumieją mimo że pochodzą z różnych światów. Josie jako mała dziewczynka straciła matkę i od tamtego czasu, to ona stałą się gospodynią w rodzinnym domu. Musiała nauczyć się kobiecych zajęć, ciężko pracować pomagając też ojcu i opiekując się braćmi, a przy tym starała się nie skarżyć. Jej życie odmieniło się kiedy poznała Sonję Grimaldi. Kobieta ta odkryła przed dziewczynką świat muzyki, którą ta pokochała całym sercem, tak jak wcześniej książki. Właściwie muzyka klasyczna jest tłem całej powieści, co czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. Samuel Yazzie to Indianin z plemienia Nawaho. Chłopak pragnie odmienić swoje życie i osiągnąć więcej niż jego bliscy.Marzyy o zostaniu żołnierzem. Jednak co muszę zaznaczyć, nigdy nie wypiera się swoich korzeni i wciąż jest wierny tradycjom i wierzeniom swojego ludu.Szanuje ich historię i wybory. Ujęła mnie bardzo jego miłość do babci, starej już kobiety która jest mu bliższa niż matka, która pogubiła się w życiu. ***** "Twoja melodia... To najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek dla mnie zrobił..." ***** Wracając do uczucia które połączyło dwójkę głównych bohaterów, nie było ono takie bajkowe. Ich historia tęsknoty, skrywanych uczuć, niewypowiedzianych słów toczyła się latami. Oboje musieli sporo wycierpieć zanim dotarło do nich jakie błędy popełniają. Może musieli też dorosnąć? Kiedy spotykają się po latach mamy uczucie że to, co kiedyś ich łączyło po prostu się wypaliło...Ale czy naprawdę? Czy prawdziwa miłość może przegrać z rozłąką? Amy Harmon w książce "Biegając boso" pokazuje jak piękną lekturą może być książka pełna wrażliwości i delikatności. Przypomina czytelnikowi że miłość to nie tylko gorące erotyczne sceny, wyuzdane opisy i wulgarne słowa. Miłość to wspólne czytanie książki, słuchanie muzyki, to milczenie we dwoje. To także przełamywanie własnego wstydu by pomóc drugiej osobie. Miłość to też dziesiątki listów. Napisanych, choć nie wysłanych... Autorka zachwyca mnie swymi opisami Indian, ich legend i wierzeń. Jej książka to jakby słuchać muzyki spacerując po otwartych przestrzeniach łąk, gdzie twarz jest muskana promieniami słońca i wiatru. Gdzie czasem człowiekowi wymyka się łza tęsknoty, a czasem twarz rozświetla promienny uśmiech. Polecam każdemu kto ma w sobie choć odrobinę romantyka, kto szuka wytchnienia i zwyczajnie dobrej lektury. ***** "Przedtem nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jaki jest boski plan dla mnie. Nie kwestionowałam tego, kim jestem i dlaczego tu jestem, dopóki nie straciłam zdolności patrzenia na własną przyszłość z radością..." ***** Daję : 10/10
-
Recenzja: Pisanie / czytanie - moja pasjaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej — o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami. Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło.. To wzruszająca i ciepła historia o przyjaźni, wspieraniu się, o poszukiwaniu swojej przyszłości i o tym, jak trudne może być zaakceptowanie przeszłości. Urzeka realnie odmalowanymi postaciami i złożonością ich charakterów. Niemal usłyszysz muzykę, o której mówi Josie, dotkniesz indiańskiej duszy Sama, a także poczujesz uskrzydlającą moc ich miłości! Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości." Josie jest typową nastolatką, chociaż nadzwyczaj spokojną. Jej pasją jest muzyka, z którą łączy ją bardzo wiele. Muzyka jest po prostu jej światem, jej sacrum, oazą bezpieczeństwa. Josie jest również niesamowitym molem książkowym, który pochłania książki szybciej niż świeże bułeczki. Autorka wykreowała naprawdę ciekawą postać, dała jej intrygującą osobowość, którą możemy odkrywać przez całą powieść. Los Josie splata się z Samuelem, który jest jej najlepszym przyjacielem, zwierzchnikiem jej duszy. I mimo iż łączy ich duża różnica wieku, dobrze się dogadują. Dziewczyna jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, mimo iż cechuje ją silna nieśmiałość. Natomiast Samuel jest postacią nadzwyczaj wyrozumiałą, empatyczną. Pokazuje obraz mężczyzny, który każda kobieta chciałaby widzieć w swoim partnerze. Przez różnicę wieku między bohaterami nie może dojść do poważnego uczucia, musi minąć dużo czasu. Jednak oni dostają ten czas, a ich losy ponownie łączą się po wielu latach, gdy mężczyzna wraca z wojska. Josie jest w trudnej sytuacji życiowej, ponieważ kiepsko radzi sobie z dorosłością. Jest zagubiona, nie umie się odnaleźć w środowisku, brakuje jej bratniej duszy, która właśnie wróciła i postara się poskładać życie dziewczyny w całość. Pierwszy raz miałam okazję spotkać się z twórczością tej autorki, która zauroczyła mnie swoją historią. Zarówno okładka, jak i treść warte są swojej ceny. Książkę polecam zarówno młodzieży, jak i dorosłym czytelnikom. Pokazuje ona wartość przyjaźni, uczuć, miłości. Pokazuje, że czas pędzi nieubłaganie, a my jesteśmy jego aktywnymi odbiorcami. Pokazuje, że nie ma problemów, których nie bylibyśmy w stanie rozwiązać. I uczy, że warto mieć z kim dzielić życie.
-
Recenzja: Lubimy Czytać KrainaksiążekRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Biegając boso” to przepiękna opowieść z krwi i kości w której nie doświadczymy cukierkowatości, jakichkolwiek elementów słynących wśród takich opowieści gdzie miłość również gra swoje pierwsze skrzypce. Gdy się zabierałam za tę książkę, wiedziałam, że musi być to naprawdę coś znakomitego. Sam opis mnie w takim stopniu zachęcił, że gdy tylko dostałam książkę w ręce, czytałam ją z zapartym tchem. Przez całą historię możemy doświadczyć piękne, wzruszające chwile, prezentując nam w ten sposób ludzi autentycznych z bagażem doświadczeń, które ich ukształtowały. Jedyna trudność, jaka napotyka tych ludzi to nurtująca samotność, brak akceptacji, która niekiedy zamyka serca, czyniąc z niego kamień. Dostajemy tutaj historie dwóch od siebie różniących się osób, wiekiem, pochodzeniem, tym co w ich życiu się wydarzyło, a pomimo tego przypadkowe spotkanie tejże dwójki kształtuje ich miłość, gdy oboje wręcz to czują, że są bratnimi duszami. Obserwujemy tutaj losy młodej dziewczyny Josie Jensen, która z powodu straty matki musiała szybko dorosnąć, zmienić swoje życie i nie raz swoim zachowaniem odbiega od swoich rówieśników, którzy jej nie rozumieją. Drugą zaś też ważną postacią jest Samuel Yazzie, który jest Indianinem, pochodzi z plemienia Nawaho. Tę dwójkę zaczynają łączyć wspólne tematy, ona mu opowiada o swojej pasji, zaś chłopak o legendach związanych z Indianami. Gdy tylko Samuel kończy szkołę, wyrusza w świat, zaciągając się do wojska, by po kilku latach wrócić do miasteczka w którym została jego bratnia dusza. Ponowne spotkanie rozbudzi ich uczucia, które w żaden sposób nigdy nie zgasły, zaś sam chłopak dostrzega, że musi pomóc dziewczynie tak jak ona mu kiedyś, gdy był, tak samotny. Piękna i wzruszająca powieść, przy której można nie raz uronić łzy, co tylko pokazuje, jak cudownie zbudowaną jest opowieścią.
-
Recenzja: Woceanieslow.pl StyśkaaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Josie w wieku dziewięciu lat straciła mamę. Po jej śmierci musiała porzucić swoje dzieciństwo i zaopiekować się domem, tatą i starszymi braćmi. Przypadkowo odkrywa w sobie wielki talent i miłość do muzyki. Zaczęła brać lekcje fortepianu pod okiem starszej pani, która kiedyś była nauczycielką muzyki. Pani Sonja dbała o nią jak o własną córkę i przekazała jej swoją miłość i wiedzę muzyki klasycznej. Mając trzynaście lat Josie poznaje w szkolnym autobusie osiemnastoletniego Samuela. Mimo znacznej różnicy wieku i kultur szybko nawiązali nić porozumienia. Połączyło ich zamiłowanie do literatury i muzyki. Bardzo długo dyskutowali na te tematy i dzielili się ze sobą swoimi przemyśleniami i historiami. Stali się bratnimi duszami. Marzeniem Samuela było zostanie żołnierzem piechoty morskiej. Po ukończeniu szkoły wyjechał, by je spełnić. Josie została sama i musiała nauczyć się żyć bez swojego jedynego przyjaciela. Po kilku latach Samuel wraca do małego miasteczka Levan i dowiaduje się jak wiele się przez ten czas zmieniło. Spotyka Josie, której los nie oszczędzał i wystawiał na kolejne próby. Mimo iż oni wciąż pozostali tacy sami, wszystko inne było już całkiem inne. Czy uczucie, które tyle lat dojrzewało w tajemnicy ma szansę, by w pełni rozkwitnąć? Przed nimi niełatwe zadanie. Czy podołają? Styl autorki jest lekki i przyjemny. Było tam dużo opisów, ale nie przeszkadzały mi one tak bardzo. Wydarzenia opisane w książce rozgrywają się na przestrzeni kilku lat. Na początku powoli wprowadza nas w swój świat, a później całkowicie nas do niego wciąga i ciężko się od niego oderwać. "- Uciekasz. Obiecałaś, że tego nie zrobisz - westchnął zza moich pleców. - Jestem tutaj. - Twoje palce biegną, chcą uciec." Josie nigdy nie było dane w pełni cieszyć się młodością. Bardzo szybko musiała dorosnąć i już w wieku trzynastu lat była dojrzałą dziewczyną. Zawsze trzymała się na uboczu i wolała samotne towarzystwo. Była nieśmiała, uwielbiała czytać, piec, a najbardziej kochała grać i słuchać muzyki. W ciągu swojego życia została wiele razy mocno zraniona, ale mimo to nigdy się nie poddała i wciąż opiekowała się swoimi bliskimi. To silna, mądra, dobra i utalentowana dziewczyna. Samuel nigdy nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi. Był zamknięty w sobie, a przez jego podwójne pochodzenie często był odrzucany przez innych. Dzięki młodej dziewczynie ujrzał lepsze strony życia i zaczął czerpać z niego radość. Po ukończeniu szkoły wyjechał, by poszukać samego siebie, swojego miejsca i akceptacji. Okładka jest cudowna. Ma w sobie pewien urok, który przyciąga wzrok i nie pozwala oderwać od niej oczu. Całość idealnie ze sobą współgra. Patrząc na nią ma się nadzieję na lepsze jutro. Biegając boso to opowieść o stracie, cierpieniu, poszukiwaniu siebie, poświęceniu, szczerej przyjaźni, akceptacji, pasji, mieszance kultur oraz wielkiej sile miłości i muzyki. Muzyka ma ogromną moc i potrafi łączyć zbłąkane dusze. Autorka za pomocą bohaterów barwnie opowiada nam różne legendy rodu Nawahów i wiadomości ze świata muzyki. Buduje nam niepowtarzalny klimat i urok książki. Pokazuje, że jeśli ktoś jest nam naprawdę przeznaczony to kiedyś go odnajdziemy, a wraz z nim upragnione szczęście. Podsumowując, z całego serca polecam Wam tę książkę. Jest warta poświęcenia jej każdej uwagi. Przeznaczona jest zarówno dla młodszych jak i starszych czytelników.
-
Recenzja: milionyksiazek.blogspot.com Żaneta DomuradRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Biegając boso to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Nie streszczam Wam fabuły, ponieważ trochę wyżej macie dość szczegółowy opis. Josie Jensen musiała szybko dorosnąć, ponieważ po śmierci mamy to ona przejęła obowiązki "pani domu" - gotowanie, porządki, "opieka" nad braćmi i ojcem. Doceniam bohaterkę za jej silny charakter. Mimo, że los bardzo wcześnie odebrał jej matkę - najważniejszą osobę w życiu dorastającej dziewczyny, to bohaterka nie poddała się, ani nie załamała. Według mnie Josie to taka typowa "chłopczyca" - co jest jednym z powodów, dla którego ją uwielbiam. Wielki plus dla autorki za prawdziwe elementy zaczerpnięte z indiańskich legend - ich symbolika, przesłanie i "bycie" samo w sobie nadało książce niesamowity klimat. Kolejny plus za okładkę. Delikatna, utrzymana w ciepłych, letnich kolorach, mimo trudnego tematu. W niektórych momentach śmiałam się sama do siebie. Już na początku uśmiech na twarzy sprawiła mi osoba pani Sonji (?) Grimaldi (żona lekarza), która podzielała miłość Josie do muzyki. To ona pomogła wkroczyć dziewczynie w pierwsze "uroki" wieku nastoletniego. Jednak nie może być zbyt kolorowo, prawda? Miałam ochotę zabić autorkę za o co zrobiła Kasey'owi, tym samym dorzucając kolejną kłodę pod nogi Josie. Płakałam i niemal krzyczałam w poczuciu bezsilności razem z bohaterką, czytając każde kolejne słowo. Zakończenie książki rozwaliło mnie kompletnie. Tak bardzo nieszablonowe - zarówno w świecie książek, jak i w naszym, rzeczywistym życiu. Książka, mimo poruszanych w niej trudnych tematów jest fenomenalna. Będziecie śmiać się i płakać razem z bohaterką. Z czystym sercem mogę polecić każdemu. Zdecydowanie nie było to moje ostatnie spotkanie z tą autorką.
-
Recenzja: http://ksiazkatooknonaswiat.blogspot.com/ Barbara AugustynRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Josie Jensen z małego miasteczka Levan w stanie Utah nie miała łatwego życia. Gdy dziewczynka miała osiem lat, jej matka zmarła na raka. Josie została na małej farmie z trzema starszymi braćmi i ojcem. Postanowiła, że zastąpi mamę w prowadzeniu domu – będzie sprzątać i gotować obiady. Dlatego dorosła szybciej niż rówieśnicy. Chętnie uciekała w świat fantazji – namiętnie pochłaniała książki. Później zakochała się w muzyce poważnej, uczyła się grać, a nawet komponowała własne utwory i marzyła o tym, by zostać sławną pianistką. Gdy miała trzynaście lat w szkolnym autobusie poznała osiemnastoletniego Samuela Yazziego, Indianina z plemienia Nawaho. Między poważną Josie a obrażonym na cały świat i zbuntowanym nastolatkiem dość niespodziewanie narodziła się przyjaźń. Dyskutowali o książkach i muzyce. Po skończeniu szkoły Samuel wyjechał i zaciągnął się do marines. Wrócił do Levan dopiero po kilku latach. W tym czasie życie nie szczędziło Josie kolejnych ciosów. Czy ich przyjaźń przetrwała próbę czasu? A może staną się dla siebie kimś więcej? Biegając boso Amy Harmon to przede wszystkim subtelna historia o miłości. Pozornie Josie i Samuel pochodzą z różnych światów, ale tak naprawdę łączy ich bardzo wiele. Oboje znacznie różnią się od rówieśników. Josie jest dojrzalsza, poważna, ma inne zainteresowania. Wywodzący się z plemienia Nawaho Samuel zwraca uwagę już samym wyglądem. Poza tym ma spory problem ze swoją tożsamością. Jego matka była Indianką, ojciec pochodził z Levan. W efekcie ani w rezerwacie, ani w miasteczku nie czuje się swobodnie. Wszędzie się wyróżnia. Jest dzieckiem dwóch ras, dwóch kultur i ma spore problemy, by się z tym uporać. Książka Amy Harmon jest także opowieścią o poszukiwaniu siebie i marzeniach, które czasem życie brutalnie weryfikuje. A może sami się ich wyrzekamy? Josie miała wielkie plany, ale niewiele z nich zrealizowała. "Czasami rozmyślałam nad tym, jak inne okazało się moje życie od tego, które sobie wymarzyłam. Kiedyś przecież chciałam chodzić do liceum artystycznego Performing Arts High School. Nigdy nie mówiłam o tym tacie; gdyby o tym wiedział, na pewno starałby się mi to umożliwić. Ale moje więzi z domem i rodziną były zbyt silne i za bardzo mnie krępowały" (s. 193). Biegając boso to lekcja dla wszystkich tych, którzy boją się podążyć za swoimi marzeniami. Życie nie zawsze układa się tak, jak chcielibyśmy, ale czasem brakuje też odwagi, by zrobić kolejny krok. Amy Harmon umieściła akcję powieści w miejscu, które dobrze zna – miasteczku Levan, gdzie sama dorastała. Założyli je przed laty emigranci z Danii, ale okres świetności ma już dawno za sobą i mocno podupadło. Mimo to większość rodzin jest do niego bardzo przywiązana i ani myśli się wyprowadzić. Jak to w małym miasteczku bywa, wszyscy się znają i chętnie sobie pomagają. Lecz z drugiej strony nic nie umyka ciekawskim oczom sąsiadów i trzeba bardzo uważać, by nie stać się tematem plotek. Osadzenie historii w miejscu, które autorka zna tak dobrze, nadaje jej specyficznego kolorytu. Podobnie jak liczne nawiązania do kultury i legend indiańskiego plemienia Nawaho. Oczywiście, to nie jedyne autobiograficzne wątki w Biegając boso. W pochłaniającej książki Josie z pewnością jest sporo z autorki, która sama dorastała w Levan, a jej ulubioną rozrywką było czytanie. Sztuka i jej wpływ na człowieka to kolejny ważny wątek w książce Amy Harmon. Sporo miejsca w Biegając boso zajmuje fascynacja Josie muzyką poważną i literaturą klasyczną. Na szczęście autorce udało się stworzyć postać sympatyczną, a nie zarozumiałą, jak to czasami z molami książkowymi w literaturze bywa. "Nikt nie oczekiwał ode mnie, że wrócę do normalnego życia. Straciłam swoją drugą połówkę, przez co poczułam się jak but, który utracił towarzysza i już nigdy nie zostanie z powrotem założony. A nie potrafiłam biegać boso" (s. 8). Jeżeli szukacie pięknej historii o miłości, poszukiwaniu siebie i walce o spełnienie marzeń, to na Biegając boso Amy Harmon z pewnością się nie zawiedziecie.
-
Recenzja: Recenzjekrolewskie.blogspot.com Patrycja SudołRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"... kobiety odczuwają wiele emocji, ale mają tylko jedną fizyczną reakcję. Kiedy się złościmy, płaczemy. Gdy jesteśmy szczęśliwe, płaczemy. I kiedy jesteśmy smutne, płaczemy. A gdy jesteśmy wystraszone- no, zgadnij?- też płaczemy." Josie Jensen musiała wcześnie dorosnąć, zbyt wcześnie. Kiedy była mała, zmarła jej mama. Dziewczynka od razu przyjęła na siebie wszystkie obowiązki w domu. Już jako mała dziewczynka stała się dorosłą kobietą, o wiele poważniejszą od swoich rówieśników. W wolnym czasie chodziła na naukę gry na pianinie. Była bardzo nieśmiała i miała problem z nawiązywaniem kontaktów. W wieku trzynastu lat była już niezwykle utalentowaną dziewczynką. Doskonale rozumiała muzykę, którą kochała i czytała dziewiętnastowieczne powieści. Do tego poznała smak prawdziwej miłości... "Poczułam, że w moim sercu pęka rysa z imieniem Samuel." Samuel Yazzi to osiemnastoletni Indianin z plemienia Nawaho. Chłopak nie potrafi odnaleźć się w żadnym świecie. Ani w świecie matki, w plemieniu, gdzie jest niechciany zarówno przez nią jak i przez ojczyma, który znęca się nad nim, ani w świecie nieżyjącego już ojca, bo wszyscy uważają go za zbyt kolorowego. Samuel jest wycofany, prawie z nikim nie rozmawia, ma też problemy z nauką. Marzy jednak, że pewnego dnia trafi do marines, będzie walczył i w końcu znajdzie swoje miejsce na ziemi. "Lubię być sama, ale nie cierpię być samotna." Pewnego dnia, w autobusie szkolnym kierowca przydzielił każdemu uczniowi miejsce. W ten sposób trzynastoletnia Josie poznała osiemnastoletniego Samuela. Początkowo trudno było im nawiązać ze sobą kontakt. Obydwoje byli nieśmiali i wycofani. Wkrótce jednak znaleźli wspólny język. Josie pomagała Samuelami z czytaniem książek. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami i rozważaniami na temat książek i muzyki, narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej — o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami.Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło. "Wrócił ktoś, kogo kiedyś kochałam i utraciłam, więc mocno go trzymałam, nie zamierzając puścić." Amy Harmon to cudowna autorka, która pisze tak niezwykłe powieści, że czasami aż sama nie mogę wyjść z podziwu dla jej twórczości. Miałam już okazję przeczytać kilka jej książek i byłam nimi zachwycona, poruszyły mnie do głębi, ale ta... na coś takiego nie byłam przygotowana. Biegając boso to książka, która po prostu mną wstrząsnęła. Zarówno Josie jak i Samuel to postacie z ogromnym bagażem doświadczeń, które silnie zadziałały na moje emocje. Ich historia, zarówno ta indywidualna jak i wspólna bardzo mnie poruszyły i pragnęłam zastanowić się nad nią dłużej, powoli poznając ciąg dalszy. Dlatego to jedna z niewielu książek, które czytałam przez kilka dni, zamiast pochłonąć ją w jeden wieczór, jak to zazwyczaj robię. Pragnęłam poznawać ją stopniowo, rozkoszować się nią i delektować. Poruszała zbyt ważne problemy, posiadała niezwykłą głębię... Nie mogłam jej tak po prostu przeczytać. Za tą niezwykłą powieść, która wyzwoliła we mnie tyle emocji, jak żadna inna, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Helion. Moja ocena: 10/10 (zdecydowanie więcej.. 50/10)
-
Recenzja: Dziennik Łódzki dpRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Wydawnictwo Editio Josie w młodości poznała Samuela Yazziego, Indianina z plemienia Nawaho. Mieli wiele tematów do rozmów. Gdy spotkali się po latach, niewiele się zmieniło. Opowieść o szczerej przyjaźni.
-
Recenzja: blackcrow87.wordpress.com Ewelina ChojnackaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Biegając boso to niesamowicie wciągająca i poruszająca serce historia, która swoją premierę miała 7 sierpnia 2018 za pośrednictwem Wydawnictwa Editiored. Jej autorką jest Amy Harmon -bestsellerowa pisarka New York Times, USA Today, Wallstreet Journal oraz Whitney Award i Swirl Award. Jej książki zostały wydane aż w 15 krajach i zdobyły uznanie nie tylko u wielbicielek gorących romansów, ale i u fanów dobrej, wciągającej fantastyki. W Polsce Pani Harmon znana jest z takich tytułów jak: Prawo Mojżesza, Pieśń Dawida, Making Faces, Słowo i Miecz oraz Królowa i Uzdrowiciel. Główną bohaterką tej powieści jest Josie Jensen – nieśmiała, lecz nieziemsko uzdolniona trzynastolatka, która po śmierci swojej matki musiała bardzo szybko porzucić świat beztroskiej swobody i stać się odpowiedzialną Panią domu oraz rozsądną strażniczką rodzinnego ogniska. To wtedy, całe jej nastoletnie życie uległo gwałtownej zmianie i utraciło bezpowrotnie smak młodzieńczej zabawy oraz radosnego szaleństwa. Jej przyśpieszony egzamin dojrzałości okazał się niełatwym testem emocji, które wypełnione zostały nie tylko pustą nutką samotności i brakiem szczypty zrozumienia, ale i niebanalną magią szczerej muzyki, która porusza w niej każdy skrawek wrażliwego serca. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznaje Samuela Yazziego – osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho, który tak samo jak ona rozumie i kocha klimat klasycznej muzyki, składającej się z nut wyjątkowych i niepowtarzalnych wspomnień. Z upływem lat, między Josie i Samuelem tworzy się wyjątkowa więź przyjaźni i zaufania, która dzięki garści przepięknych marzeń i szczypty przekornego losu przekształca się w uczucie, pachnące słońcem i magią nietuzinkowej miłości. Biegając boso to pełna szczerych emocji oraz niezapomnianych wrażeń historia, która otulona została nie tylko pięknem miłosnej melodii i gorącej, autentycznej pasji, ale i siłą młodzieńczych marzeń oraz pragnień, które nadają naszemu szaremu życiu barw radosnej tęczy. Z niecierpliwością czekam na kolejne dzieła z rąk niepowtarzalnej i kreatywnej Pani Harmon 🙂
-
Recenzja: thievingbooks.blogspot.com ELLIE MOORERecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Twoja melodia... To najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek dla mnie zrobił." Muzyka nie ma granic. Zaciera spory i waśnie, pomaga zrozumieć i zapomnieć. Jednoczy tych, którzy mają odwagę słuchać. Amy Harmon w swojej powieści pokazuje wagę muzyki i jej siłę przebicia w ponurym świecie rzeczywistości. Autorka słynie z niezwykle emocjonalnych historii i "Biegając boso" doskonale podkreśla jej zrozumienie wobec wszystkich, także tych negatywnych emocji. Z precyzją i wprawą dojrzałego autora prowadzi nas przez niełatwą podróż dziecka pokrzywdzonego przez życie, które na swojej drodze raz za razem spotyka przeciwności kształtujące charakter. Harmon pozwala nam patrzeć jak dynamicznie, pod naporem doświadczeń zmieniają się jej bohaterowie, ale nie pozwala zabierać głosu - jesteśmy świadkami czegoś niezwykłego, co nie wymaga żadnej ingerencji. To historia Josie Jo Jensen, dziewczynki która zbyt szybko straciła swoją matkę. Musiała stanąć w obliczu prawdziwego wyzwania, zapomnieć o dzieciństwie i zaledwie w wieku dziewięciu lat przejęć znaczną część kobiecych obowiązków w domu, gdzie poza nią zamieszkiwali sami mężczyźni. Oddała się zatem roli matki, córki i służącej w domu własnego ojca i braci, zapominając o utraconym dzieciństwie. Na całe szczęście spotkała na swojej drodze bratnią duszę, młodego indiańskiego chłopca - Samuel, który w jej młodych latach stał się podporą przyjaźni. W dalszym życiu, gdy ponownie się spotkali, okazał się kimś znacznie cenniejszym. Wielką rolę w tej historii odkrywa kreacja postaci. Autorka fenomenalnie uchwyciła problemy związane z prywatnymi sprawami głównych bohaterów i przełożyła to na ich charaktery - pokazując nam jak kształtują się i zmieniają pod wpływem upływających lat. Nie jest łatwo czytać o trudach życia z jakimi zmagają się Josie i Samuel, jednak nie będę ukrywać ze przyjemnością było dla mnie śledzenie poczynań tak głębokich i wiarygodnie wykreowanych postaci. To dzięki nim powieść Harmon żyła prawdziwym życiem od pierwszej do ostatniej strony, zachwycając mnie nie tylko prawdziwością wydarzeń, ale i poczuciem, że z każdej sytuacji możliwe jest wyjście. To nie jest jednak zwykły romans o młodzieńczej miłości. To głęboka relacja dwójki zagubionych bohaterów, którzy wzajemnie wspierają się przez lata i poprzez wzajemne zrozumienie dostrzegają łączące ich emocje. Poznajemy ich jako dzieci, które dopiero stawiają nieśmiałe kroki w budowaniu relacji, żegnamy jako dorosłych, którzy wciąż niepewni swojego losu wiedzą co mogą oczekiwać od siebie nawzajem. Uczucie łączące tą dwójkę jest czyste i piękne, choć wiele razy nie było oczywistym zwrotem w fabule - przeżyłam z bijącym sercem wiele chwil konwersacji o marzeniach i pragnieniach między Josie i Samem, by w końcu zrozumieć do czego dążą i czego oczekują. Szczerość wyróżnia tą powieść na tle innych, podobnie jak wszystkie powieści Amy Harmon. To autorka, która potrafi idealnie w punkt oddać wszystkie targające bohaterami uczucia, jednocześnie nie przekraczając granic wiarygodności. "Biegając boso" ujmuje pięknem i zaskakuje masą emocji, chwyta za serce i wzrusza. Z muzyką tle i wartościami ukrytymi w tekście zabiera nas w niezapomnianą podróż, w głąb ludzkich umysłów, której na pewno długo nie zapomnę.
-
Recenzja: potegaksiazek.blogspot.comRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Już zaczynając tę książkę możemy zaobserwować jaką silną bohaterką jest Josie. Szczerze? Podziwiam ją za jej twardy charakter. Miała ciężko od najmłodszych lat, gdy zmarła jej mama i musiała się zaopiekować domem jako jedyna kobieta (a raczej dziewczynka) w domu pośród zapracowanego na farmie ojca i trzech braci. Jej determinacja, by wszystko było na miejscu mnie zdumiewała. Sprzątała, gotowała, wcześniej się uczyła u innych gotować bacznie obserwując, a do tego pomagała w gospodarstwie. Mnie się to już wydaje zbyt dużo jak na małą dziewczynkę. Pamiętajmy, że do tego miała szkolne obowiązki. Chcecie więcej? Czytała dużo mądrych książek, klasyków i dodatkowo... zaczęła pobierać lekcje nauki na pianinie u wyjątkowej kobiety Sonji. Ta mała dziewczynka miała życie pełne roboty, a nigdy nie narzekała. Chciałabym być nią. Josie miała wrażliwą duszę, posiadała romantyczną miłość do muzyki i książek. Była tak niesamowicie mądra, że nie jeden dorosły mógłby jej pozazdrościć (w tym ja), a była trzynastolatką. I tutaj jej mądrość koliduje się ze złym, upartym Samuelem... chłopakiem, który nie potrafił znaleźć swojego miejsca na ziemi. Tego 18-letniego chłopaka 13-letnia dziewczyna rzucająca mu swoją mądrością w twarz niesamowicie go irytowała. Bo powodowała, że sam uświadamiał sobie jak mało wie. To była przyjaźń, chociaż ja w sumie, tak prywatnie nie nazwałabym tego aż taką przyjaźnią, patrząc na stosunek Samuela do Josie, bo chociaż był nią zafascynowany, to trochę gburowaty. Ale się mu nie dziwię. Był młodziutki i skłócony ze światem. Będąc pół Indianinem pół 'białym', zawsze doświadczał przykrości od innych. Bardzo chciał być akceptowany, a tej akceptacji mało kto mu dawał. Dlatego postanowił zostać marines, być żołnierzem. Wiecie, ta książka ma takie dwie części. Nie mogę wam powiedzieć, która bardziej mi się podobała. I choć, szczerze, czekałam na ten moment dorosłości bohaterów i powrotu Samuela, to tak bardzo dobrze mi się czytało to, jak Samuel jako 18-latek i Josie jako 13-latka się poznawali. To jak się spierali o książkowe tematy, jeden drugiego uświadamiało o czymś. Trochę się bałam, że informacje o Indianinach, Nawahach mnie przytłoczą i się zanudzę. Wiecie co? Tak nie było. Autorka nie przytłaczała wielkimi informacjami, tylko stopniowo, po trochu pokazywała nam kulturę Nawahów, która doprawdy była naprawdę fascynująca. Czasami aż się można było zdziwić jakie mają tradycje. :D A Samuel był bardzo zafascynowany muzyką Josie. Ta dziewczynka była taka młoda, a taka pracowita, że się to w głowie mi nie mieści. Pięknie grała i miała talent. I ta dwójka się dopełniała, gdyby nie..... właśnie, różnica wieku. Samuel szukał siebie, ale gdy wrócił to Josie była złamana. I w tej książce bardzo, bardzo mi się podobał koncept marzeń.... bo wiecie, najgorsze jest to, kiedy nie możecie spełniać swoich marzeń. Gdy czytałam to o Josie byłam tak wzruszona, że prawie się rozpłakałam, bo.... ona marzyła o byciu pianistką. O robieniu kariery i podróżowaniu na świecie. Ale nie miała łatwo i nie wyszło. To mnie tak bolało, bo Josie zasługiwała na najlepsze, a co chwile spotykały ją tragedie, które ją dobijały, które nie pozwalały jej spełniać marzeń i znowu: nie narzekała. A była taką silną osobą, od dziecka tyle rzeczy robiła i nie mogła się rozwijać. Kolejna rzecz to wyprowadzka z domu. Tutaj Josie była zobowiązana zostać ze względu na jej sytuację i ojca. To jest smutne, ale wiele ludzi to przeżywa. Zostaje w miejscu, gdzie nie ma szans na rozwój swojej przyszłości zgodnie ze swoimi planami. Bardzo mi się spodobało jak Amy Harmon napisała w tej książce właśnie o tym, pod sam koniec książki. Zależy jaka jest naprawdę sytuacja, ale czasami trzeba puścić dziecko w świat. Muszę wspomnieć, że dostrzegłam podobieństwo do Making Faces. Wiem, że Biegając boso było pierwszą książką autorki ale są tu mogę nawet powiedzieć duże podobieństwa, ale nie pod względem fabuły, ale schematu w jakim jest napisana książka. Pierwsza część książki w obu: Begając boso i Making Faces: chłopak i dziewczyna się spotykają (w obydwu książkach niejasne są relacje między nimi), chłopak wyjeżdża do wojska, powraca i jest druga część książki. Ale to taki mały szczegół. Myślę też, że Making Faces podobało mi się ciut bardziej. Chociaż ta książka również była bardzo dobra. :)
-
Recenzja: senseofreading.blogspot.com/ Monika MajorkeRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Są takie historie, które mimo pięknej oprawy, malowniczej otoczki, która potrafi zauroczyć od pierwszego wejrzenia, nie mają pod nią niczego sensownego. Są też takie, które mimo swojej prostej formy i mało zaskakującej fabule, chwytają za serce i wywołują szczere wzruszenie, emocje nie do podrobienia. Taka właśnie jest powieść "Biegając boso" Amy Harmon. "Przypomniał mi się tekst o perłach nad wieprzami. Świnia nigdy nie doceni perły, bez względu na wartość klejnotu. Nie ma doświadczenia ani wiedzy potrzebnych do tego, aby zrozumieć, jak cenna jest perła. Moja relacja z Samuelem była błyszczącą perłą w moim życiu i nawet osoby mi najbliższe, choć w niczym nieprzypominające świń, nie byłyby w stanie zrozumieć jej prawdziwej wartości." To historia Josie, która zbyt szybko straciła swoją matkę. Struktura jej rodziny, w której imię każdego zaczynało się na tę samą literę, co miało zbliżyć wszystkich do siebie, uległa poważnemu uszkodzeniu i każdy z jej członków starał się ułożyć swoje życie na nowo, także w stosunku siebie nawzajem. Josie uciekła w muzykę, dzięki czemu odkryła swój wyjątkowy talent do słyszenia muzyki. I co za tym idzie, zakochała się w tej formie sztuki na całego. Ale "Biegając boso" to także historia poznanego przez Josie w szkolnym autobusie Samuela. Zamknięty w sobie osiemnastolatek, odrobinę wyizolowany przez resztę ze względu na swoje odmienne pochodzenie, okazał się w chwili zagrożenia jedyną ostoją dla dziewczynki. Okazało się, że Samuel i Josie potrafią odnaleźć wspólny język, nawet jeżeli miałby to być język... "Wichrowych Wzgórz". I tak rozpoczyna się piękna historia, w której dwójka osób zaczyna uczyć się życia na nowo, on odkrywa piękną otaczającego go świata, ona zaś w pewnym momencie dowiaduje się, że nawet kiedy życie obdarzy cię szczęściem, nie trwa ono wiecznie i należy doceniać to, co otrzymało się od losu. Pytanie tylko, w jakim kierunku podąży znajomość dwójki bohaterów? Czy życie będzie dla nich wystarczająco łaskawe, żeby odnaleźli swoje "i żyli długo i szczęśliwie"? Czy wystarczy może tylko odrobina wybitnej muzyki i ponadczasowej poezji? "Po tygodniu Wichrowych Wzgórz rzuciłam znienawidzoną książką z obrzydzenia." Jak już pisałam powyżej, nie należy spodziewać się tutaj nie wiadomo jak porywającej fabuły. To prosta, lecz jednocześnie dość skomplikowana historia (bo czy życie kiedykolwiek mogłoby być proste?), której siłą są emocje. A także bohaterowie, w których widoczna jest zmiana z każdą kolejną stronę. Zarówno Samuel, jak i Josie na kartach książki przechodzą długą drogę i to, w jaki sposób skończyli, wywołało szczere łzy w moich oczach. Na początku, kiedy poznajemy historię trzynastoletniej Josie, odrobinę nie pasował mi styl pisania Amy Harmon. Proste zdania, jeszcze łatwiejsze opisy, przez co miałam wrażenie, że książkę tę istotnie pisało dziecko. Jednakże można to podpisać pod dobraną przez autorkę koncepcję, ponieważ z każdym rozdziałem historia ta ewoluowała i miałam wrażenie, że styl autorki także. W pewnych momentach jednak, szczególnie na starcie książki, miałam wrażenie że elementy ekspozycyjne mijają tutaj zdecydowanie zbyt szybko. Wolałabym poczytać więcej o lekcjach muzyki (a ma ona tutaj przecież bardzo duże znaczenie) oprócz krótkich opisów co właściwie się na nich działo. Poza tym, co mam powiedzieć? Książka złapała mnie za serducho, za gardło w sumie też i nie wiem, czy będę w stanie sięgnąć po cokolwiek innego w najbliższej przyszłości. I nie pamiętam, kiedy książka wywołała we mnie aż tyle skrajnych emocji. I to taka książka, w której POZORNIE niewiele się dzieje. Wielbiciele obyczajowych historii z duszą, to coś dla was.
-
Recenzja: http://dropsksiazkowy.blogspot.com Paulina MolickaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Muzyka łączy pokolenia. Muzyka łączy zabłąkane dusze. Muzyka jest synonimem pasji, miłości i namiętności. Muzyka potrafi być językiem ponad podziałami. Ponad granicami, murami i wszelkimi uprzedzeniami. Muzyka ma magiczną moc. Tak też jest w tej książce. Biegając boso to przepiękna powieść o sile muzyki i sile miłości. Muzyce, która drga każdą struną serca i niczym doświadczony dyrygent dyktuje tempo życiu. Muzyce, która komponuje niezwykłą historię dwojga młodych ludzi. Wreszcie miłości, która niczym ta z Listu św. Pawła „nigdy nie ustaje”… Josie Jensen w młodym wieku traci mamę. Po jej śmierci ze wszystkich młodzieńczych sił stara się zastąpić panią domu dla ojca i dorastających braci. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznaje tajemniczego Samuela, osiemnastoletniego Indianina. Krok po kroku, dzięki językowi muzyki i słynnym powieściom, udaje się jej zdobyć sympatię starszego o pięć lat kolegi. Z pozornie błahych rozmów o muzyce i literaturze rodzi się głęboka przyjaźń. Młodzi wzajemnie uczą się odkrywać piękniejsze strony życia. Bratnie dusze rozdziela koniec szkoły Samuela. Chłopak spełnia swoje marzenie i zostaje żołnierzem piechoty morskiej. Po kilku latach oficer wraca do niewielkiego amerykańskiego miasteczka Levan. Spotyka Josie, której los nie oszczędzał i wystawiał na kolejne ciężkie próby. Okazuje się, że młodzieńcza relacja ewaluowała. Czy uczucie, które tyle lat dojrzewało w tajemnicy, ma szansę rozkwitnąć? Przed Josie i Samuelem długa droga… Lektura tej powieści była prawdziwą ucztą. Amy Harmon, która kilka lat temu podbiła serca polskich czytelników Prawem Mojżesza i Pieśnią Dawida, skomponowała wspaniały utwór. Utwór o sile miłości. O potędze przyjaźni. O uczuciach, które trwają mimo lat rozłąki. O pamięci, której nie zakłócają wojna i dzielące kilometry. Wreszcie o dwóch światach, które pozornie nie mają prawa się połączyć. Amerykanka. Indianin. Małe amerykańskie miasteczko, gdzie każdy zna każdego i mówi „na zdrowie”, zanim sąsiad zdąży kichnąć. Plemię Nawaho z tradycjami i legendami. Harmon perfekcyjnie zmieszała te dwa, wydawałoby się odległe, a tak zależne od siebie „gatunki”. Każda strona niczym nuta melodii dotyka serca i wkrada się do duszy. Porusza najgłębiej położone struny. Wzrusza i prowokuje do śmiechu. Książka idealna? Dla mnie zdecydowanie tak! Choć pochodzę z muzykalnej rodziny, potrafię fałszować nawet „Sto lat”. Nigdy też nie zgłębiałam muzyki – nie dyskutowałam z nauczycielami w szkole, nie należałam do chóru. Dzięki Amy Harmon odrobiłam kilka zaległych lekcji, szczególnie z muzyki klasycznej. Jak odbiorą tę powieść muzycy, melomani? Nie wiem. Ja, laik, jestem zachwycona, z jakim wyczuciem autorka łączyła wątki. Jak prosto, ustami bohaterów, opowiadała o najwybitniejszych muzykach świata i ich nie zawsze łatwej do zrozumienia twórczości. Chwilami czułam, jakbym siedziała obok Samuela i razem z nim przysłuchiwała się opowieściom Josie o świecie nut i wyjątkowych kompozycji. Niemal słyszałam muzykę, o której dyskutowali i której słuchali. Mój zmysł słuchu chyba już dawno nie był tak poruszony przez literaturę. „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”. Biegając boso to historia nie tylko muzyki i mieszanki kultur. To przede wszystkim opowieść o kompozycji dwóch serc – mieszance dwóch tak różnych i tak podobnych dusz. Josie i Samuela dzieli wiek, kultura, plany, doświadczenia, wiedza… Łączy wielka przyjaźń i miłość, która uskrzydla czytelnika i przezwycięża przeciwności losu. Ta relacja jest niesamowita od pierwszych do ostatniej strony książki. Narratorką historii jest Josie – dzięki temu czytelnik jeszcze pełniej odczuwa i lepiej poznaje ich niełatwą relację oraz doświadczenia dziewczyny. Jesteście romantyczkami, które lubię niebanalne powieści o miłości? Należycie do grona czytelników, którzy chętnie czerpią z literatury wiedzę o różnych dziedzinach a także odmiennych kulturach? Biegając boso to powieść dla Was! Gorąco polecam!
-
Recenzja: https://www.instagram.com/itysiek_reads/ Justyna NowakRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
W końcu udało mi się skończyć książkę „Biegając boso” Amy Harmon od @editio.red i powiem Wam, że mi ulżyło! Tak jak pisałam pod jednym z ostatnich zdjęć, zdecydowanie wolę czytać książkę na raz, a nie rozdrabniać się z lekturą na długie tygodnie, a tak niestety było w tym wypadku. Jednak niewiele to zmieniło w moim odbiorze, bo i tak książka zaczęła mi się podobać dopiero w drugiej części 😊 Josie jest wrażliwą, cichą i bardzo mądrą 13-latką, która odkrywa w sobie niesamowity talent do muzyki. Oprócz tego uwielbia czytać książki! Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznaje Samuela i okazuje się, że wbrew pozorom łączy ich bardzo wiele, nie tylko ich odmienność wśród rówieśników. Czy ta niezwykła przyjaźń przetrwa rozłąkę i różnicę wieku? Czy Samuel będzie lekiem na złamane serce Josie? Na początku Josie trochę działała mi na nerwy, ale im dalej, tym bardziej byłam w stanie ją zrozumieć i zdecydowanie zaczęłam jej współczuć. Nie miała łatwo, musiała bardzo szybko dorosnąć i tym samym rozstać się z pewnymi marzeniami. Jej relacja z Samuelem jest tajemnicza i specyficzna, a ich drogi bardzo pokręcone. Jednak z niecierpliwością czekałam na ich wspólne momenty w książce, a zakończenie całkowicie mnie poruszyło! Książka pełna jest ciepła, przepięknej muzyki klasycznej i świetnie działa na wyobraźnię! Dodatkowo bardzo ciekawym elementem są legendy plemienia Nawahów, które są tak kolorowe i interesujące, że czytało się je świetnie. Nie mam zbyt wielu zastrzeżeń, historia mnie zaciekawiła, a okładka przyciąga wzrok 😍 Może ktoś z Was już czytał? Co myślicie?
-
Recenzja: www.instagram.com/katherine_the_bookworm/Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Czasami los uparcie robi nam na złość. Raz daje, raz zabiera. Los potrafi być naprawdę okrutny. Ale niekiedy też wynagradza wyrządzone krzywdy. Kiedy wszystko obraca się przeciwko tobie, możesz się poddać i spaść na samo dno, ale możesz też unieść głowę wysoko i stawić czoła przeciwnościom. ,,Biegając boso" to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Amy Harmon i jestem pod ogromnym wrażeniem warsztatu autorki. Za pomocą pięknych słów potrafi wzbudzić w czytelniku takie emocje, jakich nie potrafi wywołać nikt inny. Czytelnik głęboko przeżywa rozterki bohaterów, chwile radości oraz przenikające do kości chwile cierpienia i dojmującego smutku. Amy Harmon włożyła wiele serca w przedstawienie obrazu młodzieńczej przyjaźni, która z czasem przemieniła się w dojrzałą miłość. Co sprawia, że człowiek jest tym, kim jest? Co go naprawdę definiuje? Pochodzenie? Przeszłość? Poniesione straty? A może to, w jaki sposób spędza swoje życie? Co jest istotą dobrego życia? Grunt to zawsze być sobą, nie ulegać presji otoczenia, iść pod prąd i skupiać się na byciu w zgodzie ze swoim ,,ja". Podobało mi się to, że ,,Biegając..." to tak autentyczna i idealnie wyważona historia. Relacja bohaterów rozwijała się w spokojnym tempie. Samuel i Josie w bardzo naturalny sposób przeszli od przyjaźni do miłości, przez co ich historia była bardziej rzeczywista. Bohaterowie są nad wyraz dojrzali jak na swój wiek. Posiadają oni wręcz poetycką wrażliwość na świat i twory kultury. Są zdolni, inteligentni oraz wierni swoim ideałom. Ich rozmowy o książkach, analizy czytanych fragmentów były bardzo absorbujące. Zarówno Josie, jak i Samuel to postacie barwne, wyraziste i skomplikowane. Josie - oddana muzyce, pełna pasji romantyczna dusza goniąca za marzeniem. Samuel - podąża przez świat w poszukiwaniu siebie, swojego miejsca i akceptacji. Książka ta ma niesamowity klimat. Autorka porusza bardzo ciekawe tematy tj. stereotypy, strata, poświęcenie, śmierć, a także różnice kulturowe Amerykanów i Indian z rodu Nawaho. ,,Biegając..." to poruszająca, wypełniona emocjami historia mówiąca o przyjaźni, poszukiwaniu siebie, poszukiwaniu akceptacji i wsparcia. To również opowieść o miłości, muzyce i przeznaczeniu.
-
Recenzja: beauty-little-moment.blogspot.com PatkaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Braterstwo dusz i miłość ponad wszystko Bratnia dusza. Wyobraź ją sobie. To osoba, która rozumie Cię bez słów, która słyszy melodię Twojego serca, zna najgłębiej skrywane myśli i kocha bezwarunkowo. Myśląc o bratniej duszy zazwyczaj wyobrażamy sobie dwie, niemal identyczne osoby, które łączy nie tylko to, co wewnątrz ale również to co na zewnątrz. A teraz spójrz na Josie i Sama, którzy jak co dzień siedzą obok siebie w szkolnym autobusie. Ona- urocza trzynastolatka z burzą blond loków, niesamowicie niebieskimi oczami, bardzo poważna, niesamowicie dojrzała jak na swój wiek, ale pełna ciepła, nadziei i optymizmu. I On- ponury osiemnastolatek, pełen gniewu i złości. Jest w połowie Indianinem, ma ciemne włosy, śniadą cerę i wrogie spojrzenie. Niesamowity kontrast, prawda? Gdybym powiedziała Ci, że Josie i Sam są najlepszymi przyjaciółmi i bratnimi duszami, na pewno byś mi nie uwierzył. A jednak to prawda. Nietypowa znajomość, która zaczęła się w szkolnym autobusie, rozwijała się poprzez wspólne słuchanie muzyki i czytanie książek i była pielęgnowana przez wzajemną troskę, przemieniła się w prawdziwą i szczerą przyjaźń. Przyjaźń Josie i Sama przypomina bieg z przeszkodami. Tak wiele między nimi różnic- wiek, pochodzenie, kolor skóry, spojrzenie na świat. A jednak ta dwójka pokonuje wszelkie przeciwności z prawdziwą gracją i niesamowitym uporem. Ich relacja jest magiczna. Bardzo subtelna, nieco niepewna, pełna drobnych przyjacielskich gestów. Cudownie było poznawać ich oboje i każde z osobna. Czułam magię między nimi. Coś wyjątkowego, ulotnego i bardzo delikatnego. Coś , co stopniowo wymykało się z rąk i na jakiś czas zostało zerwane, kiedy Sam po ukończeniu szkoły zaciągnął się do wojska, a jednak przetrwało w ich sercach i znów zaczęło się tlić, kiedy spotkali się ponownie po wielu latach i już jako dorośli, zaczęli patrzeć na siebie zupełnie innym wzrokiem. A może zawsze patrzyli tak samo? Choć miedzy Josie i Samem jest wiele różnic, jedno zdecydowanie ich łączy- obojga los nie oszczędzał. Josie jako mała dziewczynka straciła matkę, przez co szybko musiała dorosnąć i zająć się domem pełnym mężczyzn. Ukojenie znalazła w muzyce poważnej, tak nietypowej dla nastoletniej dziewczynki. Słuchanie Bethovena i Rachmaninowa dodawało jej sił, a gra na fortepianie stała się jej terapią. Podobnie działały na nią książki, a bohaterki Jane Austen stały się dla niej wzorem do naśladowania. Bardzo zaimponowała mi ta poważna i mądra dziewczynka, pełna wewnętrznej siły i bijącego od niej blasku. Josie jest naprawdę niesamowitą bohaterką, bardzo zaradną, troskliwą i gotową do poświęceń. Często dziwiłam się, jak bardzo jest dojrzała, do jak mądrych wniosków potrafiła dojść. Nawet jej dorosła wersja w tej historii nie miała w sobie tyle mądrości, co trzynastolatka, którą poznałam na początku. Samuel również nie miał lekko. Jako syn Indianki i białego mężczyzny, zawsze był rozdarty między dwoma światami, ale tak naprawdę w żadnym nie czuł się chciany. Dla Indian był „zbyt biały”, a dla białych „zbyt kolorowy”. Nie mogąc znaleźć swojego miejsca na świecie, coraz bardziej się buntował i pogrążał w gniewie. Zazwyczaj myśląc o rasizmie mamy na myśli jedną grupę piętnującą drugą z powodu jej odmienności, ale rzadko słyszy się o rasistowskim podejściu dwóch różnych grup, do osoby, która należy do obydwu kultur. Autorka poruszyła ciekawy temat przynależności i szukania swojego miejsca w świecie. Samuel czuł, że nie należy do żadnego ze światów, dlatego zdecydował się na wojsko, gdzie wszyscy są równi, nie liczą się różnice i ważny jest zespół. Wracając do indiańskich korzeni Sama- autorce udało się niesamowicie, wręcz bajkowo opisać kulturę i opowieści rdzennych mieszkańców ameryki. Zafascynowała mnie ich historia i tradycje. Razem z Josie, słuchałyśmy z zapartym tchem opowieści Sama, o tym niezwykle mądrym i dzikim narodzie. Nie tylko dzięki odniesieniom do kultury Indian, książka zyskuje niepowtarzalny klimat. Również miasteczko w którym toczy się akcja powieści, niesamowicie mnie oczarowało i stało się żywym bohaterem tej historii. Małe, zżyte społeczności mają w sobie coś wyjątkowego. W Levan sąsiedzi znają się na wylot, wiedzą o sobie wszystko i choć są trochę wścibscy, potrafią również dobyć się na największe poświęcenie dla potrzebujących pomocy ludzi ze swojej społeczności. Levan zostało przedstawione jako idealnie działający mechanizm, w którym każdy ma swoje miejsce i z radością sprawia, że maleńka społeczność jest niemal samowystarczalna. Życie w takim miejscu ma swoje wady i zalety, dlatego cieszę się, że autorka nie zapomniała ani o jednych, ani o drugich. Jako ciekawostkę dodam, że Levan istnieje naprawdę. To miasteczko, w którym wychowała się autorka i starała się wiernie oddać ducha tego pięknego i spokojnego miejsca. O CZYM? „Biegając boso”, to przepiękna historia o niewinnej przyjaźni, która musiała przejść wiele prób i mimo ogromnych przeciwności losu, przerodziła się w prawdziwe i szczere uczucie. Ta książka ma niesamowity klimat, jest tak piękna, szczera i autentyczna, że dosłownie nie mogłam się nią nasycić. Kartki są wręcz przesiąknięte muzyką, emocjami, mądrością i pięknymi legendami. Czytając tą historię dosłownie przeniosłam się w opisywane miejsca, czułam zapach pór roku, razem z bohaterami odczuwałam najróżniejsze emocje, przeżywałam tragedie i chwile szczęścia. Kilka scen szczególnie zapisało się pod moimi powiekami i są jak piękne zdjęcia, które z przyjemnością dołączę do albumu moich ulubionych książkowych momentów. Wzruszające rozstanie, w miejscu zwanym przez Josie „Senną Dziuplą” czy obserwowanie gwiazd odbijających się w tafli jeziora, na zawsze zapiszą się w mojej pamięci. Autorka posługuje się niezwykle plastycznym językiem, w którym jest za razem piękno i prostota. Snuje swoją opowieść subtelnie i z gracją, nie stawia na pędzącą akcję, lecz mądre i cenne sceny i potrafi doprowadzić czytelnika do bardzo intensywnych emocji w niezwykle delikatny sposób. nie mogłam się nasycić tą historią, ciągle było mi mało, pochłaniałam z pasją kolejne strony. Odrobinę rozczarowało mnie zakończenie, zbyt skrótowe jak na tak potężnie budowane napięcie. Dopisałabym jeszcze kilka rozdziałów, żeby w pełni usatysfakcjonować moją dociekliwą duszę, ale i tak to jedna z piękniejszych książek jakie miałam ostatnio przyjemność czytać. Ocena: 8/10
-
Recenzja: Bookparadise.pl Urszula WasilewskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Książka opowiada nam tragiczne losy małej dziewczynki Josie Jo Jensen, która mając niespełna dziewięć lat straciła bezpowrotnie swoją matkę i własne dzieciństwo. Z nieskrywanym podziwem, oraz z krwawiącym sercem – jako, że sama jestem mamą dziecka w podobnym wieku – czytałam o jej poczynaniach. O tym, jak szybko dorosła, jak wielki ciężar na siebie przyjęła i weszła w niesamowitą rolę dla swego ojca oraz starszych braci. Nikt nie miał czasu się nią zajmować, w domu nie było już miejsca dla dzieci, każdy miał pracę, której nie brakło również w obejściu. Szczęśliwym jednak trafem, Josie poznała bratnią duszę, dzięki której wkroczyła w świat pasjonującej muzyki klasycznej, którą, jak się okazało, czuła całą duszą i sercem. Nie była cudownym dzieckiem, ale posiadała ogromny talent i niewyczerpane zapasy cierpliwości oraz sumiennej, ciężkiej pracy. To wszystko uczyniło z niej osobę wyjątkową, ale i częściowo samotną. Bohaterka mieszka w niewielkiej miejscowości Levan, gdzie społeczność jest bardzo mała i silnie ze sobą związana od wielu pokoleń. Wbrew stereotypom, żyją tam w prawdziwej życzliwości. W książce widzimy, jak Josie przedwcześnie dojrzewa, również fizycznie, jak wielu rzeczy powoli, metodycznie się uczy, by w końcu, w wieku 13 lat mieć już naprawdę dorosłą duszę. Przez to zdaje się trzymać większy dystans wobec rówieśników, którzy po prostu jej nie rozumieją, wyglądają i zachowują się zupełnie inaczej. Można naprawdę dużo powiedzieć o bohaterce, aczkolwiek przyjemniej jest przeczytać i zrozumieć wszystko samemu, bo w tej książce bohaterowie naprawdę istnieją, nie mają po prostu kilku cech, które je definiują. Dodam jedynie, że Josie dozna jeszcze wielu strat, z których będzie musiała się podźwignąć, chociaż z każdą kolejną będzie jej coraz trudniej, aż w końcu sama zapragnie być niezmienną stałą dla swego otoczenia. Samuel to bardzo przystojny, silny, wysportowany, milczący typ mężczyzny. Tworzy ogromny dystans między sobą, a społeczeństwem. Po części jest to podyktowane jego niepewnością, gdzie tak naprawdę przynależy. Jego matka jest Indianką, ojciec zaś białym człowiekiem, co spowodowało, że nigdzie nie był do końca w domu i wdawał się w bójki. Intensywnie szukał swojej drogi, harmonii, a w tym wszystkim niespodziewanie pomogła mu młoda wiekiem Josie, która swą mądrością, cierpliwością, pasją do muzyki i literatury oraz umiejętnością słuchania, wzbudziła w nim wszystkie najpiękniejsze uczucia. W głębi duszy Samuel jest wrażliwą osobą, pełną pasji i miłości. Niesamowicie podobały mi się niewyczerpane wręcz pokłady szacunku wobec Josie, które naturalnie działały w obie strony. Niestety, jako, że dzieliła ich znacząca różnica wieku, Samuel ostatecznie zaczął się dystansować od przyjaciółki. Miłość rozkwita powoli i intensywnie, nie brakuje jednak tu napięcia, wstrzymywania oddechu i łez. Cała historia jest cudowna i każdemu życzyłabym tak pięknej, pełnej poszanowania miłości. Przeżyją razem i osobno wiele chwil niepewności, okażą sobie uczucia na mnóstwo sposobów, nie uciekając się jedynie do najprostszej drogi. Ich konwersacje są wciągające, nigdy nie byłam pewna, czego oczekiwać i nierzadko musiałam się naprawdę skupić, by za nimi nadążyć. Jestem po prostu zachwycona. Brakuje mi adekwatnych słów, aby opisać, jak bardzo cała historia trafiła w me serce i zwaliła z nóg. Podczas czytania tej lektury, zdarzyło mi się kilka razy zapłakać, ponieważ zdecydowanie jest utrzymana w słodko-gorzkich klimatach. Bardzo to lubię. Całość jest po prostu rewelacyjna, nie gra mym zdaniem na tanich uczuciach, nie znajdziemy tu kiepskiego romansu z co drugiej książki na rynku. W tej publikacji otrzymujemy piękną historię ludzi doświadczonych ciężko przez los, ciężko pracujących, mających swe pasje, cele, marzenia i dążących do ich realizacji. Niesamowicie przyjemnie było czytać tak dobrze przygotowana merytorycznie historię, która sprawiła, że się wierzy. Wierzy w te wszelkie podania plemienia Nawahów, we wszystkie dysputy muzyczne oraz w błyskotliwe interpretacje czytanych wielkich dzieł światowej literatury. Z każdej strony wyzierał prosty fakt, że czytamy o ludziach wrażliwych, uzdolnionych i inteligentnych. Nic nie zostało tu potraktowane po łebkach, dzięki czemu nie mamy uczucia sztuczności. Muzyka bardzo intensywnie towarzyszy w każdym momencie życia bohaterów, a my czujemy ją razem z nimi. Zapewniam, że podczas lektury nie raz zapragniecie wsłuchać się we wspomniane utwory. Poczuć ich moc i zweryfikować swe własne uczucia wraz z ich przemyśleniami. Zdecydowanie jest to pozycja, którą po prostu trzeba przeczytać. Nadaje się również dla nastolatek, ponieważ – co niektóre osoby pewnie zawiedzie – nie uświadczymy tu scen seksu i wyuzdania. Dla mnie to jednak niesamowicie przemawia na korzyść całej tej historii, która nie jest cukierkowa, ale tęż nie jest bezmyślnym tłem dla taniego romansu grającego na prymitywnych uczuciach. „Biegając boso” jest to pozycja zdecydowanie wyższych lotów, daje nam piękną muzykę klasyczną wraz z całą jej głębią, otrzymujemy intrygujący obraz Indian z plemienia Nawaho, zapragniemy zaczytać się w wielkiej literaturze i poznać jej przesłanie, przybliżony zostaje nam obraz marines, religijność, doznamy wielkiego szacunku wobec samego siebie, jak i innych osób, szczególnie tych bliskich. Poznamy trudne wybory dojrzałych emocjonalnie osób, które mają na uwadze również dobro innych. Bohaterowie są ludźmi odpowiedzialnymi, jednakże zupełnie inaczej postępują. Polecam każdemu, warto mieć tę książkę w swej biblioteczce. Ocena 100/10
-
Recenzja: Tysiąc Żyć Czytelnika Wiktoria TrebuniakRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Ocena: 5+/10 Josie Jensen musiała bardzo szybko zacząć pomagać w domu i dzięki temu coraz bardziej zaczęła się stawać dojrzałą kobietą. Wyprzedziła swoich rówieśników, nic więc dziwnego, że pewnego dnia mając 13 lat, poznawszy w szkolnym autobusie 18-letniego Indianina, od razu znaleźli wspólny język. Zaczęło się od wspólnego czytania książek, a dzięki muzyce ich relacja stała się jeszcze mocniejsza. Łączyła ich przyjaźń, ponieważ przez różnicę wieku nie mogło ich połączyć nic innego. Niemniej, stali się dla siebie ważnymi opokami, nie zwracając uwagi na otoczenie. Mało kto wiedział o tym, jak bardzo byli sobie potrzebni. Niestety, szybko się skończyło. Samuel chciał pójść do wojska, a więc ich rozłąka stopniowo się powiększała... Szczerze mówiąc, dotarłam w swoich przemyśleniach do tego momentu, w którym nie bardzo wiem, jak mam opisać swoją reakcję na tę książkę. Z jednej strony, miałam jej dość już na pierwszej stronie, kiedy zaczął się długaśny wstęp i to jeszcze zaczęto od przedstawienia faktów historycznych (tak, tak, z datami). Miałam wiele wątpliwości i nie bardzo wiedziałam, czy powinnam już zacząć narzekać, czy nie, jednak pytanie "po co mi to wiedzieć" istotnie towarzyszyło mi przez większą część książki. Mamy w niej po prostu ogrom opisów. Nie ma możliwości, żeby na scenę wszedł nowy aktor bez opisu na pół strony, dotyczącego jego życiowej historii. Dodatkowo, bardzo szybko zainteresowanie głównej bohaterki muzyką zaczęło się objawiać na większości stron. Dziewczyna opisuje życiorysy, opowiada fakty historyczne, przytacza utwory, tłumaczy je... Naprawdę, po wstępie zostaliśmy zasypani informacjami ze świata muzyki. Później dostaliśmy długie opisy życia w wojsku, które jeszcze objawiały się w listach - tak, tak, same opisy, splecione z historiami. Następnie trochę się uspokoiliśmy i znormalnieliśmy, jednak nie na długo. Powróciliśmy do historii Indian, Biblii i ciężkich słów. Podsumowując ten akapit - w książce jest naprawdę, ale to naprawdę wiele informacji. Jeśli jesteście zwolennikami długaśnych opisów, to książka z całą pewnością przypadnie wam do gustu. Jednak jeśli nie jesteście - dlaczego czytać tę książkę? Powiem szczerze, historia w niej przedstawiona jest urzekająca. Jesteśmy z bohaterką od 10 roku życia, idziemy z nią przez kolejne lata, cały czas obserwując jej przemianę i to, jak zmienia się wszystko dookoła niej. Nie jest to zwyczajna książka, w której happy end pojawia się po kilku miesiącach znajomości. Nie, jest to opowieść z rodzaju tych, które się czyta długo, ponieważ ona po prostu przedstawia wiele lat. Niemniej, całe szczęście, nie zagłębialiśmy się we wszystkie lata oraz wydarzenia. Czasem jak autorka wpadła w tryb "opiszmy im wszystko, wszyściuteńko", to była to istna tragedia, jednak w innych przypadkach, kiedy narzuciła sobie za cel poprowadzenie dobrej akcji - lawirowanie dialogami przychodziło jej bardzo naturalnie, a historia magnetyzowała i cały czas przyciągała czytelnika. Książka jest niesamowicie oryginalna. Nie jest to coś typowego, nie jest to zwyczajny romans, jak większość powieści, które wydaje wydawnictwo editiored. To właśnie ta inność przyciąga czytelników. Kończąc, uważam, że każdy powinien sam zadecydować, czy chce sięgnąć po tę książkę. Niestety, starter pack każdego czytelnika po nią sięgającego musiałby zawierać przede wszystkim ogrom cierpliwości albo zamiłowanie do opisów, pobierania z nich wiedzy. Historia jest niebanalna, jednakowoż często miałam co do niej wątpliwości. Sama nie wiem do końca, czy jestem na tak, czy na nie. Wydaje mi się, że szybko zapomnę o tej przygodzie, jednak nie żałuję jej przeczytania.
-
Recenzja: Facebook.com/ksiazki.takie.jak.myRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Typowy romans? Niekoniecznie! Poznajcie Josie jest spokojną nastolatką, która ma bliską relację z... muzyką. Rozumie ją, w jej otoczeniu czuje się cudownie. Dziewczyna jest również prawdziwym molem książkowym, ma swój świat w którym najchętniej zamknęłaby się właśnie z książkami i muzyką. Josie jest bardzo dobrze wykreowaną bohaterką, czytelnik ją lubi, bo wydaje się być bardzo autentyczna. Nie wyczułam w niej przerysowania, naciągania, sztuczności, czy manipulacji czytelnikiem. Ona po prostu sprawia, że zaczynamy ją lubić i z każdą stroną coraz bardziej i uważniej śledzimy jej losy. Samuel staje się jej bratnią duszą, mimo rażącej różnicy wieku 13-18 lat. Jest od niej starszy o całe 5 lat, więc o jako takim romansie nie ma mowy na początku ich znajomości. Niemniej ta relacja była bardzo zażyła, co momentami wydawało mi się dziwne. Rozumiem, że Josie miała specyficzne podejście do świata i rozpatrywała go w całkiem dojrzały sposób, ale jednak na początku niepokoiła mnie ta relacja. Trochę się obawiałam, że jednak ta relacja wejdzie na wyższy poziom i czuję, że byłoby tak, gdyby nie wyjazd chłopaka do wojska. Ale przejdźmy dalej, zostawiając już wiek postaci. Gdy Josie i Samuel spotykają się ponownie są już dorośli, dużo w tym czasie przeszli. Młoda kobieta ciężko radzi sobie z dorosłym życiem, potrzebuje wsparcia, które mężczyzna chętnie jej okazuje. Bardzo podoba mi się wątek pochodzenia Samuela, który jest Indianinem i zgrabnie jest to wplatane w powieść. Pierwszy raz miałam okazję poznać twórczość Amy Hamron, ale zdecydowanie się nie zawiodłam. Przyjemnie spędziłam czas oddając się lekturze tej powieści. Mimo swojej lekkości porusza również nieco mroczniejsze wątki, które poznajemy głównie z opowieści Samuela. Wyczułam chemię, zażyłość, bliskość i inne uczucia między bohaterami, czułam emocje płynące z tej książki aż w głąb mojego serca. Przyznam, że nigdy nie płaczę czytając książki, czy oglądając filmy. Zdarza mi się, że w oczach pojawią się łzy, ale jest to dosłownie moment, sekunda. Przy tej książce wewnętrznie się wzruszyłam, przeżywałam ją mocno. Powieść bardzo mi się podobała i chętnie sięgnę po inne książki tej autorki.
-
Recenzja: https://bartoszczyta.blogspot.co.uk/Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Josie to prawdziwy #książkoholik. Zaczęła czytać, aby uciec od rzeczywistości, i nigdy nie przestała, ponieważ książki stały się tak wielką częścią tego, kim była. Nie tylko czytała dla przyjemności - czytała, żeby się uczyć, dyskutować, spekulować i poszerzać horyzonty. Powieść zaczyna się, gdy Josie ma 13 lat. Samuel jest dosłownie 18-letnim chłopcem z krainy snów - poza tym, że był bardzo zagorzałym, zagubionym i zamkniętym nastolatkiem, okazał się być także dżentelmenem. Podobała mi się historia o dziedzictwie Samuela i o tym, jak się starał będąc w połowie pochodzenia indiańskim i pół „białym”. Jego plemię nie uważało go za wystarczająco urodzonego, a jego rówieśnicy nie uważali go za wystarczająco białego. Samuel utknął w otchłani gniewu i urazy, a sposób, w jaki znalazł swoje miejsce na świecie, był naprawdę piękny. Josie Jenson straciła matkę w młodym wieku i przejęła stanowisko swojego ojca i braci. Gotowanie, opiekowanie się domem i nimi od najmłodszych lat. To cicha, inteligentna dziewczyna z głową zawsze wbitą w książkę. Jej miłość do słów i wiedzy uczyniła z niej niesamowicie ukochaną postać. Samuel Yazzie, indiański chłopiec, który próbuje dowiedzieć się, gdzie jest jego miejsce na świecie. Spotyka Josie w szkolnym autobusie. Między dwójką tworzy się nieprawdopodobna przyjaźń pomimo różnicy wieku. Pięknym obrazem było gdy czytali sobie nawzajem w autobusie i dzielili się swoimi marzeniami. Biegając boso to wzruszająca i piękna historia miłosna trwająca całe życie. Historia Josie i Samuela rozpoczęła się, gdy zostali przydzieleni do wspólnego autobusu szkolnego. Pomimo pięcioletniej różnicy wieku, oboje rozwijają silną przyjaźń i zakochują się. Żadne z nich nie reaguje na te uczucia z powodu dużej luki wieku. Samuel jest szczególnie świadomy młodego wieku Josie i niemoralności w dążeniu do jakichkolwiek romantycznych uczuć, jakie może mieć. Postępuje uczciwie, nie przyjmując do świadomości związku, który jest czymś innym niż platoniczny. Kiedy marzenie Samuela o byciu Marine zabiera go od Josie, w końcu tracą kontakt. Josie jest zdruzgotana, ale próbuje pogrzebać zranione uczucia i zapomnieć o młodym mężczyźnie, który czuje, że ją porzucił. Przez kolejne lata ich życie przenosi ich w różne strony. Jednak ich niewypowiedziane uczucia i związek pozostają silne. Kiedy ich życie ponownie krzyżuje się z dorosłymi, okoliczności życiowe Josie znacznie się zmieniły i oboje muszą podjąć trudne decyzje. Jest to opowieść o pierwszych miłościach, złamanym sercu, przyjaźni, nieodwzajemnionej miłości, wytrwałości i tęsknocie. Było to pełne emocji i uczucia. Amy Harmon tworzy przepięknie tragiczną historię, łącząc utratę, miłość, przyjaźń, indiańskie legendy, klasyczną muzykę, pasję do języka angielskiego i religię mormońską, aby całkowicie chwycić nas za serca. Postacie są tak dobrze rozwinięte i nie można nie wspomnieć o , dojrzałości, śmiałości i przekonaniach Josie oraz zagubionego, zamyślonego i honorowego Samuela. Nie często trafiam na takie piękne i życiowe historie. Według mojego odczucia ta książka jest kierowana do każdego czytelnika. Znajdziecie tam wiele, a jeszcze więcej was zaskoczy.
-
Recenzja: Lifebykaro1.blogspot.comRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
,,Biegając boso" to ciepła książka opowiadająca o niezwykłej przyjaźni. Ukazuje jak bardzo potrzebujemy kogoś z kim możemy dzielić swoje pasje, kogoś kto nas wysłucha, a czasami po prostu posiedzi z nami w milczeniu. Jestem oczarowana tą powieścią tym jak mnie wzruszała i powodowała, że ciężko było mi się od niej oderwać, chociaż na moment. Autorka opisywała tak muzykę, że czułam się jakby leciała gdzieś z głębi książki. Urzekli mnie wszyscy bohaterowie, a w szczególności wrażliwa Josie, której po prostu nie da się nie lubić. Dodatkowym atutem książki były historie plemienia Nawaho, tyle wspaniale opisanych legend na pewno uatrakcyjniło w dużym stopniu powieść. Serdecznie polecam tę melodyjną historię, która podbiła moje serce.
-
Recenzja: Naszksiazkowir.blogspot.com/ IwiRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Uwielbiam książki Amy Harmon i nie jest to żadna tajemnica. Zdecydowanie mogłabym ją zaliczyć do jednej z moich ulubionych autorek, a po jej powieści z gatunku young adult sięgam z zamkniętymi oczami - po prostu wiem, że się na nich nie zawiodę. Tym razem też się nie zawiodłam, więc reguła potwierdziła się po raz kolejny. Muszę powiedzieć, że każda pozycja tej autorki niesie za sobą coś ciekawego i wyjątkowego - ma jakieś przesłanie, a dotychczas czytałam chyba wszystkie, jakie wyszły na polski rynek, może oprócz jednej (ale obiecuję, że nadrobię!). Jestem przekonana, że jej research przed napisaniem tej powieści na pewno sporo trwał - chociażby przy zbieraniu legend Indian, co opisała w mistrzowski sposób, a jest to wątek, który raczej zbyt często się nie pojawia w książkach - a przynajmniej nie w romansach. Przejdźmy jednak do konkretów, bo warto zacząć od początku, czyż nie? Główną bohaterkę poznajemy, kiedy tak naprawdę jest ona jeszcze małym dzieckiem, ale Josie nigdy nie jest niedojrzała. Szybko straciła matkę i to nauczyło ją, że musi w życiu ponosić odpowiedzialność już od dzieciństwa: a to musiała ugotować obiad, a to musiała nakarmić kury - po prostu musiała zostać jedyną kobietą w domu pełnym mężczyzn, których nie obchodziło, skąd będzie pochodził obiad, po prosto miał się on pojawić. Josie jako dziesięciolatka uczyła się więc przepisów w prosty sposób: chodząc po sąsiednich domach i podglądając, jak inne panie gotują dla swoich rodzin. Tak też dowiedziała się, że musi prowadzić swój ogród - bo wiecie, Josie nie mieszkała w zbyt dużym mieście, raczej na czymś w stylu wsi. Przypadkowo okazało się także, że Josie kocha muzykę i ma do niej niezwykły talent - zaczęła brać lekcje fortepianu pod okiem starszej pani, która kiedyś była nauczycielką muzyki. Kobieta ta była dla Josie substytutem matki, ciotki, babci i wszystkich najbliższych na świecie, bo pomimo tego że Josie miała ciotkę, która żyła nawet na tej samej mieścince, to nie obchodziło jej, czy dziewczynka ma co ubrać, czy wie, co to jest okres, albo czy kupiła swój pierwszy stanik - w przeciwieństwie do nauczycielki muzyki, która dbała o Josie jak o własną córkę. O jej edukację muzyczną dbała jednak najbardziej - bohaterka nie tylko potrafiła bezbłędnie zagrać coś z nut, ale znała historię najwybitniejszych postaci, uczyła się dyrygować... po prostu przekazała jej miłość do muzyki klasycznej, którą Josie w sobie rozwijała i pielęgnowała na przestrzeni lat. Pewnego dnia, gdy była ona trzynastolatką, kierowca autobusu, którym dzieci z jej okolicy dojeżdżały do szkoły, usadził uczniów według tylko jemu znanego porządku. Okazało się, że musiała siedzieć koło osiemnastoletniego Samuela, który z pochodzenia był Indianinem. Szybko nawiązali oni nic porozumienia: głównie dlatego, że Samuel pomógł jej obronić się przed niedojrzałymi i głupimi chłopcami, którzy jej dokuczali. Później okazało się, że mają podobne zamiłowanie do literatury i muzyki, a ich dyskusje potrafią trwać naprawdę długo. Nic co piękne, nie mogło trwać jednak wiecznie: Samuel po zakończeniu szkoły chciał wyjechać i zostać żołnierzem piechoty morskiej i dokładnie to zrobił - po prostu opuścił Josie, która nagle z dnia na dzień musiała stracić jedynego przyjaciela, którego miała i odbudować swoje życie na nowo. Samuel jednak wrócił. Po kilku latach. Wtedy jednak nic już nie było takie samo, bo chociaż oni dalej byli tacy sami i dalej łączyła ich ta sama chemia, to jednak ich sytuacja była zupełnie inna. Przyznam szczerze, że "Biegając boso" to świetna historia o przyjaźni, poszukiwaniu miłości, akceptacji, zrozumienia i o tym, że czasem trzeba zaryzykować, żeby móc w życiu odnaleźć szczęście. Dziwię się jednak trochę, że opis zdradza aż tak dużo - ja w recenzji napisałabym dużo mniej, gdyby nie to, że i tak w opisie znalazło się dużo rzeczy, które nazwałabym spojlerami. Niby to young adult i dziwne by było, jakby był romans między trzynastolatką a osiemnastolatkiem (i w Polsce byłoby to uznane za pedofilię!), więc należało wspomnieć, że to tylko wtedy zaczęła się ich przyjaźń (naprawdę, nic więcej!), a faktyczna historia rozwija się później, aczkolwiek... i tak według mnie można było jakoś inaczej ten opis ułożyć, żeby też kusił, a jednak fabuła żeby była większym zaskoczeniem dla czytelnika (dlatego ja też się w niego za bardzo nie wczytywałam, po prostu zamówiłam książkę w ciemno). Bardzo podoba mi się to, że autorka pokazała, że miłość może pojawić się z wiekiem, ale także, że młode osoby (które są niezwykle dojrzałe), także mogą się zakochać. Początkowo między Samuelem a Josie jest naprawdę tylko przyjaźń i miłość platoniczna, ale to, jak o siebie dbają, jak sobie ufają i ile o sobie wiedzą, sprawia, że warto się zastanowić nad jedną kwestią: czy w świecie, w którym tak wszędzie pędzimy i na nic nie mamy czasu, znajdujemy chociaż chwilę na to, żeby po prostu porozmawiać z osobą, z którą jesteśmy? W końcu to nie tylko nasz towarzysz życia, ale także przyjaciel, a najtrwalsze związki buduje się właśnie na przyjaźni - dokładnie takie przemyślenie wyniosłam z tej powieści. Amy Harmon to świetna pisarka - zdecydowanie przeczytam wszystko, co tylko napisze. Mam więc nadzieję, że będzie pisała jak najwięcej i jak najdłużej. Jej powieści tyczą się głównie motywów miłosnych, więc polecam jej twórczość głównie tym, którzy lubią wątki romantyczne, aczkolwiek mówię: wszystko jest napisane w bardzo fajny sposób. "Biegając boso" czytało się lekko - było tam dużo opisów i dialogów, ogrom emocji, a mimo wszystko książka ta dosłownie mnie tak w siebie wciągnęła, że przeczytałam ją w jedno popołudnie (chociaż powinnam wtedy robić masę innych rzeczy). Nie potrafiłam się jednak oderwać - i nie chciałam. Jak wspomniałam na początku, Amy Harmon zrobiła tu też dokładny research i jest tu dużo odnośnie religii katolickiej i dużo z legend Indian: ale wszystko jest merytorycznie poprawne, więc podziwiam ją za to, że tak się angażuje przy pisaniu książek, które zdawałyby się błahe - bo young adult nie wydaje się wymagającym gatunkiem. Do tego wszystkiego jeszcze okładka, na którą nie mogę się napatrzeć. Oprawa graficzna jest tak cudowna, że mam ochotę bić brawo grafikowi! Nie dosyć, że idealnie pasuje do tej historii, to jeszcze te subtelne kolory, ta grafika... wszystko to się tak pięknie komponuje, że naprawdę, wzrokowcy pewnie teraz ślinią się do ekranu, jak na to patrzą. A kiedy trzyma się to cudo w rękach, to jest jeszcze lepiej, gwarantuję! Chociaż wydawać by się mogło, że lepiej już nie może być, co? Nawet napisy mi się podobają - idealnie dobrana czcionka. Z tej okładki naprawdę wyszło małe dzieło sztuki. Na zakończenie pragnę tylko powiedzieć, że koniecznie musicie przeczytać. Jak po tej recenzji nie macie się jeszcze ochoty skusić na książkę, która świetnie pokazuje relacje damsko-męskie i to, że w życiu chodzi o przyjaźń i zaufanie, a nie tylko o sferę fizyczną, to nie wiem, co Wam mogę jeszcze polecić. Amy Harmon stworzyła naprawdę dobrą książkę. Objęłam ją patronatem medialnym i jestem z niego dumna. To powinno chyba mówić samo za siebie, co?
-
Recenzja: granice.pl Karolina SulinskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Od jednej z moich amerykańskich "pen pal" dowiedziałam się, że najnowsza książka Amy Harmon będzie nawiązywać do "Prawa Mojżesza", książki która szturmem zdobyła moje serce. Od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Teraz, już po lekturze, czuję się jak najedzony kot, leżę i oblizuję pazurki. Kolejny raz autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w poszukiwaniu miłości, tym razem uczucia drugiej szansy, miłości z odzysku. Uwielbiam Amy Harmon za sposób w jaki bawi się słowem i lekkość z którą tworzy swoje światy. Widać, że autorka kocha to co robi, a nie ma nic przyjemniejszego niż czytać utwór napisany z pasją i miłością. Josie Jensen jest nieśmiałą nastolatką posiadającą niezwykły talent rozumienia muzyki. Pewnego dnia, w szkolnym autobusie, poznaje Samuela Yazziego, Indianina z plemienia Navaho. Wspólne podróże sprawiają, że para nastolatków zaprzyjaźnia się. Rozmawiają o muzyce i legendach powoli stając się bratnimi duszami. Po ukończeniu szkoły Samuel opuszcza miasteczko z postanowieniem zostania żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach wraca do Levan odkrywa, że Josie niewiele się zmieniła a uczucie, które narodziło się w szkolnym autobusie nadal ma szansę rozkwitnąć. Jak to się mówi na śląsku "wyd.upca mi żyły na karku" jak czytam o związku, chociażby platonicznym, pomiędzy trzynastolatką i dorosłym osiemnastoletnim facetem. I to jest jedyny zgrzyt fabularny na jaki się natknęłam. Niestety jego widmo pozostało ze mną już do końca powieści.Ostatnio w radiu słyszałam, że polski rząd zastanawia się nad zniżeniem, do 12 roku życia, progu legalności pożycia seksualnego z nieletnimi. Jako matka dwóch córek miałam ochotę krzyknąć : "że co proszę?!". Muszę przyznać, że w powieści Amy Harmon granica przyjaźni w żaden sposób nie zostaje przekroczona, jednak umysł czytelnika ma ma funkcję, która nazywa się wyobraźnią. I to właśnie ona odpowiedzialna jest za nadbudowywanie obrazów. W moim przekonaniu gdyby nie wyjazd Samuela do wojska, ich czysto przyjacielski związek by wyewoluował w coś bardziej poważnego, czym musiał by się zainteresować prokurator. Oczywiście zarówno sama autorka jak i wielbiciele książki tłumaczą, że Josie była nad wyraz rozwiniętą intelektualnie nastolatką jednak do mnie to nie przemawia. Niezależnie ile obiadów zdążyła ugotować ojcu i braciom, nie ważne ile godzin spędziła na sprzątaniu, nie znaczy to jeszcze, że jest osobą dorosłą. Trzynaście lat to wiek kiedy niektóre dzieci nadal się bawią zabawkami, to nawet za wcześnie na typowy bunt nastolatków. A z drugiej strony patrząc. Co dorosły mężczyzna mógłby widzieć w trzynastoletniej dziewczynie? Przecież różnica w zakresie zainteresowań w okresie dojrzewania jest kolosalna. Jeśli macie rodzeństwo to doskonale wiecie o czym mówię. Już ponarzekałam więc możemy przejść do kolejnej części naszej powieści, czasu kiedy nasi bohaterowie są osobami dorosłymi i spotykają się ponownie. Musicie wiedzieć, że te siedem lat rozłąki było dla Josie,czasem niezbyt przyjemnych doświadczeń. Kiedy ponownie spotkała Samuela znajdowała się w takim momencie swojego życia, że potrzebowała by ktoś wyciągnął do niej pomocną dłoń, przytulił pocieszył. Kiedy początkowe rozdziały książki opowiadały o Samuelu, młodym mężczyźnie, który czuł że nie do końca pasuje do swoich rówieśników, tak druga część książki to opowieść o kobiecie, która poszukuje celu w życiu, własnej drogi która ją wyprowadzi z meandrów tragicznej przeszłości. Śmiało można powiedzieć, że Amy Harmon stworzyła dzieło opowiadające o dwójce ludzi, którzy poszukują swojej tożsamości i miejsca, które można nazwać domem. A jeśli po drodze poznają również miłość to tym lepiej. Samuel jest pół Indianinem. Wywodzi się z plemienia Navaho jednak uczęszcza do szkoły w której większość stanowią biali. To właśnie tam uświadomił sobie, że istnieją pewne różnice w wyglądzie, kulturze, religii i zachowaniu, które sprawiają, że czuje się inny od kolegów z klasy. Nie czuje tej przynależności. Dla innych członków swojego plemienia był za mało "rdzenny", dla białych zbyt "kolorowy".Jedynie Josie traktowała go jak równego sobie. Za pomocą muzyki uczyła go pewności siebie. "Biegając boso" to książka pełna dźwięków i melodii, która za sprawą barwnego, opisowego języka autorki, rozbrzmiewa również w naszej duszy. Jeśli nie lubicie klasyki, to za sprawą tej pozycji z pewnością się nią zainteresujecie. Podobnie jest z historią. Słuchając opowiadanych przez Samuela legend i indiańskich baśni, wkroczycie w świat, często krwawej, historii Stanów Zjednoczonych. A ponieważ nasza książkowa dwójka sporo czasu spędza na rozmowie, to tych historii będzie naprawdę wiele. Muszę przyznać, że Amy Harmon wie o czym pisze, a jej fascynacja kulturą i sztuką Indian nie kończy się na własnoręcznym zbudowaniu tipi z Wallmartu. Mnóstwo jest tu szczegółów, które świadczą o tym, że autorka dogłębnie zbadała temat. Josie Jensen to jedna z bardziej uroczych bohaterek jakie poznałam. To prawdziwy "mól książkowy" i w jej przypadku miłość do słowa drukowanego nie jest jedynie maską. Autorzy często próbują zrobić ze swoich postaci wygadanych wielbicieli książek, szczególnie klasyki, jednak często wychodzi to sztucznie. Josie jest prawdziwa. Świat książek to dla niej odskocznia od życia codziennego. Jednak nie stanowią one jedynie pożywki dla duszy. Josie się uczy. Dzięki książkom poznaje nowe tematy do dyskusji, analizuje cudze doświadczenia. Każda powieść jest dla niej wyzwaniem, smakowitym kąskiem, który trzeba najpierw pogryźć a później przetrawić. Fakt, że przeczytała w życiu mnóstwo książek sprawia, że dialogi stają się nadzwyczaj interesujące. Kolejną pasją Josie jest ogrodnictwo, jeszcze jedną kuchnia, inną muzyka. Czy wy również marzycie o przyjaciółce, która nie dość, że stworzy dzieło sztuki z warzyw wyhodowanych we własnym ogródku to jeszcze podzieli się przemyśleniami nad ostatnią książką przy dźwiękach Beethovena? Jeśli tak to zapraszam : poznajcie Josie, dziewczynę z Levan. Amy Harmon przyzwyczaiła mnie do tego, że czytając jej powieści wychodzi ze mnie płaczliwa natura bobra. Tak było i tym razem. Zresztą trudno powstrzymać łzy jeśli ktoś pisze emocjami. A wierzcie mi "Biegając boso" to książka pełna wzruszeń, małych tragedii i miłości. Opowiada o przeznaczeniu, które nas dopadnie w każdym zakątku świata. Niech ta książka da nadzieję tysiącom nastolatek, młodych kobiet, które czekają na miłość. Nie martwcie się ona przyjdzie, czasem w najbardziej niespodziewanym momencie. Gorąco polecam te oraz inne powieści autorki.
Szczegóły książki
- Dane producenta
- » Dane producenta:
- Tytuł oryginału:
- Running Barefoot
- Tłumaczenie:
- Joanna Sugiero
- ISBN Książki drukowanej:
- 978-83-283-3778-7, 9788328337787
- Data wydania książki drukowanej :
- 2018-08-07
- ISBN Ebooka:
- 978-83-283-3779-4, 9788328337794
- Data wydania ebooka :
- 2018-08-07 Data wydania ebooka często jest dniem wprowadzenia tytułu do sprzedaży i może nie być równoznaczna z datą wydania książki papierowej. Dodatkowe informacje możesz znaleźć w darmowym fragmencie. Jeśli masz wątpliwości skontaktuj się z nami sklep@helion.pl.
- Format:
- 140x208
- Numer z katalogu:
- 74093
- Rozmiar pliku Pdf:
- 2.2MB
- Rozmiar pliku ePub:
- 3.2MB
- Rozmiar pliku Mobi:
- 7.2MB
- Pobierz przykładowy rozdział PDF
Helion SA
ul. Kościuszki 1C
41-100 Gliwice
e-mail: gpsr@helion.pl
- Zgłoś erratę
- Kategoria wiekowa: 18+
Dzięki opcji "Druk na żądanie" do sprzedaży wracają tytuły Grupy Helion, które cieszyły sie dużym zainteresowaniem, a których nakład został wyprzedany.
Dla naszych Czytelników wydrukowaliśmy dodatkową pulę egzemplarzy w technice druku cyfrowego.
Co powinieneś wiedzieć o usłudze "Druk na żądanie":
- usługa obejmuje tylko widoczną poniżej listę tytułów, którą na bieżąco aktualizujemy;
- cena książki może być wyższa od początkowej ceny detalicznej, co jest spowodowane kosztami druku cyfrowego (wyższymi niż koszty tradycyjnego druku offsetowego). Obowiązująca cena jest zawsze podawana na stronie WWW książki;
- zawartość książki wraz z dodatkami (płyta CD, DVD) odpowiada jej pierwotnemu wydaniu i jest w pełni komplementarna;
- usługa nie obejmuje książek w kolorze.
Masz pytanie o konkretny tytuł? Napisz do nas: sklep@helion.pl
Proszę wybrać ocenę!
Proszę wpisać opinię!
Książka drukowana
Proszę czekać...
Oceny i opinie klientów: Biegając boso Amy Harmon (6) Weryfikacja opinii następuję na podstawie historii zamówień na koncie Użytkownika umieszczającego opinię. Użytkownik mógł otrzymać punkty za opublikowanie opinii uprawniające do uzyskania rabatu w ramach Programu Punktowego.
(4)
(1)
(0)
(1)
(0)
(0)
więcej opinii
ukryj opinie