Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku Robert Maciąg
(ebook)
(audiobook)
(audiobook)
- Autor:
- Robert Maciąg
- Wydawnictwo:
- Bezdroża
- Wydawnictwo:
- Bezdroża
- Wydawnictwo:
- Bezdroża
- Wydawnictwo:
- Bezdroża
- Ocena:
- 4.6/6 Opinie: 7
- Stron:
- 320
- Czas nagrania:
- 07:56:04
- Czyta:
- Robert Maciąg
- Druk:
- oprawa miękka
- Dostępne formaty:
-
PDFePubMobi
- Audiobook CD
- Audiobook w mp3
Czytaj fragment
Opis
książki
:
Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku
Multibook "Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" to unikalne połączenie tradycyjnego tekstu i audiobooka, uzupełnione przez filmy i pokazy slajdów. Aby w pełni cieszyć się nowatorskimi rozwiązaniami, które udostępnia ten format, konieczne jest posiadanie iPada.
Jedwabny szlak. Otoczony nimbem tajemniczości, budzący baśniowe skojarzenia, przecinający miasta, których nazwy przywołują w pamięci historie z Księgi tysiąca i jednej nocy. Szlak kupców, podróżników i poszukiwaczy przygód, lecz również miejsce spotkań i wymiany myśli filozofów, mistyków, świętych mężów. Droga, którą na zachód podążały jedwab, żelazo i papier, w przeciwnym kierunku - złoto, perfumy i żywność, a w obydwie strony - idee, opowieści i legendy.
"Tysiąc szklanek herbaty" to w gruncie rzeczy nie jest książka o jedwabnym szlaku, lecz raczej o ludziach, którzy nim podążają, i o ludziach, którzy żyją na jego trasie. O ludziach i o spotkaniach z nimi przy tytułowej herbacie. Ta herbata - jak pisze autor - jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu.
Przekonajcie się, jak przebiegały te spotkania i na czym polega prawdziwa magia azjatyckiej gościnności.
Zobacz jak Robb opowiada o krajach, które odwiedził podczas podróży:
Patroni medialni:
Ebooka "Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" przeczytasz na:
-
czytnikach Inkbook, Kindle, Pocketbook, Onyx Booxs i innych
-
systemach Windows, MacOS i innych
-
systemach Windows, Android, iOS, HarmonyOS
-
na dowolnych urządzeniach i aplikacjach obsługujących formaty: PDF, EPub, Mobi
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Audiobooka "Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" posłuchasz:
-
w aplikacji Ebookpoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych
-
na dowolonych urządzeniach i aplikacjach obsługujących format MP3 (pliki spakowane w ZIP)
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Kurs Video "Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" zobaczysz:
-
w aplikacjach Ebookpoint i Videopoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych z dostępem do najnowszej wersji Twojej przeglądarki internetowej
Recenzje książki: Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku (34) Poniższe recenzje mogły powstać po przekazaniu recenzentowi darmowego egzemplarza poszczególnych utworów bądź innej zachęty do jej napisania np. zapłaty.
-
Recenzja: Sztukater.pl THINGRODIELRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Na rowerze Jedwabnym Szlakiem? A kto to dzisiaj robi? Okazuje się, że owszem – są zapaleńcy, przykładem autor, który na szczęście dzieli się wrażeniami. Książka – bajka. Wprowadza nas w zupełnie inny, dla nas chyba niewyobrażalny świat innej kultury. Niby coś tam wiemy, że w innych krajach ludzie potrafią się zachować tak, jak nie potrafią „u nas", a jednak wciąż stawia nas to w ciągłym zdziwieniu. Porównanie nie zawsze jest na korzyść Syryjczyków, Turkmenów czy Chińczyków, czasem zachód wygrywa. Jednak nawet te kilka drobnych zwycięstw tak naprawdę nie daje takiej satysfakcji, by spocząć na laurach i spoglądać na świat z góry. Trudno czasem uwierzyć, że obcy człowiek, widząc przy straganie podróżnego, zaprasza go do siebie do domu, częstuje wszystkim czym ma (smak herbaty czuć niemal z kartek), nocuje i jeszcze nie chce wypuścić w dalszą drogę. Prawda, że to ładne? U nas niewykonalne, gdzie indziej widocznie ludzie są bardziej otwarci, a ich gościnność wcale nie jest tylko legendą. Autorowi należą się brawa za kilka spraw. Przede wszystkim za to, że świetnie opisuje otaczającą go rzeczywistość i nie dziwi jej się na siłę. Przyjmuje sprawy takimi jakie są, jako coś oczywistego. A przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Jest w tym naturalny, dzięki czemu wrażenia z jego podróży płynnie przechodzą na czytelnika, sprawiając mu ogromną czytelniczą przyjemność. I kilka uwag, niby oczywistych, ale dla nas już niemal zapomnianych – nie jest ważny język, bo kiedy człowiek z człowiekiem bardzo chcą się dogadać, to się porozumieją, a język pozostanie nieistotną przeszkodą. Poza tym jak w trakcie lektury z przyjemnością „zwiedza" się obcy kraj, tak w tej książce najważniejsi są ludzie. I wcale nie chodzi o dzielnych podróżujących (z których autor wcale nie robi herosów tylko dlatego, że poruszają się na rowerach), tylko o tubylców. To oni są najważniejsi, bo od ich zachowania względem podróżnych zależy, co będzie dalej z bohaterami. Otwartość i taka ich poczciwość sprawia, że gdy Robert Maciąg pisze, by nie odkładać podróży na później i wyruszyć już teraz, ma się ochotę odpowiedzieć: „Już pakuję manatki!". Do ostatniej pochwały należy dodać zdjęcia, które podkreślają ten ludzki wątek w książce. Najwięcej tu zdjęć ludzi, portretowych, pięknych, kolorowych. Dzięki nim opowieść staje się pełniejsza, a ludzie, których opisuje Maciąg jeszcze bardziej prawdziwi. I jeszcze kilka słów na koniec – nawet z Turkmenistanu udało się autorowi wycisnąć najwięcej jak się da. Nie szkodzi, że przez ten kraj tylko przejechał (na dłuższy pobyt nie miał wizy, starczyło mu tylko na bardzo szybki przejazd). Co się dało zaobserwować czy sfotografować, to spisał, a jego współtowarzysz w podróży sfotografował. Brawo! Uroku opowieści nie psują historie o bezdusznej machinie urzędniczej o stężeniu absurdu, którego nie wymyśliłby Monty Python. Nie szkodzi. Tak po prostu bywa. W książce znalazło się wiele fragmentów, które bardzo chętnie bym nosiła zawsze przy sobie, ale najbardziej na moją wyobraźnię zadziałał chyba ten, w którym opisywał wrażenia z jazdy „na pace": „Po jakichś dwóch godzinach, „z litości", Mohammad zatrzymał samochód, by zapytać, czy mi aby wygodnie. Mnie? Wygodnie? Ludzie kochani! Przyjaciele! Miałem nad sobą ogrom wszechświata mieniący się wszechwładną czernią i diamentami gwiazd, w uszach brzmiała mi muzyka, a wy pytacie, czy mi wygodnie? A co wy tam wiecie? Nieszczęśliwcy! Blaszany dach nad sobą, upał silnika i jego monotonny ryk. Czy mi tu wygodnie...? Pod niebem pełnym cudów...?" Piękna książka.
-
Recenzja: audioksiazki.blogspot.com Piotr BorowskiRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Reportaż z podróży rowerami jedwabnym szlakiem
Treść
Autor wraz z żoną rusza ponownie w szlak. Z braku pieniędzy zamiast do Ameryki Południowej ruszają do Chin jedwabnym szlakiem. Zaczynają w Syrii, gdzie wbrew tytułowi zaczynają od szukania kawy z kardamonem. Pedałują też przez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan by w końcu osiągnąć cel podróży - Chiny.
Tytuł książki nawiązuje do legendarnej gościnności tamtejszych ludów. Gościnności, która istnieje mimo wielu napięć w tamtych rejonach.
Autor i lektor
Autor jest zapalonym podróżnikiem i zapałem opowiada o swoich podróżach i wrażeniach. Jako amator czyta raczej średnio, ale gdybyśmy poszli na spotkanie z nim to przecież nie słuchalibyśmy zawodowego lektora opowiadającego za Roberta Maciąga.
Widać (słychać) też, że ma dużo wiedzy. Nie tylko tej współczesnej o teraźniejszych problemach politycznych, ale wie dużo o przeszłości. Wspomina np. o królowej Zenobii.
Wady
Autor nie jest zawodowym lektorem i czasami lekko przekręca niektóre wyrazy czy ucina końcówki. Mi to nie przeszkadzało, ale znam ludzi, którzy przyzwyczaili się do dobrych lektorów i odrzucają audiobooki czytane przez tych słabszych. Z drugiej strony są tacy, którzy potrafią słuchać komputerowego lektora jak np. Iwona.
Podsumowanie
Robert "Robb" Maciąg napisał już kilka książek podróżniczych. Jest zapalonym cyklistą i potrafi przekazać swój zapał. Jest też niezłym obserwatorem. Warto też wspomnieć o nagrodzie, którą dostał za tę książkę - Podróżnicza książka roku - Travelery 2012. -
Recenzja: Gazeta Wyborcza Dorota Sierakowska, 2013-11-18Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Rowerem przez jedwabny szlak
"Tysiąc szklanek herbaty" to książka o byciu w drodze. Autor, Robert Maciąg, wraz ze swoją żoną i przyjacielem przemierzył sporą część Azji na rowerze, podążając trasą jedwabnego szlaku. Imponująca trasa i zróżnicowanie przemierzanych krajów tworzą mieszankę, która zachęca do przeczytania książki.
Autor książki podróżuje przez Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. To właśnie te kraje są opisywane w kolejnych rozdziałach. Jednak to nie wyjątkowe zabytki są kluczowym elementem książki, lecz ludzie, z którymi podróżnicy spotykają się na szlaku i w towarzystwie których piją kolejne tytułowe szklanki herbaty.
To właśnie spojrzenie na przejeżdżane kraje z punktu widzenia ludzi tam mieszkających jest głównym atutem książki. Autor daje bowiem czytelnikowi okazję, aby spojrzeć z bliska na życie osób, które żyją w zupełnie innych warunkach geograficznych niż nasze, w krajach o odmiennych ustrojach gospodarczych i odmiennej religii. Co za tym idzie - widzimy kolejne kraje przez pryzmat osób o zupełnie innych problemach niż te, z którymi sami borykamy się na co dzień.
Jednak oprócz pokazania życia ludzi na trasie dawnego jedwabnego szlaku, Robert Maciąg nie zapomina o opisie najważniejszych miejsc w danym kraju z punktu widzenia ich kontekstu historycznego i znaczenia konkretnych budowli czy narodowych symboli. Wszelkie opisy są jednak na tyle krótkie i konkretne, że pozwalają lepiej zrozumieć dany kraj bez zanudzania czytelnika.
Dużym atutem książki "Tysiąc szklanek herbaty" jest fakt, że napisana jest ona bez zbędnego patosu - Robert Maciąg dobrze wyważył połączenie merytorycznych spostrzeżeń z emocjonalnym odbiorem danych miejsc. Pewnym mankamentem książki może być jednak jej niekompletność - przez niektóre kraje podróżnicy przejeżdżali w relatywnie szybkim tempie, opisując jedynie nieliczne miejsca. Nie traktowałabym tego jednak jako istotnej wady książki, gdyż z założenia nie miała ona być przewodnikiem po przejeżdżanych krajach, lecz opisem niezwykłych spotkań na szlaku.
Czytając książkę, da się zauważyć, że dla autora książki podróżowanie nie oznacza jedynie zaliczania kolejnych zabytków. I to właśnie czyni ją godną polecenia. -
Recenzja: kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeńska, 2013-08-04Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Książka wyjątkowa, tak bardzo bogata merytorycznie, że wcale się nie dziwię, że otrzymała nagrodę Travelera, za najlepszą podróżniczą książkę roku. Robert Robb Maciąg otwiera nam zamknięte oczy, obala stereotypy związane z przyzwyczajeniami myślowymi dotyczącymi krajów azjatyckich.
Pokazuje, że nie trzeba wiele – bo czasem wystarczy uśmiech – by mieć co jeść i gdzie spać, że nie każdy arab jest terrorystą, że podróżowanie daje każdemu pewną satysfakcję oraz uświadamia czytelnika w fakcie, że każda podróż, niezależnie czy daleka czy bliska rozpoczyna się w momencie, gdy opuszczamy dom.
Tysiące szklanek herbaty to podróż po Jedwabnym szlaku, to podróż w głąb serc mieszkańców każdej z odwiedzonych wiosek i miast, to podróż pełna wrażeń, wzruszeń i wytrwałości. Trójka śmiałków rusza szlakiem, tylko po to by zobaczyć, zwiedzić, udowodnić sobie pewne kwestie, które zawsze siedziały gdzieś z tyłu głowy. Plany na Amerykę Południową odstawione na bok wcale nie runęły w gruzach w Azji. Wystarczy kupić bilet i masz już cel, nie ma odwrotu. Wyruszasz w nieznane.
Zaczynając od Syrii i kolejno czytając o Turcji, Iranie, Turkmenistanie, Uzbekistanie, Tadżykistanie i Chinach uświadomiłam sobie wiele ważnych rzeczy. Robert “obalił” moje obawy co do bezpieczeństwa w tych krajach. Oczywiście nadal mam swoje zdanie, że jednak są one niebezpieczne, ale historie opisane w książce, serdeczność tamtych ludzi i mało awaryjnych sytuacji skłania mnie do namysłu, że mogę zrobić jeden krok, nawet dwa ku myśli, że tam może być bezpiecznie. Wiele zależy od nas samych, historia Roberta i jego przyjaciół ukazuje zarówno wzruszające momenty jak i trudne chwile, gdzie jesteś skazany sam na siebie i musisz akceptować sytuację w jakiej się znalazłeś jakakolwiek ona jest.
Tysiące szklanek herbaty do chwila dla czytelnika na poznanie obcych kultur. Kraje arabskie są bardzo charakterystyczne, mnie osobiście bardzo ciekawią, dlatego czytałam zachłannie książkę. Autor przeplata opowieść o codzienności w ciągu ośmiomiesięcznej podróży cudownymi cytatami, które sobie nawet zapisałam na boku, bo są niesamowicie prawdziwe i traktujące o życiu, o tym co nas otacza.
Książka jest jak pisałam wyjątkowa. Bez względu czy interesujesz się Azją czy nie, warto ją przeczytać bo otwiera oczy na wiele spraw. Kraje azjatyckie do niedawna były miejscami, o których lepiej pomilczeć, bo wiadomo to teren gdzie żyją talibowie i terroryści. Czy zatem każdy Afgańczyk jest terrorystą? NIE! O nas polakach krąży przeświadczenie, że każdy polak to złodziej. A każdy z nas dobrze wie, że tak nie jest. Ja jako polka, nie utożsamiam się z tym stereotypem o nas nawet w 0,0001%, zatem dajmy szansę też Azjatom, zmieńmy o nich zdanie, dowiedzmy się coś więcej o nich!
Polecam książkę z całego serca, najszczerzej jak potrafię. Mnie pochłonęła w całości. -
Recenzja: pojechana.pl 2013-06-24Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku” Roberta Robba Maciąga (wydawnictwo Bezdroża) to opowieść o rowerowej wyprawie historycznym Jedwabnym Szlakiem przez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Chiny i Laos, a więc kraje spoza standardowego planu turystycznych wypadów. Nie jest to dziennik dokonań, ani pamiętnik z podróży, to zbiór obrazów odwiedzonych miejsc, przeżyć uczestników wyprawy, a przede wszystkim historii napotkanych ludzi. Wspólnym mianownikiem dla kolejnych fragmentów opowieści jest tytułowa szklanka herbaty:
„W naszej podróży najwięcej było… herbaty. Zastanawiałem się długo, co było łącznikiem tych wszystkich miejsc, które tworzyły Jedwabny Szlak, i jakkolwiek bym kombinował, zawsze padało na herbatę. Od Damaszku przez Azję Środkową do Chin. Od yerba mate sprzedawanej ku naszemu zaskoczeniu na syryjskich bazarach, przez aromatyczną czarną w Turcji i Iranie, do tej z mlekiem i solą w górach Pamiru.”
To opowieść o życzliwości i bezinteresownej pomocy, o przypadkowych ludziach, którzy otwierali przed podróżnikami swoje ramiona, domy i serca. Swoisty hołd oddany człowieczeństwu, w najprostszej i najszczerszej jego postaci, której coraz rzadziej doświadczamy i, o której coraz częściej zapominamy biegnąc w pościgu nowoczesności.
„Tysiąc szklanek herbaty” czytałam będąc w podróży, gdybym sięgnęła po nią w domu, z pewnością niechybnie spakowałabym plecak. Dlaczego? Bo Robb Maciąg przypomina w niej czemu podróżujemy, czego szukamy tysiące kilometrów od naszej codzienności, za czym gonimy, przed czym uciekamy:
„Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Tysiąc Szklanek HerbatyPodróżowanie zwraca nam życie. Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to nie współzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi, zarazy. Podróżowanie zabiera nas w przeszłość, gdy człowiek żył podług prostych zasad i był, o dziwo, bliżej natury i świata (…)
Podróż daje nam wolność wyboru. Nie ma czasu, daty, terminów, obowiązków, rachunków, systemu, który nam coś nakazuje. Systemu, który nas przywiązuje do jednego miejsca, zmusza do abstrakcyjnych wymogów i obowiązków. Dopóki się ruszam, mam wokół siebie proste życie i proste potrzeby. Gdy tylko się zatrzymam na dłużej, okrążają mnie rachunki, wiadomości TV — kto komu ukradł, kto kogo oszukał.”
Robb Maciąg, człowiek taki jak każdy z nas, który też musi płacić rachunki, a cena biletów lotniczych do Ameryki Południowej przyprawia go o ból głowy, przypomina, że by podróżować wystarczy chcieć, że bezsensownie usypiamy swoje marzenia wymówkami:
„Mogliśmy tak planować, marzyć i myśleć o kolejnej podróży latami. Ciągle nam czegoś brakowało, a oszczędzanie pieniędzy odwlekało nasz wyjazd z miesiąca na miesiąc. Ciągle wydawało nam się, że jeszcze czegoś nie mamy. Po dłuższym czasie ciągłego niezdecydowania wpadłem na, jak mi się wtedy wydawało, genialny pomysł. Zamiast ciągle czekać, ciągle oszczędzać i ciągle planować, postanowiłem, że wyjeżdżamy „za pół roku od dziś”, i kupiłem bilety. Tym prostym sposobem klamka zapadła: trzeba było jechać z tym, co mieliśmy, i przestać się zastanawiać.”
Autor mobilizuje by ruszyć przed siebie, a następnie zabiera czytelników w interesującą podróż do odległych naszej kulturze miejsc. Nie wie wszystkiego, nie wymądrza się, nie moralizuje, ale czuć, że przygotował się do wyprawy, że szukał, czytał, by niewiedza o zwyczajach, historii, przyczynowo- skutkowych ciągach zdarzeń nie odebrała mu (i nam, czytelnikom) możliwości odkrywania, zadawania odpowiednich pytań, rozumienia choć ułamka świata, którego nie znamy, świata wokół Jedwabnego Szlaku. Przez kilka pierwszych stron drażnił mnie momentami język narracji, aż przestałam czytać książkę i zaproszona przez autora usiadłam wygodnie przy ognisku by słuchać wieczornych opowieści. Bo „Tysiąc szklanek herbaty” to opowieść, którą przy akompaniamencie nocnych owadów opowiada się współtowarzyszom podróży.
Dodatkowym atutem książki są piękne, niesamowicie prawdziwe zdjęcia, które dopowiadają historie i których chciałoby się więcej i więcej. Polecam lekturę wszystkim, którym brakuje odrobiny motywacji by spakować plecak i tym, którzy już spakowali, ale odrobina miejsca w nim jeszcze im została. -
Recenzja: Przewodnik.onet.pl Paweł Zając, 2012-06-06Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na jedwabnym szlaku" Roberta Robba Maciąga to książka o Jedwabnym Szlaku, a przede wszystkim o ludziach, którzy nim podążają i o tych, którzy mieszkają na jego trasie. Jest taki gość. Robert Maciąg (w skrócie Robb) – nauczyciel i fotograf.
Bardzo lubi też jeździć na rowerze, chociaż tyłek boli go, jak każdego innego człowieka, więc nie jest pod tym względem specjalnie wyjątkowy (niemniej stara się dyskomfort minimalizować).
Gdy piszę „bardzo lubi” to znaczy, że bardzo lubi – przejechał kiedyś na rowerze Chiny, Indie i pół Azji. Napisał o tym dwie książki. Pisałem już, że "bardzo lubi" W 2010 roku wsiadł znów na rower, razem ze swoją żoną Anią, i podążyli legendarnym Jedwabnym Szlakiem. I tu dotarliśmy do celu, w pewnym sensie.
„Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku” to trzecia książka Robba Maciąga. To obrazy z 8-miesięcznej podróży najsłynniejszym traktem handlowym świata - dziś przysypanym mocno sypkim piaskiem pustyni i ciężkim piachem ludzkiego zapomnienia. Obrazy a nie zapis, choć zapisków zapewne zrobił niemało.
Robert, na szczęście, należy do tego grona podróżników, którzy nie katują czytelników krwią, potem i opisami niczym z Facebooka: „Jedziemy 78. dzień. Wyruszyliśmy o 7.20. Jest ciężko. Wieje mocniej niż wczoraj”, po czym oddają się kwileniu nad złem świata tego, niemożności porozumienia, bo angielskiego tu nie znają, a w sklepie są tylko puszki z rybą i piwo. Są takie książki, o podróżach rowerowych również i pozwolę sobie ich tytuły pominąć, ale szczerze przestrzegam.
Robb dziwi się światu. W dziecięcy sposób, ale z dorosłą umiejętnością dochodzenia szczegółów i zgłębiania historii. Z dużym zrozumieniem dla świata i ludzi go zamieszkujących. Dzięki temu, że na „bucharskim Registanie nie ma już wygodnych ławek” dowiadujemy się kogo (nie) można spotkać w dzisiejszym Uzbekistanie, próbuje dociec, dlaczego Chińczycy tak okrutnie traktują zwierzęta, w pamirskich domach jest 5 filarów i czemu Turkmenistan jest najlepszym krajem na świecie.
Spotkania z ludźmi z teraźniejszości płynnie prowadzą w przeszłość, gdzie stoi inny Robert – może w turbanie, może przyjechał na ośle. Pochyla się nad krzakiem bawełny, głaszcze jaka, zajada płow, a sok z arbuza cieknie mu po brodzie; przepija nawet wódką (choć z zasady nie pije), bo gospodarze są wspaniali.
Ludzie wypełniają przestrzeń wokół Maciąga – nawet tę wielką pamirską pustać (bo w Chinach o tłum nietrudno). I choć po rosyjsku duka, chiński i perski „zna” jak każdy przeciętny Polak, to dociera do ludzi w każdym zakątku, a po polsku wychodzi mu płynna opowieść.
Robb miewa czasem - na szczęście niezbyt często - skłonności do egzaltacji nad pięknem świata, podróżowania i ludźmi, które mi do gustu nie przypadają. Może po prostu za mało widziałem Zapewne. Chętnie gdzieś pojadę. Na rowerze.
Ps. Plus 10 punktów za wyjątkową okładkę książki. -
Recenzja: Peron4.pl Paweł Olszański, 2012-05-24Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Robb Maciąg w ostatnim czasie wydaje książkę za książką (Podręcznik przygody rowerowej już czeka, aby pojawić się na półkach). Tysiąc szklanek herbaty to kolejna opowieść o ludziach napotkanych po drodze. Tym razem podczas wyprawy Jedwabnym Szlakiem.
Zacznę od małej „złośliwości”. Ale mam nadzieję, że odebrana zostanie z przymrużeniem oka, bo taki jej zamysł, a Robb na szczęście nie należy do osób, które napinają łydę. Jakiś czas temu, rozmawiając z jedną z redakcyjnych koleżanek na temat jego najnowszej książki, doszliśmy do wniosku, że jeszcze do niedawna Robb Maciąg był panem od rowerów (to ten gościu co był w Indiach na rowerze. W Chinach też był. No wiecie, on wszędzie jeździ na rowerze!). Teraz można by rzec, że jest specjalistą od spotykania dobrych i bardzo pozytywnych ludzi (rower nadal jest, ale jakby na drugim planie). Nie wiem czym będzie się specjalizował w przyszłości (słuchy chodzą, że wraca do rowerów), ale faktem jest, że pozytywne i mocno zarażające książki, to on potrafi pisać. I taką jest też Tysiąc szklanek herbaty.
W praktycznie każdym kraju na drodze Ani, Robba i towarzyszącego im Bena – Syrii, Turcji, Iranie, Turkmenistanie, Uzbekistanie, Tadżykistanie, Chinach – picie herbaty jest w pewnym sensie rytuałem. Więc okazja ku temu, aby przystanąć i napić się z miejscową ludnością herbaty nadarzała się co chwilę. Czasami nawet zbyt często. I nie kończyła się tylko na herbacie. Zdarzały się i takie historie, gdy zwykłe pytanie o możliwość rozbicia namiotu przeradzało się w ogromną kolację, w której uczestniczyła cała rodzina z ośmioma braćmi gospodarza na czele (historia Abdul Aziza spotkanego w Syrii). Takich opowieści znajdziecie tu sporo.
Niby nie ma w tych historiach nic niezwykłego, bo przecież wiele podróżniczych książek wydawanych w ostatnim czasie, jest do siebie podobnych. Śledzimy w nich trasę autora, przemieszczamy się oczami wyobraźni razem z nim. Ale… No właśnie, Robb należy do tych osób które potrafią ciekawie i bardzo barwnie (choć nie koloryzując, a jeśli nawet to nie odczuwa się tego :)) opowiadać przeżyte historie. Ma też drugą umiejętność. Potrafi przelać swoje opowieści na papier. A to już nie jest takie proste. Delektuje się rzeczami z pozoru błahymi, wynosi je na piedestał, tak jak tytułowe picie herbaty, ale dzięki temu ukazuje urok i bardzo charakterystyczne cechy danego miejsca, co sprawia, że wyobraźnia czytelnika działa jeszcze lepiej.
No i są jeszcze wszechobecne spostrzeżenia Robba dotyczące wielu różnych kwestii współczesnego życia, które pojawiają się w każdej jego książce. Niby bardzo proste i prozaiczne, ale coraz bardziej charakterystyczne dla jego książek i maksymalnie szczere.
Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie. Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to nie współzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi, zarazy.
~~
Jak powiedział kiedyś mój kolega z pewnego kraju w Azji Środkowej: „Ja wszystkim tłumaczę, że do nas to tylko gołodupce przyjeżdżają. Jak któryś ma pieniądze, to jedzie do Egiptu i na pewno nie na rowerze.
Fakt.
Naszym majątkiem nie był portfel.
Naszym majątkiem był wolny czas.
I mijani ludzie – to oni byli naszym prawdziwym wspomnieniem i to od nich zależało, jaka ta podróż będzie.
Czytając tę książkę (prostokątną, bo każda książka jest prostokątna, ale akurat ta jest prostokątną w taki sposób, że tam gdzie powinna być węższa, to jest szersza, a tam gdzie powinna być szersza jest węższa :)) nie odczuwa się, że autor, jest wielkim odkrywcą tego co już odkryte i że dociera w maksymalnie ukryte miejsca. On tam jest raczej przy okazji, a głównym bohaterem jego opowieści są spotkani ludzie i ich historie, a nie sam fakt podróżowania.
Podsumowując, podejrzewam, że nawet Mariuszowi Jajeśniakowi, naszemu ulubionemu krytykowi książek podróżniczych Tysiąc szklanek herbaty przypadłoby do gustu. Zatem śmiało możemy ją polecić. -
Recenzja: lekturyreportera.pl Agata Marczewska, 2012-05-15Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Tysiąc szklanek herbaty” Roberta Maciąga zwraca uwagę czytelnika już od przysłowiowego „pierwszego wrażenia”. Książka została wydana w dość nietypowym formacie, przypominającym raczej album niż pozycję lekturową. Do tego kredowy papier, za którym tak naprawdę nie przepadam – takie rozwiązanie oznacza, że niewygodnie czyta mi się książkę przy mocnym świetle. Zawartość „Tysiąca szklanek…” usprawiedliwia jednak sposób wydania: to fascynująca opowieść o rowerowej podróży Jedwabnym Szlakiem, przez kraje takie jak Iran, Tadżykistan, Turkmenistan, ilustrowana bogato świetnymi zdjęciami. Dla tych ostatnich warto było się zdecydować na taki a nie inny format i papier.
Relacja z podróży również jest nieco nietypowa: nie jest to rzetelny dziennik wyprawy, odnotowujący liczbę przebytych kilometrów. To raczej zbiór subiektywnych wrażeń, wśród których dominuje zachwyt nad tym lekko egzotycznym dla nas światem i zamieszkującymi go ludźmi. Bohaterowie przygody nie znają języków krajów, po których się poruszają, a mimo to nie mają problemów z nawiązywaniem kontaktów z tubylcami. Potrafią nie tylko załatwić sobie nocleg (bo przecież nie śpią w hotelach: wybierają raczej namiot, często są też zapraszani do domów napotkanych przypadkowo, niezmiennie gościnnych ludzi). Chętnie i niemal z łatwością rozmawiają z tymi, których spotykają.
Tym, co charakteryzuje głównego bohatera i zarazem narratora całej historii, jest niezmienny optymizm. Wydaje się, że to absolutny numer jeden na liście potrzeb do zrealizowania przed wyruszenie w taką podróż. Nasz rowerzysta jest przyjaźnie nastawiony do spotykanych osób i z takim też nastawieniem ze strony innych stale się spotyka. Cóż znaczy uciążliwa biurokracja w ambasadzie, gdy wokół siebie mamy życzliwych ludzi, chętnych do pomocy i skorych do opowiadania o swoim świecie, niezmiennie przy tytułowej szklance herbaty?
„Tysiąc szklanek herbaty” nie jest przewodnikiem turystycznym. Nie polecam tej książki tym, którzy poszukują informacji o życiu czy kulturze krajów leżących na trasie Jedwabnego Szlaku. Subiektywne spojrzenie autora zapewnia czytelnikowi odczuwanie niepowtarzalnego klimatu odwiedzanych miejsc, ale nie dostarcza minimalnej nawet dawki faktów na ich temat. Ja jednak tego braku wcale nie czułam – bo czy osobę przemierzającą kraj rowerem interesuje jego PKB, stan szkolnictwa czy służby zdrowia? Taka a nie inna formuła sprawia, że książka Maciąga należy do tych, które trudno jest opowiedzieć, ale które pozostawiają w czytelniku wyraźnie, trudne do zatarcia wrażenie.
„Tysiąc szklanek herbaty” Roberta Maciąga to opowieść o tym, czego nigdy nie zrobię. Nie to, żebym nie chciała. Relacja z podróży, którą odbył autor, zachęca do tego, by wyciągnąć z piwnicy zakurzony rower i zaplanować jakąś przynajmniej lekko szaloną wyprawę. Póki co jednak wiem, że nic z tego. Brakuje mi odwagi. Tym bardziej cieszę się, że istnieją takie pozycje jak „Tysiąc szklanek herbaty”. Dzięki nim mogłam odbyć podróż Jedwabnym Szlakiem. Nawet jeśli była to wyprawa tylko w wyobraźni. -
Recenzja: www.obuszki.wordpress.com obuszki, 2012-04-19Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Był taki czas, kiedy blogów było mało, a zdobycie informacji o sposobie sprytnego dotarcia w egzotyczne rejony świata – nie tak oczywiste jak teraz. Nie chodzi o jakąś prehistorię, ale wyraźnie widać, że przez kilkanaście ostatnich lat dużo się pod tym względem zmieniło.
Pamiętam, że jeszcze jako student wpadłem na stronę z relacją z autostopowej wyprawy Kingi i Chopina (była to pierwsza historia, która po prostu zwaliła mnie z nóg i wiem, że dla wielu osób była ona ważnym impulsem do realizacji podróżniczych marzeń). Mniej więcej w tym samym czasie trafiłem na listę mailingową Trampa, gdzie pochłaniałem wszelkie wiadomości z takich rejonów jak Turcja i Iran – w oczach pojawiał się błysk nadziei, że może i ja kiedyś tam trafię. Do dziś pamiętam też, jakie wrażenie zrobiła na mnie relacja Robba z wyprawy do Nepalu. Od tamtego czasu systematycznie śledziłem rozwój jego stron internetowych (na początku jeszcze jako Acanay) i kolejne wyprawy – jego niesamowite zdjęcia pobudzały wyobraźnię i były chyba największym motywatorem, żeby samemu wreszcie ruszyć w drogę. Po latach w końcu się to udało :).
Parę tygodni temu dostaliśmy propozycję od wydawnictwa Bezdroża, żeby napisać recenzję najnowszej książki Robba Maciąga, ‶Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku”, o rowerowej wyprawie przez Azję! Nie trzeba chyba dodawać, że bardzo się ucieszyliśmy :).Pierwsza rzecz, która bardzo pozytywnie zaskakuje w tej książce, to jej wygląd i projekt graficzny – co tu dużo mówić, jak dla mnie jest idealnie wydana. Kolor i format przyciągają uwagę, a grafika na okładce w 100% komponuje się z zawartością książki.
Kolejna rzecz to wspaniałe zdjęcia Ani i Robba, które częściej przedstawiają ludzi, niż krajobrazy. Większość jest robiona z bliska, a wszyscy wiemy, że o to w podróży nie zawsze jest łatwo. Żeby zrobić takie zdjęcia, trzeba się bardzo zbliżyć do ludzi, albo to ludzie sami muszą zbliżyć się do nas. I o tym właśnie jest ta książka – o spotkaniu z drugim człowiekiem, zaufaniu i gościnności.
Ania i Robb nieprzypadkowo podróżują rowerami. Jest to na pewno forma uwolnienia się od dusznych środków transportu, rozkładów jazdy i cen biletów. Przede wszystkim jest to jednak metoda na dotarcie do ludzi, którzy wyznają zupełnie inną religię niż nasza, kierują się innymi zasadami, mają inne zwyczaje i upodobania kulinarne, a często da się z nimi porozumieć tylko na migi albo uniwersalnym ‶OK”.
Jak dla mnie to książka o wierze w drugiego człowieka, która napędza każdą podróż, która sprawia, że na swojej drodze jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności spotyka się właściwych ludzi, a ich bezinteresowna pomoc wywołuje często łzy wzruszenia. ‶Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie” – lepszej definicji włóczęgi po świecie autor nie mógł wymyślić.
Czytając ‶Tysiąc szklanek herbaty”, często się uśmiechałem. I to nie z powodu komicznych historii (choć i takie tu znajdziemy), ale głównie dlatego, że jest to pozytywna opowieść wypełniona po brzegi szczerą chęcią pomocy ‶obcemu” i dobrymi gestami. W tej książce Iran nie jest krajem wąsatych wojskowych pragnących zniszczyć Amerykę, ale rajem dla rowerzystów i autostopowiczów. Inne miejsca wypadają równie korzystnie.
Opowieści Robba cały czas przypominają nam, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tak samo zagubieni, bez względu na miejsce zamieszkania, i nawet najdrobniejszy miły gest może sprawić, że poczujemy się pewniej, a stereotypy i sztuczne problemy wykreowane przez media wyparują nam z głów raz na zawsze. Prawda jest bowiem taka, że na afgańskiej granicy zwykli wieśniacy pozdrowią nas machaniem ręki w krótkiej przerwie podczas pracy w polu, a muzułmanin w Tadżykistanie opowie nam, jak uczy się angielskiego z amerykańskiego kanału Biblia TV, gdzie mówią ‶powoli i bardzo wyraźnie”.
W siedmiu rozdziałach poznajemy jedynie wybrane przygody, które przydarzyły się Ani i Robbowi w ciągu ośmiu miesięcy podróży przez Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. Mi osobiście najbardziej podobały się dwa ostatnie rozdziały, które opisują kompletnie różne światy – górzysty i niemalże bezludny Pamir oraz przeludnione i zmieniające się jak w kalejdoskopie Chiny.
Wszyscy wiemy, że taka wyprawa to nie tylko piękne momenty, idylliczne krajobrazy i ludzie anioły. To również piasek w zębach i oczach, ogromne zmęczenie, a czasem nawet strach i niepewność – i o tym też jest ta książka. Na szczęście złe wspomnienia prawie zawsze szybko zacierają się w pamięci.
Piękna podróż. Super pomysł na trasę. Wartościowa książka. -
Recenzja: kochamksiazki.pl 2012-04-24Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Jedwabny szlak jest chyba najbardziej znaną drogą handlową w historii ludzkości. Ongiś tętniący życiem, dziś już zupełnie inny, choć dalej pociągający, fascynujący. Jednakże, żeby go poznać nie wystarczy o nim poczytać, nie wystarczy „zaliczyć” nieliczne pozostałe zabytki. Tu trzeba wyruszyć na wyprawę wzdłuż tej trasy, spotkać ludzi, którzy tam żyją. Nie wystarczą dwa tygodnie urlopu. Potrzeba na spokojnie chłonąć tę atmosferę, np. przez osiem miesięcy, czyli tak jak zrobił to Robert Maciąg z żoną Anią i Benem, Anglikiem. Co przeżyli, to Robert opisał w książce Tysiąc szklanek herbaty.
Książka jest opowieścią o podróży. Nie jest to jednak ani przewodnik, ani suche sprawozdanie o kolejnych etapach. To opowieść o ludziach, życzliwości i dobroci. Gdy na kolejnych kartkach poznajemy mieszkańców kolejnych krajów, człowiek budzi się z europejskiego pół-snu i zaczyna dostrzegać coś, co my powoli gubimy, o ile nie zgubiliśmy w ogóle. Taka prosta, zwyczajna życzliwość i dobroć, gościnność i chęć pomocy. Zupełnie bezinteresownie, tylko dlatego, że jest komu pomóc, dać trochę wody. To opowieść o ludziach, którzy nie znając języka, potrafią się porozumieć, bo przecież wszyscy są braćmi. Może nie mają wiele, może i życie jest dużo trudniejsze pod względem materialnym, jednak, jak zauważa autor, „im bardziej nieprzyjazne jest miejsce, tym bardziej przyjaźni są ludzie”.
Tysiąc szklanek herbaty czyta się wyjątkowo. Podczas lektury miałem wrażenie, że nie tylko przemierzam kolejne kartki, ale pokonuję wraz z autorem kolejne kilometry. Czasami pisze wprost do czytelnika, w drugiej osobie (np. „by dostać się do Turkmenistanu, musisz najpierw wydostać się z Iranu”) i wtedy ma się wrażenie, jakbyśmy siedzieli gdzieś i popijali herbatę, a on opowiadał osobiście o swojej podróży. Za każdym razem można doświadczyć czegoś z tej magii drogi.
Atutem książki są piękne zdjęcia. Nie widokówki, których pełno w internecie, ale zdjęcia ludzie. Tacy zwyczajni, zajęci codziennością, a jednocześnie często uśmiechnięci, z życzliwością w oczach. Cała książka jest bardzo ładnie wydana, za co należą się gratulacje dla wydawcy.
Jako fan kawy mam oczywiście jedno „ale”. Tyle piszą o herbacie, nawet w tytule się znalazła. Kawy natomiast jak na lekarstwo. Już chciałem wyruszać, ale boję się, że bez kawy poległbym bardzo szybko. Była wspomniana raptem w kilku miejscach tylko… Dzięki książce jednak mogłem tę podróż odbyć inaczej, mając dobrą kawę zawsze pod ręką, co i Wam gorąco polecam! Czy z kawą, czy z herbatą, sięgnijcie po Tysiąc szklanek herbaty i wyruszcie na Jedwabny Szlak! -
Recenzja: Dziennik Gazeta Prawna Anna Sobańda, 2012-04-27Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Podróż po Azji" to mało precyzyjne określenie, bowiem rozmiar największego kontynentu może przytłoczyć najbardziej zaprawionego w podróżach obieżyświata. Potrzebny jest zatem konkretny plan i kierunek, który ustrukturyzuje tak brawurowe przedsięwzięcie.
A gdyby tak podróżować Jedwabnym Szlakiem Owiany tajemnicą historii, pełen egzotycznych nazw i intrygujących miejsc skusił autora książki "Tysiąc szklanek herbaty", który wraz z żoną wybrał się na rowerową wyprawę dawnym szlakiem handlowym.
Robert Maciąg wraz z żoną Anią rozpoczęli swoją egzotyczną podróż od przesiąkniętej historią i niezwykle gościnnej Syrii, przemierzyli niewielki fragment Turcji oraz góry i pustynie Iranu. Następnie błyskawicznie przejechali przez zbiurokratyzowany Iran i dotarli do Uzbekistanu skąd przeprawili się przez malownicze góry do Tadżykistanu. Ostatnim etapem ich podróży były zaś fascynujące.
W trakcie tej egzotycznej podróży autor zwiedził wiele niezwykłych miejsc, ale w trakcie lektury jego , da się zauważyć, że to, co budziło jego największy zachwyt i pozostawiało największe wrażenie, to nie zabytki i malownicze krajobrazy, a spotykani w podróży ludzie. Dlatego „ Tysiąc szklanek herbaty ” to w dużej mierze o napotkanych w drodze mieszkańcach Azji oraz ich bezinteresownej dobroci:
"Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie. Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to nie współzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi, zarazy. Podróżowanie zabiera nas w przeszłość, gdy człowiek żył podług prostych zasad i był, o dziwo, bliżej natury i świata." – zauważa Robert Maciąg we wstępie do swojej książki.
Jak pisze sam autor, w tej wyprawie najwięcej było herbaty. Podróżnicy nieustannie byli zapraszani przez zupełnie obcych sobie ludzi na poczęstunek i nocleg, a wspólnym mianownikiem tym niesamowitych spotkań był ten aromatyczny napój.
To nie jest książka o naszym bohaterstwie. To jest książka o kolejnych szklankach herbaty w obcych krajach, wśród obcych twarzy. Ci wszyscy ludzie ugościliby Was tak samo, jak ugościli nas. Tak samo by się Wami zaopiekowali i tak samo by się o Was zatroszczyli. Bo są wyjątkowi i otwarci na każdego. – pisze autor.
W opisanej przez Maciąga podróży zdarzały się także mnie przyjemne momenty, jak spotkania z biurokracją przy przekraczaniu granic, eskorty policyjne, opowieści o dramatach konfliktów zbrojnych, czy przytłaczająca bieda niektórych regionów. Mimo tego, z książki przebija niezwykle pozytywne przesłanie odbudowujące w czytelniku wiarę w dobro i życzliwość drugiego człowieka. -
Recenzja: figlarneczytanie.blogspot.com 2012-05-02Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
"Podróżowanie zwraca nam życie.Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to niewspółzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi , zarazy. Podróżowanie zabiera nas w przeszłość, gdy człowiek żył podług prostych zasad i był, o dziwo, bliżej natury i świata".
Jeszcze tak nie dawno nie kojarzyłam nazwiska Maciąg Robert. Teraz już zapamiętam je na zawsze.
Robert Robb Maciąg- nauczyciel, podróżnik i fotograf. Uwielbia fotografować ludzi.Jest laureatem konkursu "Podróżnik roku". Autor książek "Rowerem przez Chiny...", "Rowerem w stronę Indii"
Jego najnowsza książka nosi tytuł "Tysiąc szklanek herbaty".
Pomysł na tytuł pochodzi od ilości szklanek herbaty wypitej w czasie podróży. My Polacy częstujemy turystów często alkoholem. Na Jedwabnym Szlaku to nie alkohol, a herbata jest podstawą okazania gościnności.
Jest to fascynująca relacja podróży Roberta Maciąga, jego żony Anny i przyjaciela -anglika przez kraje znajdujące się na Jedwabnym Szlaku. Podróżują rowerami.
Nie jest to przewodnik turystyczny, który skupia się na wielkich miastach, świątyniach, zabytkach itp.
Jest to książka o ludziach. O ludziach biednych, zaradnych i ciężko pracujących.
Jest to opowieść o bliźnim, który mimo różnic kulturowym, językowym zaprasza podróżnych do swego domu, opowiada mu swoje koleje losu i dzieli się ostatnim kawałkiem chleba.
To opowieść o drugiej stronie medalu, często trudnej, obywatela danego kraju.
Podróż odbywa się poprzez:Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Chiny.
Maciąg we frapujący sposób opowiada o każdym bohaterze swej książki, jak o najbliższym przyjacielu. W każdym kraju pozostawił cześć swojego serca.
My o części z tych krajów słyszeliśmy w telewizji, z okazji konfliktów zbrojnych, zamachów itp. Ta książka nie skupia się (jedynie wspomina i to malutko!) o sytuacji politycznej, bo to nie jest jej celem.
Celem tej książki ma być ukazanie, że człowiek jest człowiekowi bratnią duszą, opoką w potrzebie.
Oczywiście autor zamieszcza fragmenty historii danych krajów, lecz jest to historia, która miała lub ma bezpośredni wpływ na życie ludzi, którzy stanęli na drodze podróżników.
W książce są zamieszczone piękne i ciekawe fotografię. Są to fotografię przede wszystkim ludzi. Zwyczajnych i prostych. Każda fotografia to osobny los, tak niezwykły i unikatowy.
Podróż rowerem musi być fascynująca i dzięki temu ta książka jest niezwykłą, prawdziwą relacją.
Autor piszę prosto z serca, opisuje dobroć innych, lecz i opisuje swoje obawy i momenty strachu.
Jest to "optymistyczna" książka. My Polacy jakbyśmy tak żyli, to narzekaniom pewnie nie byłoby końca. A bohaterowie tej książki są radośni, doceniają każdy dzień, ciężka praca nie jest im obca. Swój optymizm przekazują poprzez historię, anegdoty. Nie raz się uśmiechnęłam sama do siebie i doceniłam to co mam, gdyż zawsze może być gorzej.
Autor w bardzo ciekawy sposób, a jednocześnie zwyczajny opisuje obyczajowość swoich zagranicznych "przyjaciół".
Jestem z natury domatorką i tym bardziej chętnie sięgnęłam po te książkę. Czytałam i nie wychodząc z domu czułam się członkiem podróży. Siedziałam sobie wygodnie w fotelu, piach nie drażnił mi oczu, a jednocześnie dowiedziałam się rzeczy, które nie byłoby mi dane poznać z np. przewodników, które skupiają się na ośrodkach turystycznych.
Dowiedziałam się,że mydło, którego używam jest produkowane z Syrii i używała takiego Kleopatra:)
Warto sięgnąć po te książkę. Polecam tym, którzy lubią poczytać o ludziach zwyczajnych jak my sami, a jednocześnie tak bardzo się od nas różniących. -
Recenzja: lekturyreportera.pl Ewa Krzysiak, 2012-04-22Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
W ubiegłym wieku dosyć popularne było podróżowanie autostopem. Teraz już się to rzadko zdarza. Mało który kierowca zdecyduje się zabrać objuczoną tobołami nieznaną mu grupę turystów. Znane są też przypadki porwań, a nawet zabójstw polskich podróżników i naukowców na zamorskich szlakach. Dlatego wielkie uznanie należy się Robertowi Maciągowi i jego żonie Annie, którzy podążyli śladem kupców po słynnym Jedwabnym Szlaku. Po powrocie swoje relacje postanowili opublikować. Dzięki temu możemy teraz wziąć do ręki i skosztować „Tysiąc szklanek herbaty”.
Ludzie żyjący na współczesnych terenach Jedwabnego Szlaku w niczym nie przypominają przodków czerpiących korzyści z przejazdu karawan bogatych kupców. Często przymierają głodem, jednak potrafią się podzielić tym, co jeszcze mają z nieznajomą parą z Polski. Często porozumiewali się na migi, bo przecież znajomość jakiegokolwiek europejskiego języka nie jest w Chinach, Turkmenistanie, czy w jakimkolwiek azjatyckim kraju powszechna.
Wbrew pozorom wymowa gestów, spojrzenie prosto w oczy i serdeczny uśmiech, wystarczą człowiekowi do porozumienia się w najważniejszych sprawach. Ktoś, kto jest w drodze, w trakcie podróży jest traktowany jak reszta śmiertelników pracujących w pocie czoła na to, aby nie zabrakło w rodzinie chleba. Miejscowi widzą w przybyszach aniołów odmieniających swoją obecnością, przynajmniej przez chwilę, ich szarą rzeczywistość.
Para rowerzystów z Polski nie protestowała gdy zatrzymywano ich prosząc o pozostanie jeszcze przez dzień lub dwa. Podczas porannych, codziennych i wieczornych rozmów przy szklankach herbaty mieli okazję poznać wielką, bezinteresowną życzliwość gospodarzy i ich tęsknotę za innością, za poznawaniem nowych ludzi. Ci zachwyceni rozmową (bez słów) ludzie z wdzięczności za pojawienie się autorów książki w ich przestrzeni, często nie brali od nich żadnej zapłaty. Zapewne wypili oni na trasie podróży o wiele więcej, niż tysiąc szklanek herbaty, ale tylko tyle opowieści zmieściło się na kilkuset stronach książeczki z kolorowymi fotografiami ze szczęśliwie odbytej podróży.
Te zdjęcia przyciągają, szczególnie te, na których widać ludzi. I ich uśmiech promieniujący i i przepełniający całe ciało. Każda z tych postaci jest równie ciekawa, jak sfotografowane przez autorów panoramy miast, małych miasteczek i zapadłych wsi. Można by nawet powiedzieć, że w oczach tych ludzi odbija się ten krajobraz, w którym żyją. Lektura tej książki, to bardzo piękne przeżycie, którego długo nie zapomnę. -
Recenzja: radiowww.eu 2012-04-12Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Tę książkę poleciłabym przede wszystkim osobom, które są nieufne wobec nieznanego: obcych krain, cudzych ludzi, odmiennych kultur. Które wybrałyby się w podróż podobną do tej, jaka odbył Robb Maciąg, ale się boją. Niech zaufają autorowi – on poprowadzi czytelnika bezpieczną ścieżką.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że przypadniemy sobie do gustu z książką Maciąga, jeszcze zanim zaczęłam ją czytać. Zakochałam się w grafice – tak innej od reszty książek podróżniczych – minimalistycznej, a zarazem wszystko mówiącej. W niezwykłym, bo poziomym, a nie pionowym formacie. Podobnym do tego, w jakim zazwyczaj wydaje się albumy fotograficzne. I wreszcie, zakochałam się w wykonanych przez autora i jego małżonkę zdjęciach: pięknych portretach ludzi spotykanych podczas ośmiomiesięcznej podróży Maciągów przez Bliski Wschód, Azję Centralną i Chiny.
Maciągowie pojechali na rowerach śladami dawnego Szlaku Jedwabnego. Przez regiony, których rozwój napędzał handel między Wschodem a Zachodem. Miejsc dawniej bogatych i kwitnących, a dziś – przezywających w większości okres przekwitania. Spotkali ludzi, którzy mimo, że sami niewiele posiadali, dzielili się tym przybyszami z daleka. Ugościli ich, przyjęli pod swój dach i na pewno zarazili miłością do herbaty – trunku popularnego we wszystkich krajach leżących wzdłuż dawnego Szlaku.
Dług wdzięczności Maciagowie spłacili za pośrednictwem książki. Książki, z której bije ciepło, miłość i zrozumienie dla innego człowieka. Autor nie pozwala sobie na słowa krytyki pod adresem tubylców. Nie wyśmiewa. Nie kpi. Nie osądza. Nawet, gdy podczas podróży nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wierzy, że najlepszym sposobem na niepowodzenia jest szczery uśmiech.
„Tysiąc szklanek herbaty” wciąga. Nie mogąc się od niej oderwać, ze dwa razy przegapiłam tramwajowy przystanek, na którym miałam wysiąść, zapomniałam wysłać Parę Bardzo Ważnych Maili, spóźniłam się na kilka spotkań i przez trzy dni z rzędu kładłam się zbyt późno – nawet jak na wrodzona sowę. Najlepiej się jednak książkę czytało z kubkiem herbaty w ręce. Wczuwało się wówczas w klimat maciągowych podróży. Przeżywało emocje towarzyszące bohaterom Opowieści Tysiąca i Jednej Szklanki Herbaty. -
Recenzja: smakpodrozy.com 2012-04-16Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chciałabym rozdzielić dwie rzeczy. Jedna rzecz to podróż, a druga – pisanie o niej.
Jeśli chodzi o podróż Roberta Maciąga to jest to podróż niesamowita. Inspirująca. Uwalniająca. Oczywiście budząca zazdrość. Zmieniająca mnie w osobę przyklejoną nosem do komputera, która na google maps śledzi kolejne przystanki – małe punkty na mapie, czasem niewidoczne nawet na najbliższych zbliżeniach. A na mapie (prawdziwej), która wisi nad biurkiem przybywa chorągiewek – bo chce i do Iranu i do Tadżykistanu i do Kaszgaru, który w mojej ostatniej podróży przeszedł mi koło nosa budząc tęsknotę za wielkimi bazarami pełnymi prostych, niezmiennych od tysięcy lat gestów. Kiedy czytam nazwy mijanych miast na chwilę wszystko we mnie zamiera – staje serce, wstrzymuje się oddech – jakbym oczekiwała na mały cud zetknięcia z dawnym czasem: Damaszek, Samarkanda, Buchara. Z dolnej szuflady w szafie wyciągam plecak, sprawdzam kieszenie, bezwiednie głaszczę wytarty materiał. Coraz częściej zakładam luźne spodnie kupione w Tajlandii – tak wygodne w podróży – i zamęczam F. pytaniami o to kiedy wreszcie pojedziemy.
Podróż rowerami po jedwabnym szlaku jest absolutnie fantastyczna. Chapeau bas.
Ale już jej opisanie to zupełnie inna sprawa.
Szczerze: książka mogłaby być o wiele lepsza. Jest dobrze napisana, do tego dodane są dobrej jakości zdjęcia. Format trochę mniejszy niż A5 jest dla mnie zaskakujący i trochę nieporęczny, ale z drugiej strony mieści się do małej torebki. Ale oczywiście będzie ale. I to kilka.
Ale pierwsze. Najważniejsze. Ta książka miała szansę być książką naprawdę, naprawdę dobrą. To czego mi zabrakło to pogłębienia historii, które się w niej pojawiają. Mam wrażenie, że Robb Maciąg czasami przerywał wątek w najciekawszym momencie. Kiedy czytamy o syryjskim mężczyźnie, który mówi “Wy z Polski? U nas też by się taki Wałęsa przydał [...] Ale już się nie doczekam. U nas takich od razu zabijają.”, a w następnym akapicie dostajemy wykład o mydle z Aleppo to aż chce się krzyczeć: kurcze blade! Jak można nie pociągnąć takiego wątku! Książka została wydana w 2012 roku, od roku w Syrii trwa powstanie, ludzie są maskarowani przez rządowe siły i na swojego Wałęsę czekają, jak nigdy do tej pory. Można o tym wspomnieć, pokazać co się w Syrii dzieje. Niech podróż będzie odskocznią, pretekstem do opisywania świata, a nie samej podróży. To jest jej wartość. I ciągle nie wiem, jak autor przejechał przez Dolinę Tornad. Stojąc na przełęczy pomiędzy Tadżykistanem i Chinami w dole zobaczyli drogę, przez którą z lewa na prawo i z prawa na lewo przesuwało się 6 olbrzymich tornad. To dolina śmierci, pełna kości, strachu i przerażających historii. Ale jak pisze sam autor o tym “dowiedzieli się później. Dużo później”. I przechodzi do rozdziału o Chinach zostawiając mnie ze świecącymi oczami i gorączką – jak oni przez te tornada do cholery przejechali???
Ale drugie. Slogany. Sporo tu zdań, które gdyby rozwinąć mogłyby zostać we mnie na dłużej. Jednak skrócone do formy jednego zdania: “w drodze pokładamy tyle nadziei”, “wewnątrz wszyscy jesteśmy tacy sami”, “tak, jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca” – zamieniają się w szybko wypadające z pamięci slogany. Tu nawet nie chodzi o rozwinięcie kolejnymi zdaniami, myślami. Tylko o nakreślenie sytuacji, przedstawienie przed oczami czytelnika zdarzenia z podróży, w którym tak się dzieje. Jeśli się to zrobi dobrze komentarz jest już niepotrzebny. Kiedy chodziłam na zajęcia z pisania autorka kilku książek cały czas powtarzała nam “jeśli chcecie coś pokazać nie mówcie, że chcecie to pokazać tylko to opiszcie”.
Ale trzecie. Powtórzenia. Wiem, że ta książka ma być o podróży i bezinteresownej gościnności. Słowo gościnność i herbata pojawiają się – jak dla mnie zbyt często. Ja już zrozumiałam. Ludzie w nieznanych nam krajach są gościnni – i to jest niezwykłe dla nas, którzy żyjemy w świecie ogrodzonym murami i płotami, a do tego bombardowani jesteśmy informacjami o źle czającym się w krajach muzułmańskich. Tylko, że powtarzanie tego bez przerwy mnie osobiście męczy. Wolałabym poczytać więcej o spotkanych ludziach, zagłębić się w ich historie, a nie co chwilę być wyrywana stwierdzeniem “oni są gościnni”. Do tego dużo tu wracających myśli na przestrzeni kilku stron (chociażby o mieszkańcach Pamiru, którzy zbierają krótką trawę) . To są ważne myśli, nie neguję tego, ale czasem trzeba zaufać czytelnikowi, że zrozumie metaforę, dostrzeże szczegół, doceni zgrabne połączenie słów, a nie łopatologicznie mu wszystko wykładać i przypominać.
Ale czwartego nie ma. Naprawdę genialna podróż i przeciętna książka. Miło ją przeczytać, zobaczyć, że ludzie w Polsce potrafią zrobić niezwykłe rzeczy, że u nas też można. Można moje uwagi uznać za czepianie się, bo to trochę jest czepianie się. Ale skoro to trzecia książka Maciąga to naprawdę chce się już czegoś więcej.
Wiem, że łatwo jest krytykować, a trudniej pisać. Dlatego – siedząc w moich luźnych niebieskich spodniach i głaszcząc szwy plecaka – szczerze gratuluję napisania kolejnej książki. I fantastycznej podróży. -
Recenzja: Voyage 2012-05-01Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
(...) Ameryka Południowa i Australia to terytoria popularne wśród backpakerów, ale Polacy docierają tam rzadziej niż do Azji. W tym kierunku po raz kolejny wyprawił się Robert Robb Maciąg i z podróży zdał relację w pięknej książce 7ys/ac szklanek herbaty (wydawnictwo Bezdroża). We wstępie autor pisze: „tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca" i każda strona tej opowieści o podróży trasą dawnego Jedwabnego Szlaku od Syrii do Chin tę tezę uzasadnia. To jedno długie spotkanie z ludźmi, a że wzbogacone ich świetnymi zdjęciowymi portretami, tym bardziej wciągające. Optymistyczne, a jednocześnie przytomne spojrzenie autora na świat wyławia z otaczającej rzeczywistości to, co naprawdę ważne. A refleksyjna, spokojna narracja całkowicie pozbawia czytelnika lęku przed egzotycznymi podróżami. (...)
-
Recenzja: Gazeta Młodych Małgorzata Żukowska, 2012-04-02Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Robert Maciąg po raz kolejny zabiera nas w niezwykłą podróż - jedziemy wraz z nim i jego żoną Anią Jedwabnym Szlakiem, oczywiście na rowerze. Intensywne doznania gwarantowane.
Trzecia z kolei książka Robba zatytułowana "Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" jest równie wciągająca, jak dwie poprzednie. Każda z nich jest troszeczkę inna, lecz żadnej nie można odmówić uroku: w pierwszej, pełnej smutku, przemierzamy wraz z autorem Chiny, Wietnam, Kambodżę i Laos, w drugiej – wypełnionej miłością i euforią - zmierzamy do Indii, zaś trzecia oprócz tego, że jest doskonale wyważoną relacją z niesamowitej podróży, jest także skuteczną motywacją do wyruszenia w świat.
Ania i Robert są szczęściarzami z kilku powodów: ich miesiąc miodowy wydłuża się do ośmiu miesięcy, podróżują przez Azję, którą oboje uwielbiają, ale przede wszystkim dlatego, że na swojej drodze spotykają wielu dobrych ludzi. Jak wyjaśnia autor książki, każda napotkana na trasie osoba zapraszała ich do wspólnego wypicia herbaty - to właśnie stąd wziął się tytuł - co często kończyło się również wspólnym posiłkiem, a także możliwością noclegu.
Przemierzając kolejne karty wspaniałej opowieści, zanurzamy się coraz głębiej w klimat Azji. Czytamy o krajach, które są nam mało znane, a przede wszystkim o ludziach, którzy są zupełnie inni niż my. Któż z nas przypuszczałby, że w Iranie żyją najsympatyczniejsi ludzie na świecie? Oczywiście jest to sąd dość subiektywny, lecz czytając o przygodach rowerowej pary, nie śmiemy w to wątpić.
"Tysiąc szklanek herbaty" pochłania się jednym tchem. Nie ma tu miejsca na chwalenie się osiągnięciami autorów - 320 stron tej niewielkiej książki poświęcone jest magii mijanych miejsc. Nie ma w niej bohaterstwa, za to wiele jest fragmentów, gdzie uwidacznia się zwyczajna siła człowieczeństwa. Dzięki szczerości, którą obdarowuje czytelnika Robert Maciąg, wierzymy w każde napisane przez niego słowo i z łatwością utożsamiamy się z dwójką podróżników rowerowych, którzy stają się nam niezwykle bliscy.
Warto skusić się na wyprawę szlakiem dawnych handlarzy jedwabiu, ponieważ po drodze, oprócz odwiedzenia niezwykłych miejsc, dowiemy się wielu ciekawych rzeczy, m.in. tego, że najlepsze kefije kupimy w Syrii, tureckie psy pasterskie zdecydowanie nie są przyjazne rowerzystom, mapy irańskie nie są zbyt często aktualizowane, za to tamtejsza gościnność jest niemal legendarna, uzbeckie drogi przedzielone są betonowym murem oddzielającym od siebie przeciwne pasy, a koniec świata znajduje się w górach Tadżykistanu. To jedynie fragment tego, co spotka nas na trasie.
Jak pisze Robert Maciąg: "Wystarczyło jednak wsiąść na rower, by świat i życie znów nabrały kolorów, intensywności, radości i sensu". "Tysiąc szklanek herbaty" to przede wszystkim olśniewająca lektura, a także doskonałe źródło inspiracji na wakacyjne wyprawy. -
Recenzja: lkedzierski.com 2012-04-12Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Pierwsze wrażenie...
Na pierwszy rzut oka, książka różni się od innych pozycji poziomym układem. Wydana jest całkiem przyzwoicie, na dobrej jakości, kredowym papierze, co ma swoje plusy (jakość druku zdjęć) i minusy (jest ciężka). Moją uwagę zwrócił grzbiet, gdzie widać klejenie stron, co sugeruje kiepską "żywotność" książki. Sądziłem, że po przeczytaniu pozycja rozpadnie się na pojedyncze kartki, lecz na szczęście nic takiego się nie stało. Pomimo noszenia jej w torbie z drugim śniadaniem i czytaniem w trakcie jazdy autobusem, jej wygląd w chwili obecnej nie budzi zastrzeżeń.
Drugie wrażenie...
Mając w pamięci pierwszą książkę Roberta Maciąga "Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę", którą przeczytałem dawno temu miałem nadzieję, że ta będzie zupełnie inna. Tamta jakoś nie przypadła mi do gustu, nudziły mnie opisy i wewnętrzne rozterki autora.
Pierwsze parę stron utwierdziły mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z całkowicie inną książką.
Z głównymi bohaterami Anią i Robertem startujemy w rowerową podróż z Turcji, aby pokonać wiele kilometrów wzdłuż legendarnego "Jedwabnego Szlaku" i dojechać do Laosu. Po drodze "zaglądamy" do miast, które były historycznie ważnymi miejscami dla handlowców i karawan. Czasami zwiedzamy meczety, budowle, główne place.
Jednak książka głównie opowiada o ludziach napotkanych podczas wyprawy. Pomimo, że posiadają tak niewiele, to jednak bardzo chętnie dzielą się z podróżnikami. Zapraszają na nocleg, na posiłek. Jak dla mnie to największa wartość tej książki. Opisy rodzin, ich zachowania, ich bezinteresowna chęć pomocy obcym. Na co dzień, żyjąc w europejskim kraju, nie zawsze mamy możliwość doświadczenia tego rodzaju uczuć, czy kontaktu z podobnymi zachowaniami.
Spotkania z miejscowymi ludźmi z dala od utartych szlaków turystycznych pozwalają zobaczyć jak naprawdę żyją, jaki mają system wartości, co jest dla nich ważne, a co nie.
Bardzo się cieszę, że książka nie jest skrupulatnym zapisem kolejnych dni, pokonanych kilometrów, gdzie najważniejsze jest, ile przejechali danego dnia, czy którą z kolei łatają dziurę. Pomimo, że podróż trwała ponad osiem miesięcy i na pewno sytuacji godnych opisania było setki, to autor potrafił dokonać dobrego wyboru.
Trzecie wrażenie...
Zdjęcia są integralną częścią tej pozycji - wzmacniają jej przekaz, ilustrują opisy. W dobie popularności Photoshopa i ogólnej tendencji do przesadnego używania jego możliwości, cieszę się, że opublikowane kadry zachowały swoją naturalność i prostotę. Uwiecznione portrety ukazują ludzi w ich codziennym otoczeniu. Bije z nich szczerość, dobroć i serdeczność, której doświadczył autor książki.
Wielka szkoda, że nie zdecydowano się, aby zdjęcia zawierały podpisy, co jeszcze bardziej wzmocniłoby ich przekaz.
Pomimo, że nie jestem zapalonym rowerzystą, a może właśnie dlatego, można było pokusić się o dosłownie jedną stronę zawierającą podsumowania różnego rodzaju "technikaliów" związanych z przebiegiem podróży. Statystyki w postaci np. ilości przejechanych kilometrów, ilości złapanych gum, połamanych szprych, waga ekwipunku, ilości zrobionych zdjęć, liczby nocy spędzonych pod namiotem, u ludzi w domach itd. Dla mnie byłoby to przysłowiową "wisienką na torcie". -
Recenzja: https://chiara76.blogspot.com/ chiara76, 2012-04-11Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Ta książka, mogę to powiedzieć, "znalazła" mnie sama. Tak. W momencie, kiedy szukałam czegoś (nawet na blogu ogłaszałam) o podróżach i to raczej pozytywnego a nie w kontekście narzekania i przygnębienia, przeglądałam zaprenumerowany od stycznia "Poznaj świat", w którym to numerze był jej fragment właśnie. I nagle olśnienie. Tego, tak, tego właśnie szukam. Podróży opisanej w fajny, ciekawy sposób, z perspektywy interesujących osób, których głównym celem nie będzie doszukiwanie się złych i przygnębiających stron odwiedzanych miejsc a coś innego. Poszanowanie tego, co inne, obce? i otwarcie się na to, co nowe.
To właśnie znalazłam w "Tysiącu szklanek herbaty". Książka ta z podtytułem "Spotkania na Jedwabnym Szlaku" bowiem traktuje ni mniej ni więcej ale właśnie podróży polegającej na spotkaniach na tymże dawnym handlowym szlaku ludzi.
Autor książki, Robb Maciąg, odbywa tę podróż ze swoją żoną Anią, w sposób może nietypowy, bo na rowerach. Niestraszne są im obojgu niedogodności podróżowania w ten sposób i to właśnie również jest ciekawe. Myślę, że tych Dwoje dobrało się na zasadzie wspólnych zainteresowań ale i takich samych oczekiwań względem podróżowania właśnie.
Podróż odbyta została, jak wspomniałam, szlakiem dawnego traktu handlowego ze Wschodu na Zachód. A raczej, w ich przypadku , z Zachodu na Wschód. W książce poznajemy relację z Syrii, Turcji, Iranu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Chin.
Mnie przede wszystkim ujęło motto autora i jego żony, podejście do podróży. Wydaje mi się, że w podróży ceni on właśnie nie tyle samo podróżowanie "fizyczne", "w konkretne miejsce" ale raczej "podróż do Człowieka". Do tego Drugiego Człowieka, spotkanego na szlaku podróży ale również w głąb samego siebie.
Co mi się spodobało to to , że właśnie owa tytułowa herbata (no dobrze, szklanki tego napoju, tysiące tych szklanek) zdaje się katalizatorem spotkań. I poznawania. I tak przecież jest. Na szlaku, szczególnie w tamtej części świata, gdzie nie zawsze możesz dogadać się z kimś językowo, często spędzony czas przy właśnie wspólnie wypitej szklance herbaty, powoduje, że w jakiś sposób czujemy się ubogaceni.
Autor unika sztampowych opinii, powielanych w mediach. Jak sam słusznie zauważa, przed telewizorem tracimy wiarę w człowieka. Media prezentują nam głównie złe smutne wiadomości bo te dobre, po prostu, są niemedialne i mówiąc wręcz cynicznie, "nie sprzedają się".
Dopiero wyruszenie na szlak i poznanie drugiego człowieka powoduje uczucia wręcz przeciwne. Stwierdzenie, że w człowieka wciąż jeszcze można wierzyć, że wciąż ludzie są w stanie sobie wzajemnie pomagać.
To nie jest na pewno historia o zdobywaniu kolejnych podróżniczych celów, to opowieść o odkrywaniu Drugiego Człowieka, jego podobieństw do nas i jego różnic. Autor szanuje inność, obcość, nie dziwi się niczemu, nie narzuca swoich racji i przekonań, to też bardzo lubię w przekazach z innych stron świata, zachowywanie równowagi i nie przekonanie, że nasza racja jest tą jedną jedyną najważniejszą. Będąc w podróży, dostosowuje się do tego, co napotyka, przyjmując to z szacunkiem. Mam wrażenie, że podróż w tym wydaniu jest na swój sposób lekcją. Lekcją uczenia się i świata i ludzi i samego siebie.
Jestem zachwycona tą książką. Tak, o coś takiego mi chodziło. O podróż, o inne kraje, ale, co sama uwielbiam, podróż przedstawioną poprzez pryzmat nie zachwytów nad krajobrazem a przez opis spotkań z ludźmi, których podróżnicy napotkali podczas swojej podróży.
I nie chcę zarzucić autorowi, że ten widzi jedynie różowe strony świata. Nie nie. Te gorsze widzi on tak samo, jak każdy. Z tym, że obok biedy, widzi on godność, obok trudu widzi wysiłek uwieczniony sukcesem.
Co dodaje książce smaku to spora ilość kolorowych fotografii, oczywiście, a jakże by inaczej? w większości przedstawiających osoby spotkane na szlaku. Muszę przyznać, że to miła forma podziękowania za tyle życzliwości i serdeczności, jakie na swojej trasie napotkali Robert i Ania. Szczególnie w byłych postradzieckich republikach ludzie okazywali im wiele serdeczności, wielkiej gościnności i serca. Myślę, że zdecydowanie podczas takiej wyprawy można ponownie uwierzyć w Drugiego Człowieka.
Na koniec, kilka cytatów, które szczególnie mi zapadły w pamięć.
"Dzielą nas ideologie, a łączą marzenia i obawy. Jak zawsze". (str. 216).
"Gościnność zawsze będzie dla mnie fenomenem. Jak to się dzieje, że pod wpływem impulsu ktoś zaprasza mnie do domu i nagle, bez żadnej podstawy, zaczyna o mnie dbać? (...) Ktoś, pod wpływem impulsu, zaprasza mnie do świątyni swojego domu. Fenomenem jest również dla mnie to, że ja się na to zgadzam. Oddaję się pod opiekę obcym ludziom, wchodzę do ich domu i zamykam przed światem drzwi, zdając się na łaskę i niełaskę człowieka, o którym nic nie wiem. Zakładam, że za chwilę wydarzy się coś pięknego, że zupełnie obcy ludzie zbliżą się do siebie. Trudno byłoby przecież myśleć, że ktoś podaje mi herbatę, by mnie skrzywdzić. Żyję z tą naiwnością, z wiarą w jakąś podświadomą jedność". (str. 283).
Jak sam autor pisze, podróż wcale nie musi oznaczać odkrywanie obcych i dalekich egzotycznych krajów. Ona zaczyna się tuż po wyjściu z domu. A od nas zależy, jak ją przeżyjemy.
Jak napisałam, jestem zachwycona tą książką i bardzo ją polecam.
Moja ocena to 6 / 6. -
Recenzja: dalekoniedaleko.pl 2012-04-11Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Dawno nie czytałam tak pozytywnej książki. Sięgnęłam po nią z wielką chęcią, tym bardziej, że tytuł od razu do mnie przemawia. Tysiąc szklanek herbaty? Jasne, uwielbiam herbatę! Ale to nie o herbacie jest ta książka, gorący napój jest tylko elementem spajającym poszczególne kawałki książki. Prawdziwymi bohaterami są ludzie, których Robb i Ania spotkali w czasie swojej ośmiomiesięcznej podróży rowerami wzdłuż Jedwabnego Szlaku. Ci ludzie sprawili, że podróż była wspaniała i ci ludzie sprawiają, że książka jest tak interesująca. A książka z kolei sprawia, że ten, kto traci wiarę w ludzi, powinien ją odzyskać!
To nie jest zwykły dziennik podróży. To w ogóle nie jest dziennik. Raczej opowieść – i to nie opowieść o podróży jako takiej, o jej trudach, początku, przebiegu i celu. Nie o samych podróżujących też. To opowiastki, impresje z różnych miejsc na świecie. Wspomnienia. Czasem urwane, czasem wyjęte z kontekstu. Historyjki. O tym, co zaskakuje w zachowaniu innych ludzi. Co dziwi, co śmieszy.
To książka o ludziach poznanych w podróży. O życzliwości, chęci pomocy i dzielenia się tym, co mają (najczęściej), czasem złości (ale bardzo rzadko). Przewracając kolejne kartki można dostrzec, że tak naprawdę zwyczajni ludzie w różnych krajach są do siebie bardzo podobni, chociaż niekoniecznie lubią się między sobą. Każdy z nas coraz częściej dostrzega w innym człowieku samego siebie. Tylko kształty i kolory się zmieniają, ale wewnątrz… wszyscy jesteśmy tacy sami – pisze Robb.
Podróż pozwala poznać takich dobrych ludzi, ale też samego siebie. Bo w jej trakcie – obserwując innych – nietrudno uświadomić sobie coś o sobie samym, o własnym kraju i rodakach. O tym, czego nie doceniamy i nie dostrzegamy. Proste życie spotkanych w trasie ludzi, proste życie prowadzone przez podróżujących. Czego potrzeba do szczęścia? Wody, jedzenia, miejsca do spania. Ludzi. Drobne rzeczy potrafią dać tyle radości.
Nie wszystko w książce jest różowe. Bywają też rozczarowania. Miejscami, takimi jak Samarkanda. Ludźmi, którzy dla zabawy szczują rowerzystów psami. Ale bez tych przykrych czasem wrażeń może mniej doceniałoby się to wszystko dobre, co dzieje się dookoła. A tego dobrego na szczęście jest dużo więcej.
Jadący przed siebie rowerem Robb jest taki jak my wszyscy. Nie wszystko wie, nie wszystko rozumie, nie wszystkiego się nauczył. Ale ma otwarte oczy i umysł i chłonie wszystko, co nowe w podróży, na którą się odważył, a na którą – jak pokazuje – może odważyć się też każdy z nas. Trzeba się tylko nie bać, co czasem nie jest łatwe kiedy w telewizji i gazetach widzimy tylko te złe wydarzenia, te wojny, konflikty, złość. Po każdej podróży wie się, że na świecie dzieje się też wiele dobrego i wspaniałego, tylko jakoś nikt o tym nie opowiada. Szkoda, ale widocznie dobre wiadomości się nie sprzedają. Na szczęście mamy takie osoby, jak Robb i inni podróżnicy, którzy wolą opowiadać o tym, co na świecie jest dobre.
Robb nie prowadzi narracji jak wszystkowiedzący autor, dzięki czemu ma się czasem wrażenie, że tych historii się słucha, a nie o nich czyta. To jest fajne, bo autorzy książek podróżniczych czasem nie umieją skupić się na tym, co się dzieje wokół nich i opisują siebie w podróży – a to nie zawsze potrafi być fascynujące. Tutaj Robba i Ani jest trochę, ale nie za dużo. Tak w sam raz.
I tak jedziemy z Anią i Robbem Jedwabnym Szlakiem, poznajemy nowych ludzi, wypijamy szklanki herbaty. Kolejnym rozdziałom towarzyszą też zdjęcia – najczęściej tych spotkanych w czasie podróży osób. Niestety brakuje podpisów pod fotografiami, a szkoda, bo pozwoliłoby to wiedzieć, kogo tak naprawdę widzimy i czy to ta osoba była opisana na stronicy obok.
Książka jest bardzo ładnie wydana i kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam na zdjęciu, pomyślałam: o, chciałabym ją mieć na półce. Kiedy przekartkowałam ją pierwszy raz utwierdziłam się w przekonaniu, że wszystko wygląda pięknie. Ale kiedy chciałam poczytać ją w łóżku, co zresztą często czynię z innymi książkami to… no nie dało się! Książki wydanej poziomo nie da się, moi drodzy, czytać w łóżku. Albo ja nie opanowałam jakiejś sprytnej techniki. Ale moim zdaniem po prostu się nie da. I za to minus. Bo jak może być książka nieprzyjazna czytaniu w łóżku?! :)
Ale przyjmijmy, że zamysł był taki, by książkę czytać jedynie na siedząco, w fotelu, przy szklance herbaty. -
Recenzja: www.sepekswiata.pl 2012-04-04Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Pierwsza książka jaką dostałem od Roberta była wypalona na CD i podpisana flamastrem. Relacjonował w niej podróż po Azji starym zdezelowanym rowerem. Spotkaliśmy się lata temu na gali wręczenia nagród Podróżnika Roku, gdzie Robb dostał wyróżnienie, a w nagrodę bilet do Katmandu. Powiedział ze sceny, że dziękuje, ale już tam był.
Ważniejszym okazało się, że dzięki rozdawaniu tych płyt znalazł wydawcę.
Po raz drugi wpadliśmy na siebie przypadkiem w Londynie, przy okazji spotkania z Martyną Wojciechowską. Okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście. Długo się jednak nie nagadaliśmy, to był kolejny przełomowy moment. Szykowali się z Anią w następną podróż. Zostawiali Londyn, by pojechać do Indii i napisać kolejną książkę.
Książkę, którą kupiłem od samego autora na festiwalu Trzy Żywioły w Srebrnej Górze, gdzie poprowadził warsztat na temat przygotowań do rowerowych wojaży.
Znamy się więc nie od dziś, a teraz wydawnictwo Bezdroża ma dla nas jego najnowsze dzieło – “Tysiąc szklanek herbaty”. Czy mogę być obiektywny?
A do tego dostałem sugestywną dedykację (której autor nie dokończył, bo właśnie wbiegał na scenę festiwalową w Krakowie, żeby wystartować z premierą;)
Śledziłem tę wyprawę na blogu, ciągle nie mogąc wyjść z podziwu, że można porwać się na stepy i góry rowerem.
W książce jedziemy z Robertem przez bazary, wielkie metropolie i maleńkie osady, uciążliwe przejścia graniczne, spotykamy żołnierzy, policjantów, innych podróżnych, mieszkańców miast i wiosek, dostając to wszystko przyprawione szczyptą historii. Szlak wiedzie przez Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan (fragment książki), Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny.
Ale nie o rowerowy wyczyn tu chodzi, tylko o spotkanych na szlaku ludzi i ich świat. Świat w którym wspomnienie po legendarnym Jedwabnym Szlaku przetrwało w zwyczaju picia herbaty. Robert pisze:
"Oprócz gościnności i życzliwości to właśnie herbata była wspólnym mianownikiem wszystkich tych miejsc. W końcu herbata jest bardziej gościnna niż alkohol. Po prostu jest bardziej domowa, bardziej osobista. Alkohol niby rozluźnia człowieka, ale nigdy nie można przewidzieć, jak się to wszystko skończy.
Herbata jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu."
Wbrew tytułowi, nie jest to książka z przepisami na tysiąc herbat. To relacja z podróży, z której niezbicie wynika, że ludzie są mili i gościnni (co czasem może okazać się nawet krępujące i obezwładniające). Robb zwraca uwagę na to, że musimy się wzajemnie poznać – tak jak my wiedzę na temat innych krajów czerpiemy z BBC czy CNN, podobnie ludzie na Wschodzie dowiadują się o nas. A jak wszyscy wiemy, telewizja nie zawsze jest w tym przekazywaniu wiedzy dokładna.
Książka wydana jest nietypowo, w poziomie. Wyróżnia się prostą, a przez to elegancką, okładką. Tekst uzupełniają portrety spotykanych ludzi, choć nie do końca wiadomo kto na nich jest, bo nie są opisane (to tak w ramach uszczypliwości;).
Przeczytałem ją w jeden dzień, choć Azja jest częścią świata, którego nie rozumiem. Dlatego „Tysiąc szklanek herbaty” to dla mnie jakby wprowadzenie, spojrzenie na ten świat oczami podróżnika, takiego jak ja sam. To książka dla kogoś, kto chce poznać kraje Jedwabnego Szlaku, zanim sam odważy się tam dotrzeć. Dlaczego więc nie spojrzeć oczami Roberta? -
Recenzja: careerbreak.pl 2012-04-03Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Być może trudno w to uwierzyć, ale prawie wcale nie czytam książek podróżniczych. Jakoś tak już mam, że wolę gdzieś jechać i samodzielnie odkrywać nowe miejsce niż o nim czytać. Jednak ponieważ póki co tkwię we w miarę stacjonarnej egzystencji, to w ostatnich tygodniach sięgnęłam po kilka książek podróżniczych. Jedną z nich było „Tysiąc Szklanek Herbaty” Robba Maciąga.
„Tysiąc Szklanek Herbaty” to książka o rowerowej podróży wzdłuż historycznego Jedwabnego Szlaku. Być może znacie tę podróż z bloga Ku Słońcu, na którym Robb i Ania Maciąg dokumentowali ją. Ale książka nie jest kopią tego, co znalazło się na blogu. Książka jest inna.
Tytuł „Tysiąc Szklanek Herbaty” wziął się z jednego elementu, który spajał wszystkie odwiedzone w tej podróży kraje, miasta i wioski – czyli herbaty. Herbata lała się na trasie strumieniami, a zazwyczaj częstowali nią spotkani na trasie lokalski. I to głównie o nich jest ta książka.
Wstęp przeczytałam w jednej chwili i od razu pomyślałam, że dawno nic nie wywołało we mnie takiego głodu podróży, jak te pierwsze pięć stron książki. „Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie. [...] Podróż daje nam wolność wyboru. Nie ma czasu, dat, terminów, obowiązków, rachunków, systemu, który nam coś nakazuje. ” Pomyślałam, że jeśli tak zaczyna się ta książka, to dalej musi być tylko lepiej.
Historia rozpoczyna się w Turcji, a kończy w Laosie. W między czasie Ania i Robb przemierzają tysiące kilometrów przez – dla mnie maksymalnie egzotyczne i prawie nieznane – kraje Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej. Jest Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan. Kraje, o których przed tą książką w zasadzie nic nie wiedziałam. Potem są ogromne Chiny. A praktycznie wszędzie, gdzie się pojawiają, wita ich uśmiech i serdeczność ludzi. I kolejne szklanki herbaty.
Ta książka nie jest dziennikiem z podróży. To raczej zebrane razem wspomnienia i rozważania na temat odwiedzanych miejsc i spotykanych ludzi. Czasem przejście od jednego wspomnienia do drugiego jest być może trochę mało płynne, miejscami język jest może odrobinkę niedoszlifowany (Robb jest przede wszystkim podróżnikiem, a nie pisarzem), ale to zupełnie nie przeszkadza w tym, żeby z każdą kolejną stroną mieć coraz jaśniejszy obraz tego, jak wygląda tamta część świata. A obraz tamtej części świata, jaki wydobywa się z tej książki jest bardzo pozytywny i pociągający.
Szkoda tylko, że w książce znalazło się stosunkowo niewiele zdjęć. Opisy Robba są bardzo bogate, ale większa liczba zdjęć byłaby na pewno na korzyść książki.
Przyznam, że jestem pełna podziwu dla Ani i Robba za ich wyczyn. Chyba nie byłabym w stanie uparcie pedałować przez setki kilometrów, raz przez upalną pustynię, innym razem przez ośnieżone góry. Taka podróż nie jest dla każdego (i prawie na pewno nie dla mnie). Dlatego tym bardziej historie opowiedziane w książce wydały mi się tak interesujące, a Jedwabny Szlak tak egzotyczny i interesujący.
Czy książkę warto przeczytać? Jeśli interesują Cię podróże, szczególnie po Azji, to zdecydowanie tak. W czasach, gdy większość na wakacje jeździ w standardowe kierunki typu Azja Południowo-Wschodnia, Indie czy Ameryka Południowa (z których każdy jest niesamowity, ale coraz bardziej „oklepany”), czytanie o stosunkowo rzadko uczęszczanych kierunkach jest bardzo odświeżające. I inspirujące. Inspirujące, bo ma człowiek ochotę, żeby w kolejną podróż wybrać się gdzieś, gdzie nie docierają masy. -
Recenzja: POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2012-03-17Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Dwa dni temu „Tysiąc szklanek herbaty" było po raz pierwszy serwowane na Festiwalu Trzy Żywioły w Krakowie, dziś namawiamy do zasmakowania w tej lekturze i zabrania książki Roberta Robba Maciąga w drogę. Niekoniecznie wzdłuż Jedwabnego Szlaku. Może to równie dobrze być szlak kolejowy do Kutna lub Łowicza...
Robb Maciąg - podróżnik, autor, fotografik ceniony przez widownie festiwali podróżniczych, wędrował wraz z żoną i przyjacielem rodziny wzdłuż osławionego szlaku kupców, podróżników i poszukiwaczy przygód, szlaku idei, opowieści i legend. Lecz zapewne nie rozczaruje nikogo to, że ta książka nie jest w gruncie rzeczy zbiorem reportaży o Jedwabnym Szlaku, lecz raczej o ludziach, którzy nim podążają i o tych, którzy żyją na jego trasie. O ludziach i o spotkaniach z nimi przy tytułowej herbacie. A herbata ta - jak zapewnia autor - jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu.
Robert Maciąg na ponad trzystu bogato ilustrowanych stronach opisuje i prezentuje, na czym polega prawdziwa azjatycka gościnność. Robi to w porywającym stylu, tak odwiedzając mieszkańców Syrii, Turcji, Iranu jak i Turkmenistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu, Chin. To kraje, które nieodłącznie kojarzą się z Jedwabnym Szlakiem - otoczonym nimbem tajemniczości, budzącym baśniowe skojarzenia, przecinającym miasta, których nazwy przywołują w pamięci historie z „Księgi tysiąca i jednej nocy".
Magii tej wyprawie dodaje także to, że to szlak kupców, podróżników i poszukiwaczy przygód, ale i miejsce spotkań oraz wymiany myśli filozofów, mistyków oraz świętych mężów. Droga, którą na zachód podążały jedwab, żelazo i papier, w przeciwnym kierunku - złoto, perfumy i żywność, a w obydwie strony - idee, opowieści i legendy.
Dla Roberta Robba Maciąga, zarażonego pasją podróżowania, to kolejna wyprawa po powrocie z rowerowej podróży do Indii. Początkowo miał być to wyjazd do Ameryki Południowej (poprzedzony już nawet nauką hiszpańskiego), ale - choć nie do końca w pełni skalkulowane...
- względy finansowe zdecydowały o radykalnej zmianie kierunku. Dzięki temu autor bogatszy jest o bardziej egzotyczne wrażenia, a podążający za nim czytelnicy o przeżycia, które większości z pewnością nigdy nie będą im w innej formie dane.
Zasiądźmy więc do lektury z obowiązkową szklanką chińskiej mocnej herbaty, w towarzystwie autora przekraczając na przełęczy Belen wrota Azji i kierując się wzdłuż Jedwabnego Szlaku. -
Recenzja: POLSKA - DZIENNIK BAŁTYCKI dj, 2012-03-29Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chciałbyś przeczytać książkę napisaną w prawdziwie reporterskim, porywającym stylu Sięgnij po „Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na jedwabnym szlaku". To książka wydana w marcu br. przez Wydawnictwo Bezdroża, autorstwa Roberta Robba Maciąga -dziennikarza, fotografa i podróżnika. Wbrew pozorom nie jest to książka o Jedwabnym Szlaku, lecz przede wszystkim o ludziach, którzy nim podążają i o tych, którzy mieszkają na jego trasie. O ludziach i o spotkaniach z nimi przy tytułowej herbacie. Robert na ponad 300 bogato ilustrowanych stronach opisuje i prezentuje, na czym polega prawdziwa magia azjatyckiej gościnności. Oto przedsmak lektury: „Ledwo pojawiały się pierwsze domy kolejnej wsi, a rozbrzmiewały nowe nawoływania, następne zaproszenia. Znów była kawa z kardamonem i znów herbata. Herbata była zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu. Od Damaszku przez Azję Środkową do Chin." Książkę gorąco polecamy, zwłaszcza przed świętami. Być może, to co przeczytamy natchnie nas do zorganizowania miłego, świątecznego spotkania z bliskimi. Oczywiście przy herbacie.
-
Recenzja: info.arttravel.pl Dorota, 2012-03-27Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Tysiąc szklanek herbaty”: nietypowy format książki, ciekawy pomysł na okładkę, intrygujący tytuł. To wszystko zwróciło moją uwagę i zaciekawiło mnie, gdy tylko ujrzałam nową książkę Roberta Robba Maciąga. Od razu poczułam, że mi się ona spodoba. Ale ponieważ nie ocenia się książki po okładce, musiałam przekonać się, jaka jest naprawdę. Teraz już to wiem.
Robert Robb Maciąg to z wykształcenia nauczyciel, z pasji podróżnik i fotograf. Jest laureatem konkursu Podróżnik Roku” miesięcznika „Podróże” i zdobywcą Travelera miesięcznika „National Geographic”. Jest również autorem licznych artykułów prasowych oraz książek „Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę” i „Rowerem w stronę Indii”.
„Tysiąc szklanek herbaty” to kolejna w jego dorobku publikacja. Zawarł w niej relację z podróży, jaką odbył, wraz z żoną Anią, trasą prowadzącą legendarnym Jedwabnym Szlakiem, dawną drogą łączącą Chiny z Europą, którą niegdyś jeździły karawany kupców, transportujących na wschód złoto, perfumy, wyroby jubilerskie i rośliny uprawne, zaś ze wschodu – jedwab, żelazo i papier. Podróżnicy, poruszając się rowerami, przemierzyli ów szlak, odwiedzając po drodze 7 krajów: Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. Właśnie w podróż do tych miejsc autor książki zabiera czytelnika.
W barwny i żywy sposób opowiada on o tych miejscach, o oglądanych po drodze pięknych, surowych krajobrazach, mijanych miastach i wsiach, o tym, jak wygląda tam życie, dorzucając czasem szczyptę historii. Niczym za sprawą jakiejś magii czytelnik łatwo może przenieść się do nich myślami i wyobraźnią i poczuć klimat egzotyki i tajemniczości, a także zwykłej codzienności. Ale i ta zwykła codzienność dla czytelnika może okazać się niezwykła, bo przecież taka inna od tego, co znane. To wszystko wywołuje pragnienie wyruszenia w podróż śladami bohaterów tej książki.
Jednak nie miejsca są w tej opowieści najważniejsze, lecz przede wszystkim ludzie, których podróżnicy spotkali na Jedwabnym Szlaku.
W tych wszystkich odwiedzanych po drodze krajach mieszkają tak różni ludzie, żyjący w rozmaitych warunkach, mający swoje własne, odrębne zwyczaje. A jednak, jak się okazuje, jest coś, co ich łączy. Coś, czego symbolem są tytułowe szklanki herbaty.
„Świat jest pełen dobrych ludzi” – tak można by było streścić książkę „Tysiąc szklanek herbaty”. Oczywiście w wielkim skrócie, niemniej te właśnie słowa, zaczerpnięte z książki, są według mnie kluczowe dla zawartej w niej opowieści, stanowią jej esencję, główną myśl, wyrażają najważniejszy chyba jej sens.
Opowiadając o swojej drodze poprzez te wszystkie kraje, Robb Maciąg opisuje ogromną wprost życzliwość i gościnność ich mieszkańców. Symbolizowała to właśnie herbata, która, jak pisze autor, była takim łącznikiem pomiędzy odwiedzanymi po drodze miejscami i napotkanymi ludźmi. Ale owa gościnność nie ograniczała się wyłącznie do poczęstunku herbatą, choć była to pewna tradycja. Bardzo często zdarzało się tak, że obcy ludzie, nie czekając nawet na jakąkolwiek prośbę, sami zapraszali podróżników na posiłek czy nocleg, obdarowywali na drogę jedzeniem i pieniędzmi. Chwilowa z założenia gościna często przekształcała się w zaproszenie na obiad, kolację i nocleg ze śniadaniem. Spotkani po drodze ludzie prześcigali się wręcz w tym, kto z nich zaprosi Anię i Roberta do siebie. Za punkt honoru stawiali sobie to, by jak najlepiej ich ugościć. Dzielili się tym, co mieli. Można powiedzieć, że byli to ludzie „z sercem na dłoni”, którym obdarowywali podróżników, nie oczekując niczego w zamian. Zdarzało się również i tak, że widząc ich, zatrzymywali się, życzyli szczęśliwej drogi i odmawiali za nich krótką modlitwę. Co najważniejsze – nie robili tego wszystkiego z jakiegoś przymusu. Robili, bo chcieli, bo im samym kontakt z osobami z innego, dalekiego kraju, sprawiał radość. Autor niejednokrotnie podkreśla w książce, że to ciągłe wspominanie o tak ogromnej życzliwości obcych zupełnie ludzi może wydawać się nieprawdopodobne. Takie było także dla niego, pisze bowiem: „Czasem trudno to wszystko ogarnąć. Tyle sympatii, którą nigdy nie prosiłeś”. Ale takie właśnie są fakty. Żadnej przeszkody nie stanowiła tu bariera językowa. Robert Maciąg podkreśla, że jeśli ludzie chcą się porozumieć, zrobią to, wystarczy gest, mimika, uśmiech, szeroko otwarte gościnne ramiona.
„Zawsze, gdy jesteśmy w drodze, napotkani ludzie doskonale wiedzą, czego nam potrzeba” – pisze autor. Co prawda przyznaje też, że bywa, iż niektórzy trzymają się na dystans, że oszukają czy nawet okradną. Ale częściej jednak zaoferują bezinteresowną pomoc. Ta ogromna życzliwość tamtejszych ludzi wydaje się wprost niesamowita, szczególnie gdy ma się świadomość tego, o czym także przeczytać można w książce: że ich życie nie jest „usłane różami”, żyją zazwyczaj w biedzie, są zdani właściwie na samych siebie, mają wiele problemów, przy których nasze problemy bledną. A jednak, mimo tych trosk dnia codziennego, potrafią zdobyć się na tak wielki gest dobroci.
Książkę „Tysiąc szklanek herbaty” czyta się bardzo dobrze. Robert Maciąg zabiera czytelników we wspaniałą, fascynującą, pełną niezapomnianych wrażeń podróż. Jest on doskonałym obserwatorem rzeczywistości i dzieli się swoimi spostrzeżeniami w interesujący sposób. Lekki, naturalny, swobodny styl wypowiedzi oraz żywy, barwny i pełen humoru język sprawiają, iż lektura książki jest prawdziwą przyjemnością. Publikacja ta jest bogato ilustrowana pięknymi zdjęciami, przedstawiającymi głównie prawdziwych bohaterów tej książki: ludzi spotkanych w drodze. Wspaniałe, wyraziste portrety dzieci, osób dorosłych i starszych, pokazując ich twarze, odsłaniają także ich serca i dusze. Te fotografie naprawdę robią ogromne wrażenie i zasługują na osobne uznanie.
„Tysiąc szklanek herbaty” to wspaniała, ciepła opowieść, której lektura podnosi na duchu. Zawiera w sobie wielką dawkę optymizmu, która może stanowić antidotum na wszelkie zło, smutki i przykrości, z jakimi spotykamy się nieraz w życiu codziennym. Gdy czytałam tę książkę, niejednokrotnie robiło mi się ciepło na sercu i powracała do mnie ta myśl: „Świat jest pełen dobrych ludzi”. Opowieść tu zawarta przywraca wiarę w człowieka, w to, że są ludzie zdolni do tego, by zrobić coś dla kogoś drugiego, nawet obcego, zupełnie bezinteresownie, z czystej życzliwości, nie oczekując za to żadnej zapłaty.
Na pewno byłoby naiwnością sądzić, że tak będzie zawsze i wszędzie. Ale dobrze uświadomić sobie, że ludzie dobrzy są na świecie, i mieć nadzieję, że jest ich więcej, niż tych złych – bo taka pokrzepiająca myśl płynie z opowieści Robba Maciąga.
Arabskie przysłowie, zacytowane w książce, mówi: „Pustynię upiększa to, że gdzieś w sobie kryje studnię”. Opowieść tu zawarta dowodzi, że podobnie świat upiększają ludzie o sercach pełnych dobroci i życzliwości.
Mnie książka Roberta Maciąga prawdziwie zauroczyła. Można powiedzieć, że rozsmakowałam się w tym „Tysiącu szklanek herbaty”. Uważam, że warto sięgnąć po nią i za jej pośrednictwem zakosztować tamtejszej gorącej życzliwości ludzkiej. Zachęcam więc do pójścia w moje ślady. Opowieść ta na pewno wprawi wszystkich czytelników w doskonały nastrój, a otaczający nas świat wyda się dzięki niej jaśniejszy i bardziej kolorowy. -
Recenzja: bookeriada.pl Justyna Sekuła, 2012-03-28Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
„Polecam podróże. Te dalekie i te bliskie. Życie w podróży nabiera kolorów i smaku, a ludzie wydają się o wiele bliżsi i milsi”. Wsiadłam do pociągu. Bohaterowie książki wsiedli na rowery. I pojechaliśmy – ja w rodzinne strony, oni Jedwabnym Szlakiem.
Gdzieś daleko stąd żyją ludzie, którzy mimo tego, że zupełnie cię nie znają, przyjmą cię pod swój dach, nakarmią i oddadzą swój najlepszy pokój, byś miał gdzie spać. Drzwi do ich domów stoją otworem, a obawa o to, byś niczego im nie ukradł nie ma racji bytu z jednego prostego powodu – nie mają nic, co warte by było zabrania. A życzliwość i zaufanie, którymi cię obdarzą są bezcenne.
Gdzieś daleko stąd to, że nie znasz lokalnego języka nie ma żadnego znaczenia. Wystarcza uśmiech, gesty, spojrzenia. W magiczny niemal sposób nawiązuje się między wami nić porozumienia, która przekształca się niejednokrotnie w coś więcej. Wracając myślami do miejsc, w których byłeś, przed oczyma wyobraźni pojawiają się wszystkie twarze, które miałeś okazję zobaczyć i wszystkie historie, których wysłuchałeś. Mimo tego, że nie rozumiałeś z nich ani słowa.
Gdzieś daleko stąd nie ma telewizorów, a dostęp do Internetu jest totalną abstrakcją. Miejscowi boją się błysku fleszy, bo kojarzą im się z piorunami. A piorun to przecież bóg – człowiek nie powinien mieć urządzenia rzucającego bogami. Dzieci biegają boso. Nigdy nie widziały na oczy książki i nie mają pojęcia o czytaniu. Często są głodne. Mimo tego machają do ciebie radośnie, życząc dobrej podróży. I być może są szczęśliwsze niż dzieci „bogatego Zachodu”, które nie wiedzą, którą zabawką się dzisiaj bawić.
„Spotkania na Jedwabnym Szlaku” to nie tylko podróż przez drogi i bezdroża. To także podróż, dzięki której nabiera się pewnej perspektywy a jednocześnie wiary w to, że ludzie nie są tak źli, jak przedstawiają to media. To podróż wśród ludzi, którzy mimo różnego wyglądu, kultury czy religii w środku są tacy sami i z taką samą radością wypiją z tobą kolejną szklankę herbaty. Pierwszą, setną, tysięczną.
Podróż bohaterów powoli dobiegała końca, a ja powoli przewracałam ostatnie kartki książki obiecując sobie w duchu, że kiedyś również pojadę przed siebie. -
Recenzja: lekturyreportera.pl Anna Ciarkowska, 2012-03-28Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Słoik chińskiej, zielonej albo mała szklaneczka mocnej, bardzo słodkiej. Słona, mleczna szircza albo zwyczajny czaj. Podróż jest odmierzana kolejnymi łykami herbaty, a może należałoby rzec – kolejnymi spotkaniami przy tym esencjonalnym naparze. Bo nie sama herbata jest ważna, nie ważne ile kto słodzi, w czym ją pije… Ważny jest ten, kto niespodziewanie zapyta obcego turystę: „czaj pijot?”
„Tysiąc szklanek herbaty” Roberta Robba Maciąga to nie jest zwykła opowieść o podróży rowerowej Jedwabnym Szlakiem. Podróż kojarzy się z przemierzaniem kolejnych kilometrów, z punktami na mapie, z mijanymi górami i dolinami, z miastami i bezdrożami. W tym krajobrazie jest oczywiście miejsce dla ludzi – sklepikarzy, właścicieli hoteli i stacji benzynowych, przypadkowych przechodniów, którzy przecinają szlak wędrówki. Trudno zapamiętać ich twarze i imiona, trudno jest się porozumieć inaczej niż na migi. Trudno jest ich poznać, gdy w wiosce pozostaje się na jedną noc, by rano wyruszyć na spotykanie kolejnych ludzi, podobnych, a jednak zupełnie innych. To, co trudne nie jest niemożliwe jeśli tylko pozwolimy sobie podróżować „całym sobą”. Podróż wyzwala w człowieku coś, co można nazwać pierwotnym instynktem stadnym, a co jest w istocie potrzebą bycia z drugim człowiekiem, napicia się z nim herbaty. Ta książka jest o spotkaniu obcych i jednocześnie bardzo bliskich sobie ludzi.
Wyprawa, w którą zabiera nas Robert Maciąg, to podróż „do drugiego człowieka”; podróż, która pozwala każdemu wrócić do początków człowieczeństwa. Nie są to słowa na wyrost jakby się mogło wydawać, bo to właśnie w podróży, w obcym otoczeniu, gdzie natura staje się wrogiem jednostki, istnienie człowieka jest zależne od „Innego”, od tego, który podzieli się wodą, poczęstuje pożywieniem, udzieli schronienia. Czasem są to gesty na wyrost, zwykła gościnność i ciekawość, a czasem, jak na pustyni Dasht-e Kavir jest to pomoc, która ratuje życie. „W miejscu gdzie człowiek samotny nie ma większych szans na przetrwanie, drugi człowiek jest jego aniołem stróżem. I nigdy nie wiadomo, kto jest czyim i kiedy” pisze Maciąg i zabiera nas w głąb Azji, do małych domków przypominających bunkry, do zielonych meczetów i jurt zdobionych skórami zwierząt. To zadziwiające, że nieprzychylna natura i konieczność budowania zwartej społeczności na piaskach pustyni czy nieurodzajnych stepach, uczyniła tych ludzi tak niebywale otwartymi, wyczulonymi na potrzeby innych. Uśmiechnięci Uzbekowie, Tadżykowie, Irańczycy czują się gospodarzami, przewodnikami, wreszcie – ambasadorami swoich wsi i miasteczek. Ta wola pomocy i ciekawość świata sprawia, że znika nawet bariera językowa, a w jej miejsce pojawia się coś tak naturalnego w komunikacji międzyludzkiej jak gest.
Gest gościnności jest wszędzie taki sam. Szczątkowe słowa rosyjskie, angielskie czy niemieckie tylko naprowadzają na dobre tory, ale to właśnie gesty, grymasy, uniwersalne znaki „na migi” są prawdziwym językiem podróży. Można mieć wątpliwości, czy taka komunikacja jest wyczerpująca – nie, z pewnością nie jest, bo trwa zbyt krótko by dowiedzieć się wszystkiego, zbyt wiele jest w naszych krajach różnic, które należałoby wytłumaczyć, zbyt wiele szczegółów, do których przywiązujemy wagę. Ale ta komunikacja jest prawdziwa i wynika z naszej potrzeby interakcji z „Innym”. Jej „prawdziwość” to znak, że, jak pisze Maciąg, chociaż „mamy różne twarze, języki i religie (…) w środku jesteśmy tacy sami”. Gest jest odwieczny, naturalny, ponadnarodowy, przynależy człowiekowi, albo nawet więcej – czyni człowieka. Tym właśnie jest podanie szklanki z herbatą, to mowa ciała, która, przełożona na „nasz język” (zbyt opisowy, zbyt sztuczny w tym kontekście) oznaczałaby – chcę wiedzieć kim jesteś, jak mieszkasz, jaka jest twoja rodzina i twój kraj. I chociaż trudno w to uwierzyć, to w tym geście, w tej wymianie niemal bez słów znajdują się te wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi. Czasem więcej jest milczenia, czasem więcej uśmiechu, który zapełnia nieporadność współczesnego podróżnika, czasem więcej angielskiego czy rosyjskiego, który pozwala uzupełnić historie Abdula, Hadżim, Mariam…
Cały dziennik Roberta Maciąga jest historią ludzi. Nawet gdy autor zachwyca się pięknem przyrody, zawsze towarzyszy mu refleksja nad człowiekiem, który z tą naturą musi współpracować lub walczyć. Nie tylko niedostępne góry czy słone pustynie są prawdziwym wrogiem tych małych społeczności. Bolesna historia krajów Bliskiego Wschodu, republik Związku Radzieckiego czy Chin wskazuje, że najeźdźca czy dyktator, po prostu drugi człowiek staje się najczęściej najokrutniejszym oprawcą. Nie dość, że czas nie zdążył jeszcze zabliźnić ran po ostatnich konfliktach, już z impetem wybuchają nowe, które tak boleśnie uderzają w zwykłych, prostych obywateli. Dziś, w 2012 roku ze współczuciem czyta się słowa anonimowego mieszkańca syryjskiego miasteczka Aleppo, który dwa lata temu zwierzył się Robertowi: „Oglądałem 30 lat temu Wałęsę w TV i już 30 lat na takiego i u nas czekam. Ale już się nie doczekam. U nas takich od razu zabijają”. W tym właśnie tkwi siła dziennika z podróży – w oddaniu głosu innym. Maciąg nie zawłaszcza opowieści, ale otwiera swoją literaturę i pozwala by jego przyjaciele mieli szansę powiedzieć światu kim są, co robią, o czym myślą, jak wygląda ich prawdziwe życie. Jest to kolejna wielka potrzeba każdego człowieka – podzielenie się z innymi swoją historią, przekazanie dalej własnej narracji, a tym samym zaznaczenie swojej obecności w świecie, istnienie poprzez opowieść. Właśnie te dialogi, przytaczane słowa, te zdjęcia, którymi autor dzieli się ze światem są zapłatą za gościnę. To jedyne, co może zrobić dla swoich gospodarzy – dać świadectwo.
Cała książka „Tysiąc szklanek herbaty” jest świadectwem ludzkiej gościnności i potrzeby bycia razem. Wszystkich nas łączy chęć zapytania „Innego” kim jest, ale i opowiedzenia swojej własnej historii. Bez tej ciekawości i wiary „w drogę”, w to, że na jej końcu znajdują się uczciwi, dobrzy ludzie, nie byłoby ani podróży, ani tym samym ogromnej części naszego wspólnego dziedzictwa kulturowego. Robert Maciąg dochodzi do zaskakująco prostego, ale jakże ważnego wniosku – podróż sprawia, że człowiek znów zaczyna wierzyć w człowieka. Oddala się od negatywnych komunikatów telewizyjnych, tragicznych historii, którymi epatują media, a przybliża do drugiej osoby, takiej jak on sam, z podobnymi potrzebami i problemami. Oczywiście, wszędzie można spotkać złodzieja czy oszusta, ale jednak znacznie częściej spotyka się tych, którzy częstują obiadem, zapraszają do domu, udzielają dobrych rad. „Przywracanie wiary” brzmi może zbyt pompatycznie w kontekście tego lekkiego w swojej formie, bardzo przystępnego dziennika, ale trudno o lepsze określenie na ten fenomen jedności ludzi, o którym Robert pisze:
„Gościnność zawsze będzie dla mnie fenomenem. Jak to się dzieje, że pod wpływem impulsu ktoś zaprasza mnie do domu i nagle, bez żadnej podstawy, zaczyna o mnie dbać (…). Fenomenem jest również dla mnie to, że ja się na to zgadzam. Oddaję się pod opiekę obcym ludziom, wchodzę do ich domu i zamykam się przed światem (…)”.
„Tysiąc szklanek herbaty” to dziennik niezwykły, bardzo wzruszający i daleki od telenowelowego kiczu, którego obawia się sam autor. Jest w tym dzienniku za to jakaś prawda o człowieku, o potrzebie dzielenia się własnym życiem, własną historią i o niezwykle cennych momentach rozmowy przy szklance herbaty. -
Recenzja: www.paragonzpodrozy.pl 2012-03-28Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Za uprzejmością wydawnictwa „Bezdroża” wpadła nam ostatnio w ręcę książka Robba Maciąga „1000 szklanek herbaty”. Patryk głównie szeleszcze kartkami literatury fantasy, ja od czasu do czasu flirtuje z górskimi opowieściami i opowiadaniami, ale nie da się nie mieć chrapki na książkę podróżniczą. Tym bardziej taką, która przedstawia przygody przeżyte podczas rowerowego przemierzania Jedwabnego szlaku.
Robb w raz ze swoją żoną Anią wybrali się na przejażdżkę. Za cel obrali sobie przejechanie trasy legendarnego Jedwabnego Szlaku, co już samo w sobie jest łamiącą moje serce przygodą. Kolejno Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Chiny i na końcu Laos. Ciekawe co na to chłopaki z Tour De France…
Właściwie książka opowiada nie tyle o przejechaniu przez te wszystkie państwa, co o spotkaniach z ich mieszkańcami. Poznani w trasie ludzie zawsze w emocjonalny sposób wpływają na podróżnych i to właśnie ich historie przedstawione są w książce. I to jak im się żyje. Bardzo plastycznie opisane sytuacje z życia ludzi mieszkających w krajach, które tak na prawdę większość naszego społeczeństwa zna tylko z nazwy, pozwalają docenić to co się ma i sprawiają, że zaczynasz się poważnie zastanawiać czy już właśnie w tym momencie nie powineneś zacząć pakować plecaka. Siedząc w swoim wygodnym skórzanym fotelu w świeżo pomalowanym pokoju wystarczy wziąć do ręki książkę Robba by w mgnieniu oka przenieść się na przykład do pamirskich osad, do których oprócz tych co muszą, zaglądają jedynie osoby chcące dowiedzieć się o życiu czegoś więcej.
Fragment książki:
„Życie w Pamirze jest ciężkie dla wszystkich. Zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt, a i maszyny nie mają lekko. Kurz, pył, mało tlenu w powietrzu. Wszystko rdzewieje, zgrzyta, zapycha sobie różne filtry i pali dwa razy więcej paliwa niż na nizinach. Paliwo… ktoś przywiezie w beczce. Sprzeda po półtora dolara za litr, i to ledwie za benzynę 76 oktanów. I jakoś nikt stąd nie ucieka. Pojedynczy ludzie – to oczywiste, ludzie zawsze będą szukać szczęścia w innych krajach, ale masy, te niewielkie, pamirskie masy wciąż żyją wśród jałowych gór.
Wolni od informacji.
Wolni od światowych problemów, od giełd, konfliktów, karier, huraganów w USA i problemów z inwestycjami w Polsce”
Podróżne kontakty Robba, Ani i ich innych, epizodycznych kompanów z tambylcami są różne, ale zawsze wydają się być życzliwe i przyjacielskie. Czytając książkę można poczuć ducha, dla wielu niezrozumiałej, chęci pomocy drugiemu, zupełnie obcemu człowiekowi. Bohaterzy często są gośćmi prostych, nie mających za szerokich perspektyw ludzi. W książce niejednokrotnie można przeczytać o odczuciach Robba względem tego, jak odnoszą się do niego i Ani osoby, których pewnie już nigdy w życiu nie spotkają. A może jednak ?
Fragment książki:
„Zawsze mnie zadziwia i onieśmiela, gdy zupełnie obcy ludzie wykrzykują za nami: „Szczęśliwej drogi!” lub zwyczajnie przykładają sobie dłonie do twarzy i cicho się za nas modlą. O ile to „szczęśliwej drogi” jest zwykłym, przyjacielskim i radosnym okrzykiem, o tyle pewnie modliwa jest czymś więcej. Jak wytłumaczyć zachowanie robotnika drogowego, który na nasz widok rzucił łopatę i rękawicę, stanął wyprostowany, przyłożył sobie dłonie do twarzy, jak czynią muzułmanie, i zaczął odprawiać krótką fathę? W Evon, gdzie spalismy w zagrodzie u Zoi, zanim pozwoliła nam odjechać, kazała nam na chwilę przystanąć i powiedziała, że musi się teraz za nas pomodlić. Zoyę zdążyliśmy już poznać, zjedliśmy razem dwa posiłki i wypiliśmy u niej niejedną herbatę.
Ale ci obcy?”
Podoba mi się też bardzo brak jakiegokolwiek narzekania. Uświadomcie sobie – przejechali rowerami Jedwabny Szlak! To nie jest jakieśtam autostopem do Gruzji, tylko pokonanie tysięcy kilometrów napędem własnych łydek. Nie zanotowałem żadnych oznak słabości, zero stękania. Co więcej, ten jak dla mnie heroiczny wyczyn Robb opisuje bardzo skromnie i ani przez moment nie ma ochoty wychylać się przed szereg.
Nie sposób nic nie napisać o formacie książki. Zgrabny, schludny, ergonomiczny, nadaje się do czytania w każdym miejscu. „1000 szklanek herbaty” wydane jest bardzo nowatorską jak na swoją tematykę. Sprzyja to bardzo oglądaniu zdjęć, których głównym tematem są napotkani na trasie ludzie. Pomijając już fakt, że zdjęcia są genialne to doskonale komponują się one z fabułą książki.
Najbardziej spodoba się tym, którzy lubią czytać o przypadkowych, ale mocno zapadających w pamięć spotkaniach, lubującym się we wciągających opisach miejsc zapomnianych, ale także i legendarnych, wczuwającym się w klimat drogi i fascynacji samą podróżą, a także miłośnikom Chin i, no jakże by inaczej, rowerzystom! -
Recenzja: http://mumagstravellers.blogspot.com/ 2012-03-25Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Na najnowszą książkę Robba Maciąga bardzo czekaliśmy.
Ani piękna pogoda za oknem, ani dziwny, wiosenny wirus, który wpakował nas do łóżek w towarzystwie niekończących się rolek papieru, nie powstrzymały nas przed podróżą, tym razem Jedwabnym Szlakiem.
Czy przy dość kiepskim samopoczuciu mogło być coś lepszego niż szklanka herbaty?
No pewnie!
„Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku”.
Od pierwszych zdań czuliśmy, że to książka, która przyniesie odpowiedzi na wiele podróżniczych pytań, które odkąd wróciliśmy z podróży do Nowej Zelandii kłębią się w naszych głowach.
„Tysiąc szklanek herbaty” to książka wyjątkowa. Czy dlatego, że ładnie wydana, że napisana z poczuciem humoru, lekkością, bez zadęcia? Także! Ale przede wszystkim dlatego, że obala mity, stereotypy i rozprasza lęki, które powstrzymują nas przed podróżą jako taką lub kontaktem z ludźmi z dalekich, wykreowanych przez media, jako mroczne, krain. Czytając kolejne historie, często ze wzruszeniem, czuliśmy jakby świat puszczał do nas oko, mówiąc, że nie ma sensu się tylko bać, że warto podążać za marzeniami, że ludzie są z natury dobrzy a przynajmniej jest ich cudownie przytłaczająca przewaga nad tymi, którzy dobrzy nie są. Czy czytając o kolejnej szklance herbaty i bezinteresownej serdeczności, na przekór różnicom kulturowym i barierom językowym; można było poczuć znużenie podejrzaną dobrocią ludzi? Nie! Raczej zażenowanie małą wiarą jaką mamy w drugiego człowieka.
Odkąd zrealizowaliśmy swoje kolejne marzenie podróżnicze, jakim- tym razem- była podróż do Nowej Zelandii, zaczęła nam chodzić po głowie szalona, odważna, czasami topniejąca pod naszymi lękami idea, by pojechać w ŚWIAT na rowerach. Wiele osób puka się w czoło lub wyrazem twarzy daje nam do zrozumienia, że chyba nam rozum odebrało. Ci bardziej kreatywni w swoim pesymizmie wyliczają zagrożenia, o których i my myślimy, gdy przeraża nas to marzenie, ale… po lekturze książki Robba Maciąga rozlewa się po sercu ufność, że nie dość, że warto, to można i że jest to podróż do zrealizowania. Oczywiście podróż nie wolna od trudności, problemów i spotkań tych mniej przyjemnych, ale warta podjęcia ryzyka.
Książka nie jest typową książką podróżniczą, dziennikiem podróży- nie opisuje każdego dnia z kronikarską szczegółowością, nie jest przewodnikiem, choć w sposób przystępny i doskonale wyważony przybliża kontekst historyczny i fakty, które dają nam szerszą perspektywę. Ale tak naprawdę jest hołdem oddanym wszystkim, którzy dzielili się swoim sercem, dachem i jedzeniem z podróżującymi Anią i Robbem.
„Tysiąc szklanek herbaty” chce się pic i pić. Z jednej strony łapczywie, by ugasić pragnienie- ciekawość- z drugiej powolutku, by starczyło na dłużej. Do tej ksiązki na pewno można wracać. Jest zachwycająco wydana- poczynając od jej formatu, co zdecydowanie ułatwia czytanie, poprzez piękne, sporych rozmiarów fotografie- z poruszającymi portretami Ludzi spotkanych w drodze.
Ze względu na gdzieniegdzie, zaskakująco umiejscowione znaczki, banknoty, zasuszone rośliny, etykietki z napojów, sprawia wrażenie notesu podróżnego. Wzbogacona tymi małymi detalami, przybliża nam opisany świat na jeszcze innym poziomie.
Czy warto tę książkę przeczytać? OCZYWIŚCIE! Jeśli mamy ochotę na porządny zastrzyk- nie tylko literatury podróżniczej- ale przede wszystkim na bombę witaminowej afirmacji życia i człowieka. I co z tego, że świat nie jest idealny, że bywa niebezpieczny a podróż męcząca, o czym Robb też pisze. Wiele zależy od naszej osobistej perspektywy i stosunku do tego świata oraz do samej szklanki, która… może być do połowy pełna lub pusta!
„Dla kogoś, kto nie podróżuje, świat wydaje się obcy i groźny. Pełen zbrodni. Nic w tym dziwnego, skoro telewizja i prasa karmią nas codziennie obrazami krwi i cierpienia. Skoro opowiadają jedynie o tragediach i przestępstwach. Media wychowały nas tak, że potrafimy się zainteresować tylko złymi informacjami i mało kto interesuje się czymś, co się udało, czymś dobrym, konstruktywnym (…)
Dla kogoś, kto nie podróżuje, najważniejszym pytaniem jest:”Czy TAM jest bezpiecznie?”.
A Ty rozbijasz namiot wśród obcych ludzi i musisz im zwyczajnie zaufać.. Bez wiary w ich dobro podróż byłaby koszmarem. Ciągłym, nieustającym lękiem. Oglądaniem się za siebie. Gdyby nie ta wiara, czy istniałby jakikolwiek powód, by w ogóle wyjechać?By skonfrontować własną wiedzę zaczerpnięta z mediów z prawdziwym obrazem świata? By wejść do obcego człowieka pod jego dach, usiąść z nim przy tym samym stole i zapytać naiwnie samego siebie, niewinnie, jak pyta tylko dziecko:a cóż to za Obcy?
Przecież wszystkim nam chodzi o to samo” (str.308) -
Recenzja: Goniec Górnośląski 2012-03-22Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Jedwabny Szlak - otoczony nimbem tajemniczości, budzący baśniowe skojarzenia, przecinający miasta, których nazwy przywołują w pamięci historie z Księgi tysiąca i jednej nocy.
Szlak kupców, podróżników i poszukiwaczy przygód, lecz również miejsce spotkań i wymiany myśli filozofów, mistyków, świętych mężów. Droga, którą na zachód podążały jedwab, żelazo i papier, w przeciwnym kierunku - złoto, perfumy i żywność, a w obydwie strony - idee, opowieści i legendy. „Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na jedwabnym szlaku" to książka wydana przez Wydawnictwo Bezdroża, autorstwa Roberta Robba Maciąga - dziennikarza, fotografa i podróżnika (laureata konkursu Podróżnik Roku miesięcznika „Podróże"). Wbrew pozorom nie jest to książka o Jedwabnym Szlaku, lecz przede wszystkim o ludziach, którzy nim podążają i o tych, którzy mieszkają na jego trasie. O ludziach i o spotkaniach z nimi przy tytułowej herbacie. -
Recenzja: lekturyreportera.pl Krzysztof Krzak, 2012-03-16Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
16 marca 2012 roku odbyła się oficjalna premiera wydanej przez Wydawnictwo Bezdroża książki Roberta Robba Maciąga, „Tysiąc szklanek herbaty”. Odróżnia się ona od większości publikacji niespotykanym formatem i przyciągającym wzrok pomarańczowym kolorem okładki. Ale to nie jedyne powody, by sięgnąć po kolejną literacką pracę tego nauczyciela, podróżnika i fotografika.
Robert Robb Maciąg wydał już wcześniej książki „Rowerem przez Chiny” i „Rowerem w stronę Indii”. W swoim najnowszym utworze pozostaje wierny tematyce podróżniczej. Tym razem Maciąg wraz z żoną, Anną (a także z angielskim przyjacielem, Benem), wybiera się na wyprawę Jedwabnym Szlakiem, dawną drogą handlową łączącą Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, wykorzystywaną od III wieku p.n.e. do XVII wieku n.e. Maciągowie wyruszają w kwietniu 2010 roku i przez osiem miesięcy odwiedzają Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i oczywiście Chiny, którymi są bezgranicznie zafascynowani. Z każdej strony książki „Tysiąc szklanek herbaty” przebija się podróżnicza pasja autora i jego małżonki. Podróżowanie to ich sposób na życie, ale też i metoda czynienia pożytecznych rzeczy dla ludzi z najodleglejszych zakątków świata (prowadzą fundację „Szkoły na końcu świata” i oryginalną akcję „Pocztówka”, o której można przeczytać w omawianej książce).
Wydaje się, że jednym z głównych założeń tej książki jest pokazanie czytelnikom obrazu wspomnianych uprzednio krajów odmiennego od tego, którym epatują środki masowego przekazu. Pokazują one z reguły wydarzenia groźne, zamachy bombowe, wojny plemienne, czyli wszystko to, co jest w stanie zniechęcić potencjalnego podróżnika do odwiedzenia tych rejonów. Tymczasem Robert Maciąg udowadnia, że w tych muzułmańskich krajach każdy człowiek spotka się z ogromnym zainteresowaniem, gościnnością, bezinteresowną pomocą. Wzruszające są opisy sytuacji w Syrii, gdzie na cześć przybyszy z Europy gospodarze wydają przyjęcie, sami jedząc dopiero pozostawione przez nich resztki. Spotykani przez autora ludzie nie chcą pieniędzy za noclegi (jedyną zapłatą bywa pamiątkowe zdjęcie), obdarowują prowiantem na dalszą drogę, są wdzięczni za wizytę i rozmowę; obcy ludzie pozdrawiają przybyszy podróżujących na rowerach. No i oczywiście częstują herbatą. To motyw przewodni książki, który znalazł odbicie w jej tytule.
Robert Robb Maciąg nie napisał jednak typowego przewodnika turystycznego i na próżno w jego książce czytelnik szukałby wskazówek dotyczących obiektów wartych odwiedzenia, już choćby dlatego, że podróżuje on drogami dalekimi od głównych szlaków turystycznych i wielkich miast. Autor – podróżnik skupia się przede wszystkim na spotykanych ludziach i prowadzonych z nimi rozmowami. A tematyka tych pogaduszek, w których nie przeszkadza brak znajomości „egzotycznych” języków jest różnorodna: od zwyczajów, poprzez codzienne zajęcia, kłopoty, aż po politykę (w Syrii jeden z rozmówców marzy o pojawieniu się w jego kraju kogoś na wzór Wałęsy, a u rozmówców zamieszkujących poradzieckie republiki przewija się tęsknota za ZSRR). Walorem tej książki jest możliwość poznania Azji Środkowej z perspektywy zwykłego człowieka. A ten obraz bywa czasami pozbawiony lukru, na przykład wtedy, gdy Maciąg pisze o rozbudowanej biurokracji, korupcji, bandach i oszustach, których jak wszędzie, także i tam można spotkać, a także o dyktatorach ograniczających wolność „swoim” obywatelom. Z owymi imperatorami związane są interesujące rozważania Roberta Maciąga na temat komunizmu, który w dzisiejszej pop kulturze został sprowadzony do tematu żartów kabaretowych, a przecież zabrał życie milionom ludzi. Wstrząsające są również ustępy mówiące o dyskryminacji mieszkańców na chińskiej wsi czy tak zwanych „nieistniejących ludziach”. Ich (i wielu innych osób) interesujące twarze można zobaczyć na licznych zdjęciach autorstwa Ani i Roberta Maciągów, reprodukowanych na pięknym kredowym papierze, na którym wydrukowany jest także tekst książki. Tekst, który przypomina w swoim charakterze kumpelską pogawędkę, co sprawia, że „Tysiąc szklanek herbaty” odkłada się po przeczytaniu z żalem i apetytem na więcej, jak na kolejne dolewki azjatyckiej herbaty. -
Recenzja: Lubimy Czytać Monika DługaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Po miesiącach wyczekiwania wystarczyło ruszyć w drogę, w podróż i życie zawęziło się do kliku podstawowych potrzeb. Podróż oczyszcza nas z całego cywilizacyjnego nalotu (Oczywiście nie od razu i nie bezboleśnie). Trzeba gdzieś spać, coś zjeść, zaufać obcemu człowiekowi. Tylko tyle.
Gdybym miała jednym słowem opisać najnowszą książkę Roberta Maciąga, bez wątpienia użyłabym przymiotnika „optymistyczna”. Bowiem książka „Tysiąc szklanek herbaty” to pean ku czci człowieka, czy też szerzej człowieczeństwa, jasnej i dobrej strony ludzkiej natury. Bliźniego, który bez względu na szerokość geograficzną, kulturowe zakorzenienie, czy też ustrój polityczny, w którym przyszło mu funkcjonować, potrafi okazać drugiemu śmiertelnikowi – Innemu pomoc, gdy ten znajdzie się w potrzebie. Niezwykły to tekst w świecie wszędobylskiego egoizmu (szczególnie z europocentrycznego punktu widzenia), pełen wiary i nadziei. To również, albo przede wszystkim antyteza tego, co obserwujemy w codziennych relacjach telewizyjnych z krajów Azji Środkowej.
Książka „Tysiąc szklanek herbaty” to quasi-reporterska opowieść o podróży legendarnym Jedwabnym Szlakiem (Wyjechaliśmy z tureckiego Stambułu, a zajechaliśmy ostatecznie do Bangkoku w Tajlandii). Podróży nietuzinkowej, odbytej bowiem rowerem, z dala od komercyjnych, turystycznych szlaków. Relacja z wyprawy, która spisana pod wpływem emocji i wrażeń, zyskuje w odbiorze dzięki swojej szczerości i świeżości przekazu. Spisana ręką „praktyka”, który nie boi się wyzwań, spotkań z Innym, a co najważniejsze okazywania uczuć, staje się „prawdziwą” relacją z „prawdziwej” przygody.
W Pamirze życie ma prawdziwy smak. Słodko-gorzki, ale bez polepszaczy i benzoesanu sodu. Smakuje intensywnie i prawdziwie, a nie jak „identycznie z naturalnymi”. Chleb smakuje, bo jest darem. W takim kraju trzeba się modlić do jakiegoś boga. Trzeba wierzyć w istotę ponad tym wszystkim. Inaczej człowiek by zwariował, patrząc na to surowe piękno i czekając na wiosnę.
W pracy Maciąga, w każdym pojedynczym słowie doświadcza się uzależnienia autora od podróży. Opisując kolejne kraje, czy to mówiąc o tajemniczej i magicznej Syrii, gospodarczo zacofanym Tadżykistanie czy rozległych Chinach, autor próbuje skupić się na pozytywnych aspektach odwiedzanego miejsca, nie rezygnując jednak z najważniejszego punktu odniesienia, jakim jest człowiek. Dzielenie się chlebem, owocami czy kątem do spania to tylko niektóre uprzejmości, jakich miał szansę doświadczyć podróżnik. Bezinteresowne wsparcie jako wyraz człowieczeństwa. Relacja Maciąga, co warte podkreślenia, daleka jest jednak od optymistycznego naiwniactwa. Przykłady drobnych złośliwości, wyzwisk czy też po prostu zwyczajnego bandytyzmu również zostały odnotowane w książce, lecz bledną przy ogromie opisywanej życzliwości i dobroci, których doświadcza podróżnik. Dlatego, jak sam autor wielokrotnie na kartach wydawnictwa podkreśla, z uporem maniaka powtarzamy, że świat jest pełen dobrych ludzi.
„Tysiąc szklanek herbaty” to wyjątkowa książka. Wyjątkowa pod względem wydania – rzadko spotykany format publikacji i kolor okładki, ale też wyjątkowa ze względu na treść. Tytułowe tysiąc herbat, które stały się metaforą wielu przypadkowych a jednak niezapomnianych spotkań na szlaku z drugim człowiekiem, któremu za okazaną życzliwość i pomoc wystarczy uśmiech oraz drobny gest wdzięczności. Głęboki humanitaryzm, ale również jasność i precyzja przekazu czynią z książki Roberta Maciąga czytelniczy i podróżniczy unikat, nad którym warto, na chwil kilka, zatrzymać uwagę. -
Recenzja: bazgradelko.pl 2012-03-17Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Zupełnym przypadkiem miesiąc temu natknęłam się na zapowiedź (bardzo wtedy lakoniczną) tejże książki. Już sam tytuł spowodował, że zamarłam w oczekiwaniu na więcej informacji. Potem zobaczyłam okładkę, która jest po prostu przepiękna! Kiedy dorwałam się do spisu treści, wiedziałam to na pewno. Ta książka musi być moja. Premierowo, bo od dzisiaj można ją kupić w niektórych księgarniach, napiszę o niej, najlepiej jak umiem. Bez emocji i wtrętów osobistych się nie obędzie, także ... rozsiądźcie się wygodnie i ... zaparzcie sobie herbatę.
Osoba Robba Maciąga, jako istotce zaangażowanej w świat i literaturę podróżniczą, o uszy i oczy rzecz jasna mi się obiła. Wyprawy rowerowe, Azja, w szczególności Indie oraz Azja Południowo-Wschodnia. Tyle wiedziałam. Wychodzi na to, że totalną ignorantką się nie okazałam. Z okładki doczytałam, że to nauczyciel, mieszkający w okolicach Jeleniej Góry. Laureat Travelera i tytułu Podróżnika, prowadzący również fundację "Szkoły na końcu świata". Małżonka - sztuk jeden, o jedynym słusznym imieniu - Ania. Powiem szczerze - po takim wprowadzeniu, spokojnie mogłabym zostać sztuką drugą. Wszak imię to samo.
Do rzeczy - idea wyprawy Jedwabnym Szlakiem pojawiła się dawno, jednak realizacja nastąpiła w roku 2010. Ruszając z İskenderun, trójka śmiałków - Robert, jego żona Ania oraz ich angielski przyjaciel, Ben, postanowili odtworzyć starożytny szlak, który wił się przez całą Azję. Na rowerach. Osiem miesięcy w podróży, tysiące wypitych szklanek herbaty, mnóstwo zdjęć, uśmiechów i serdeczności. Dawniej Jedwabny Szlak łączył Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, miał długość około 12 tys. km i był wykorzystywany aż do XVII wieku.
Dlaczego książka wywołała we mnie spazmy zachwytu nietrudno odgadnąć. Na trasie ich wyprawy znajdowały się takie państwa jak (w kolejności) Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan oraz Chiny. Jednym słowem - moje dream-tour. Po oczytaniu się w Terzanim oraz Kapuścińskim, poczułam, że współczesna relacja może wiele wnieść w moje głębokie pragnienie zobaczenia tych miejsc. Nie ukrywam, że mam ogromny sentyment do herbaty - parzonej i pijanej na wschodnio-orientalny sposób, także tytuł był tylko argumentem ostatecznym.
No właśnie - skąd tytuł? Jak napisał R. Maciąg w ich podróży najwięcej było właśnie herbaty. Napoju, który jest bardziej gościnny niż alkohol. Przecież to przyjaciół i gości zapraszamy do siebie na "szklankę herbaty", jest bardziej przytulna, domowa, osobista. "Herbata jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu" *.
Czytając książkę, cały czas miałam z tyłu głowy pewną obawę. Przyznam się, że podeszłam mocno emocjonalnie - chociażby do części tureckiej. Łapałam się na tym, że im dalej w lekturę, tym mocniej porównywałam swoje wyobrażenia do tego, co napisał p. Maciąg, a to z kolei odnosiłam do relacji T. Terzaniego i R. Kapuścińskiego. I - co nie jest zaskoczeniem - z przyjemnością odkrywałam tureckie akcenty w nietureckich rozdziałach - tureckie nazwy, sturczone określenia, potrawy, zachowania. Reasumując - już na początku mojej przygody z "Tysiącem szklanek ..." pojawiły się Oczekiwania (celowo od wielkiej litery). Mocno spowalniałam czytanie, bo wiedziałam, że jak zamknę książkę, to powrócę z tych baśniowych dla mnie okolic, do jakże kochanego, ale mocno codziennego Poznania. Czy udało się moje Oczekiwania dopełnić? Tak. Po krótkim rachunku sumienia - zdecydowanie tak.
Otwierając książkę Roberta Maciąga trzeba mieć świadomość, że nie jest to ani reportaż, ani książka stricte podróżnicza. Jest to relacja z wyprawy, prowadzona w konwencji gawędy, przyjacielskiego spotkania. Wydana nowatorsko, co dla czytelnika może być nieco kłopotliwe (o tym poniżej), jest bardziej relacja socjologiczną, niż klasycznie podróżniczą. Więcej tu ludzi, zwyczajów, serdeczności, niż suchych faktów geograficzno-historycznych, co rzecz jasna jest ogromną zaletą.
Relacja została podzielona na rozdziały, które odpowiadają przebiegowi wyprawy przez kolejne kraje. Podróżujemy więc z Anią i Robertem, zaczynając od Syrii, dalej poprzez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, na Chinach skończywszy. Podróżnicy udowadniają, że ten się boi "obcych", kto nie podróżuje, bo ich - jako cudzoziemców - spotkały tylko uprzejmość, serdeczność oraz gościnność. Opowieści, jak wspomniałam wcześniej, są pisane gawędziarskim językiem, nieraz trącącym nieco belferskim zacięciem, jednak - przyznam szczerze - nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Nie jest to przewodnik, ani relacja krajoznawcza - powtórzę raz kolejny - to raczej zbiór luźnych wspomnień i wrażeń. Ponadto to relacja socjologiczna - pełno tutaj portretów ludzi, u których podróżnicy nocowali, biesiadowali, bądź ... pili herbatę.
Mam oczywiście swoje ulubione fragmenty i tajemnicą dla nikogo nie będzie, że dotyczyć one będą Turcji. "Śniadanie jest doskonałym usprawiedliwieniem wszelkiego lenistwa w Turcji. Co do tego nie powinno być żadnej dyskusji, w końcu menu takiego śniadania samo wszystko tłumaczy" **. Po stokroć się zgadzam! Tradycyjne tureckie kahvaltı, czyli nic innego jak śniadanie, to świeże pomidory, ogórki, oliwki, biały kozi, mocno słony ser (beyaz peynir), jajko - ugotowane na twardo, bądź w formie jajecznicy, oczywiście chleb - najlepiej nieco przypieczony - pszenny, biały (ekmek), może jakiś dżem (najlepiej różany bądź figowy). A do tego wszystkiego jedyny, słuszny çay, czyli herbata. Najlepsza turecka herbata pochodzi znad Morza Czarnego z miejscowości Rize. W Turcji podawana jest w małych szklaneczkach w kształcie tulipana - bardaczkach (bardak po turecku oznacza nic innego jak szklanka, a tulipan to symbol narodowy Turcji), zawsze z cukrem, zawsze w kostkach. Podobnie jak Robert Maciąg - herbaty przeważnie nie słodzę, jednak kiedy piję ją w Turcji, bądź na turecką nutę - obowiązkowe są przynajmniej dwie kostki. Inaczej ta mocno aromatyczna, czarna herbata nie smakuje. Gorąca herbata jest doskonałym antidotum na upały - polecam wypić szklaneczkę gorącej herbaty - to naprawdę działa ***.
Türkçe çay podawana jest zawsze na koniec posiłku w tureckich restauracjach - jako prezent od właściciela lokalu
Często w weekendy, rodziny - jak się okazało nie tylko tureckie - wyjeżdżają pod miasto, aby biesiadować. W Turcji wybierają miejsca nad rzekami, pod drzewami - z bagażnika wyciągają grille (na przykład jednorazowego użytku - swoista aluminiowa tacka wypełniona węgielkami, którą po użyciu można od razu zutylizować), ogromne ilości jedzenia i biesiadują. Nieodzownym elementem jest również mój ukochany ayran - napój przygotowany na bazie jogurtu, wody i soli - doskonale gasi pragnienie (można już kupić w Polsce - m.in. produkuje go firma Candia, proponuję jednak podpytać w kebab-shopach prowadzonych przez Turków - zdarza się, że sprowadzają oryginalny tureckim ayran).Podobnie rzecz miała się w Iranie: "Przynoszą ze sobą plastikowe pudełka pełne obiadowych smakołyków, czajniki, butle gazowe i zapraszają rodzinę lub znajomych" ****.
Podróżnicy dotarli do dwóch miast, o których marzę, aby je odwiedzić - mowa o Bucharze i Samarkandzie na terenie dzisiejszego Uzbekistanu. Pod słowami R. Maciąga mogę się podpisać wszystkimi kończynami: "Samarkanda była jednym z tych miejsc, których nazwa budzi w sercu drżenie. Wyobraźnia podsyła dźwięki i zapachy. Stają nam przed oczami obrazy karawan, bazarów, wojowników i historii. Starej, bardzo starej historii. (...) Błękitne kopuły meczetów, pochrząkiwania wielbłądów, nawoływania dobiegające z głębi bazarów" ***** .
Wspomniałam, że książka została wydana w dość nowatorski sposób. Nietypowy jest jej format - to ukierunkowany poziomo prostokąt. Jeśli chodzi o książko podróżniczo-reporterskie - nie spotkałam się z taką formą wydania i przyznam szczerze - byłam mocno zaskoczona. Kolejna "inność" to numeracja stron, która znajduje na wewnętrznym marginesie strony. Utrudnia to nieco orientację w książce, ale będę uczciwa - przy czytaniu absolutnie nie przeszkadza. Przyjemnie w klimat książki wprowadzają tytuły rozdziałów - czcionka jest mocno stylizowana na arabski alfabet. Dobrej jakości zdjęcia to rzecz oczywista w książkach tego gatunku, szkoda jednak, że zostały pozbawione podpisów - zdaję sobie sprawę, że stanowią tło dla historii, ale ... byłam ciekawa, dlaczego ta, a nie inna fotografia została wykorzystana.
Budujące i bardzo pozytywne jest przesłanie książki - autor wskazuje, że każdy z nas może być podróżnikiem - nieważne, czy wyjedziemy 50, 100 czy 1000 kilometrów od swojego miasta. Nieważne, czy poruszamy się pieszo, samochodem, rowerem, motorem czy samolotem, czy jedziemy na własną rękę czy z biurem podróży. "Ważne jest to, kogo spotkamy po drodze, oraz to, czy spotkanie warte będzie wspominania. Wszystko inne jest tylko narzędziem" ******.
Po takiej objętości recenzji domyślacie się zapewne, że książkę rzecz jasna polecam. Historia opowiedziana prostym, sugestywnym językiem, który od razu wrzuca nas w miejsca opisywane. Niesamowite lokalizacje, o których marzę od dawna. Siła do spełniania własnych postanowień - co cenię sobie niezmiernie. To wszystko złożyło się na to, że celowo przerywałam lekturę, aby jak najdłużej pozostać w tym zupełnie innym klimacie. Polecam bardzo gorąco, a za prywatę przepraszam. -
Recenzja: GLOBTROTER INFO Cezary Rudziński, 2012-03-12Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Był to najdłuższy lądowy szlak handlowy w dziejach. W czasach starożytności i średniowiecza jedyna droga jaką towary z Chin – przede wszystkim jedwab, od którego pochodzi jego nazwa, ale także żelazo i papier oraz inne towary, m.in. dywany, trafiały do Europy.
A w drugą stronę złoto, pachnidła, rośliny uprawne. Kupieckie karawany pokonywały tysiące kilometrów trudnych i niebezpiecznych dróg przez górskie przełęcze, m.in. Pamiru oraz pustynie Azji Środkowej i ówczesne w niej starożytne państwa Baktrii, Chorezmu, Sogdiany, a dalej m.in. Persji i Syrii. Łączył on także m.in. Indie z Rusią, a przez nią z innymi krajami ówczesnej Europy.
Wielki Jedwabny Szlak przebiegał różnymi trasami, których „nitki” odległe nierzadko o setki kilometrów, odgałęziały się lub przecinały. Północna prowadziła przez tereny obecnego Kirgistanu i Kazachstanu m.in. przez Czymkent – z odgałęzieniem na południe: na Taszkent, Samarkandę i Termez – wzdłuż nurtu Syr Darii do Jeziora Aralskiego i jego północnym brzegiem, lub w poprzek wodą, dalej na zachód.
Środkowa Doliną Fergany przez uzbecką dziś Kokandę i tadżycki Pendżykent do Samarkandy, Buchary, Chiwy i także dalej. Południowa zaś, przez górskie przełęcze oraz doliny obecnego Tadżykistanu i Afganistanu, do uzbeckiego Termezu i Karszi, ale również Samarkandy, Nawoi, Buchary – z południowym odgałęzieniem do turkmeńskiego Aszchabadu przez Chiwę i Urgencz.
Fragmentami tego szlaku wybrał się w 2010 roku, na rowerach, polski podróżnik z żoną. A swoje przeżycia, obserwacje i wrażenia opisał, w wydanej właśnie przez Bezdroża, bogato ilustrowanej zdjęciami książce. Wyruszyli, początkowo w towarzystwie Anglika Bena, później innych rowerzystów lub jadąc samotnie, ze Stambułu.
A ściślej, gdyż dopiero w tamtym miejscu rozpoczyna się relacja, z przejścia granicznego między Turcją i Syrią koło Iskanderunu. Aby m.in. przez Aleppo, Damaszek i Palmyrę wrócić do Turcji w okolicach jeziora Van. Przeprawić promem do Iranu. Następnie przez Tebriz, Teheran – wymieniam tylko główne miejscowości, Isfahan, pustynię Dasht – e Kavin i Meszhed dotarli do Turkmenistanu.
Przejechali przez Bucharę, Samarkandę i Taszkient Uzbekistan, przez Pendżykent, wzdłuż granicy z Afganistanem i Pamir Tadżykistan oraz fragmencik Kirgistanu do Chin. W nich zaś podróżowali przez Kaszgar z przejazdem autobusem i pociągiem przez pustynię do Turfanu. Dalej, głównie przez wsie, do Pekinu i granicy z Laosem koło Mengli oraz do Bangkoku w Tajlandii, skąd samolotem wrócili do kraju.
Cała ta podróż zajęła im 8 miesięcy. Relacja z niej jest bardzo interesująca, chociaż nietypowa. Przeczytałem w ostatnich miesiącach kilka świeżo opublikowanych książek relacjonujących długie wyprawy rowerami, motocyklami, quadami oraz innymi środkami transportu, a także pieszo. Ta relacja różni się od nich w sposób zasadniczy. Zupełnie w tle znajdują się trudy jazdy rowerami.
Nie ma w niej, tak niekiedy nużących w innych książkach, opisów kolejnych złapanych gum, napraw sprzęgieł czy hamulców, ciężaru sakw itp. Podobnie nie ma na pierwszym planie samych uczestników tej wyprawy. Ich nastrojów czy, oczywistych w tak trudnych warunkach różnic poglądów chociażby na temat tego gdzie nocować, co i jak jeść itp.
Po trzecie – i to mnie najbardziej zaskoczyło, bo również sporo podróżuję i chętnie zwiedzam, niewiele jest w tej książce opisów zabytków i innych ciekawych obiektów. Z wyjątkiem przeważnie bardzo interesujących opisów przyrody, krajobrazów oraz spotykanych na trasie ludzi, warunków ich życia, obyczajów, stosunku do obcych, a przede wszystkim niesłychanej gościnności. Chociaż różnej w poszczególnych krajach i kulturach.
Głównym tematem tej książki, obecnym niemal na każdej stronie, są właśnie spotkania z ludźmi oraz kontakty z nimi. Mimo barier językowych. Angielski okazał się w tamtych regionach świata, zwłaszcza na wsi i peryferiach krajów, tylko częściowo przydatny. W poradzieckiej Azji Środkowej bardziej rosyjski, chociaż nie był on mocną stroną autora, a nie znali go współtowarzysze podróży.
Okazało się jednak, że ludzie potrafią jakoś porozumiewać się. Zwłaszcza, gdy są niezwykle gościnni i wzajemnie życzliwi. A tytułowe szklanki herbaty – tak jak przed wiekami podstawowego napoju na dawnym Wielkim Jedwabnym Szlaku – należą co codziennego rytuału gościnności. Przykładów, jak to od nich zaczynały się znajomości przedłużane na prośbę i zaproszenie gospodarzy o obiady, kolacje, noclegi, a nawet kilkudniowe pobyty, jest mnóstwo.
Od Abdula, który w jakiejś wiosce między Aleppo i Damaszkiem w Syrii nieoczekiwanie zaprosił do siebie oraz ugościł nie tylko herbatą podróżujących na rowerach cudzoziemców. Poprzez Beduinów na pustyni syryjskiej, którzy pospieszyli z bezinteresowną pomocą gdy widzieli, bądź wydawało im się, że obcy potrzebują pomocy.
Mohammada, który w głębi Iranu najpierw samorzutnie oddał biwakującym – bo większość nocy na trasie spędzali oni we własnych namiotach lub w przygodnych miejscach – owoce, chleb i termos zimnej wody. A następnie odnalazł ich w kolejnej miejscowości przez którą musieli jechać następnego dnia, aby pomóc w podróży przez pustynię.
W Uzbekistanie taksówkarza Alego. A także właściciela kawiarenki Ahmeta, który nie tylko gości nakarmił i przenocował. Dał również kartkę do syna mającego podobny lokal gdzieś przy drodze do Taszkientu, aby zajął się nimi podobnie. Czy Zoyi, starej kobiety w Tadżykistanie, obok domu której przejeżdżali i na chwilę zatrzymali się w cieniu, która natychmiast zaprosiła ich na herbatę, kawałek chleba i jogurt.
Młodego chłopaka w miasteczku Dangara w tym samym kraju, który podjechał samochodem i zapytał czy zostaną u niego, a ściślej w domu jego ojca, na noc. Czy gościnnych Ujgurów w Chinach. To tylko kilka, z niezliczonych przykładów. Trafiały się również niemiłe spotkania. Z agresywnymi dzieciakami w As Suknet w Syrii. Czy psami pasterskimi, których ataku nie zatrzymywali właściciele koło jeziora Van w Turcji. Były to jednak wyjątki.
Zaś te najczęstsze, przykłady życzliwej gościnności, stawały się okazją do poznawania tamtejszych ludzi, ich zwyczajów czy kuchni. Np. tatuaży na brodach i policzkach kobiet w Syrii oznaczających, że zarabia ona, a nie tylko mąż, pieniądze dla rodziny. Czy zaskakujących nas zwyczajów. Zachęcanie gości przez gospodarza do jedzenia nawet ponad miarę, gdy żona i dzieci pokornie czekają, czy coś dla nich zostanie.
Przypomniały mi się własne, podobne przeżycia, gdyż byłem również w wielu miejscach na Wielkim Jedwabnym Szlaku oraz krajach, przez które przejechał autor z żoną. Staruszka na wzgórzach w pobliżu Morza Śródziemnego – obecnej Tureckiej Riwiery w tamtym regionie jeszcze nie było – która na widok idących cudzoziemców wyszła z chaty z chlebem i mlekiem.
Mimo iż nie mogliśmy porozumieć się w żadnym języku, a tylko po posileniu się podziękować po turecku: teşekkür ederim i usłyszeć w odpowiedzi: güle güle – do zobaczenia. Zapraszanie do wspólnego wypicia herbaty gdzieś na płachcie rozłożonej w Anatolii. Gościnności przypadkowo poznanych Syryjczyków.
Czy zapamiętane chyba na zawsze sceny ze szpitala w Bucharze, w którym „rodziłem” kamień nerkowy. Było to w głębokich czasach sowieckich. Ponieważ szpitalne jedzenie było wyjątkowo podłe, codzienne któraś z kobiet pacjentów przynosiła w wielkim tłumoku na plecach gar pilawu ( płowu ), chlebki i winogrona. My, mężczyźni – byłem oczywiście zapraszany, siadaliśmy przy okrągłym stole jedząc łyżkami z jednej misy. A kobiety – pacjentki z sąsiedniej pałaty ( sali ) zaglądały przez próg, czy coś dla nich zostanie…
W książce „Tysiąc szklanek herbaty” są dziesiątki opowieści i relacji. O gościnności mieszkańców, granicznej biurokracji, „pilotowaniu” rowerzystów przez syryjską bezpiekę po cywilnemu i nakazywaniu im, gdzie mają rozbić namiot. Także w niedozwolonych miejscach, bez zawiadamiania o tym policji mundurowej, co prowadziło niekiedy do konfliktów. Są opisy i sceny z bazarów.
Suków w Aleppo i wielkiego Al – Hamidija koło meczetu Umajjadów w Damaszku w Syrii. W Isfahanie w Iranie. Bucharze i Samarkandzie w Uzbekistanie itp. Sporo informacji o miejscowych zwyczajach. Np. swatania i poznawania się przyszłych małżonków na irańskiej prowincji. „Drewnianej kołysce” – rodzaju naszej pępowiny, pierwszego położenia noworodka do własnej kołyski, z udziałem gości i, oczywiście, prezentami.
Urzędowym ograniczeniu ( wobec biedy ) w Tadżykistanie liczby weselnych gości do.. 150 osób. Zwyczaju robienia sobie tam zdjęć, zwłaszcza do dokumentów oraz ślubnych, w technice komputerowego doklejania głów do cudzych, eleganckich garniturów i sukien ślubnych. Bo na własne ludzi nie stać. Wielkiej radości jaką sprawiały nie tylko dzieciom, zdjęcia robione przez podróżników i natychmiast drukowane na przenośnej drukarence.
Informacje o zaniedbanym regionie Pamiru, który stał się dla niepodległego Tadżykistanu niepotrzebnym garbem. Wraz z upadkiem ZSRR skończyły się bowiem dostawy prądu, dotacje, pomoc. A tam mieszkają głównie Kirgizi, Wachowie i to na dodatek ismailici – liberalny odłam znienawidzonych szyitów. I w ogóle o prawie u nas nieznanych realiach obecnego życia w tym kraju.
O dużym zainteresowaniu spotykanych ludzi życiem w Polsce. Zwłaszcza czy jest praca oraz… jakie są drogi. Bo te, właściwie poza nowymi w Chinach i głównymi w pozostałych krajach, okazywały się koszmarne. Niektóre w tak strasznym stanie, że nie dawało się po nich dowieźć… jajek do sklepów. Nie brakuje w tej książce ciekawych relacji innych osób, bądź własnych obserwacji autora.
Np. opowiadania młodego chłopaka Tahira, który za ogromne pieniądze uzyskał wizę oraz poleciał do USA. A tam, w Denver, ludzie potraktowali go jak afgańskiego ( bo co to dla nich za różnica Afganistan czy Tadżykistan, skoro jest muzułmaninem, a nazwa kraju też kończy się na „stan”?) terrorystę z Al Kaidy. Co skończyło się aresztowaniem na kilka dni przez policję „do wyjaśnienia” i szybkim powrotem do kraju.
Opisu koszar i wysokogórskiego posterunku na granicy z Afganistanem, w których armia Tadżykistanu ma prąd w kantynie tylko przez kilka godzin dziennie, a budynki ogrzewa… krowim nawozem zbieranym przez żołnierzy. Pięknie i ciekawie opisana jest przyroda oraz krajobrazy spotykane na trasie, zwłaszcza gór Pamiru.
Równocześnie, co mnie bardzo zaskoczyło, zwiedzam bowiem świat inaczej, niemal znikome zainteresowanie autora zabytkami. A było ich przecież na tej trasie mnóstwo. Tymczasem – przykładowo – w Aleppo wspomniał tylko o cytadeli, generale Józefie Bemie, który jako Murad Pasza był tam sułtańskim gubernatorem i zmarł oraz tamtejszym mydle z oliwy i liści laurowych. W Damaszku z murami obronnymi i dziesiątkami wspaniałych budowli, tylko o meczecie Umajjadów.
W Bucharze, gdzie na liście zabytków jest ponad 400 obiektów, zaledwie o paru. W Samarkandzie tylko o Registanie i Mauzoleum Tamerlana, którego zresztą nazywa Krwawym Timurem. Chociaż był on rzeczywiście krwawym satrapą, ale nazywany był i jest Timur Lenk – Chromy lub Kulawy. Nie zauważył natomiast, a przynajmniej nie wspomniał o innych tamtejszych wspaniałych zabytkach: Nekropolii Szach–i–Zinda, obserwatorium astronomicznym Uługbega, wykopaliskach na Wzgórzu Afrasjab, ruinach meczetu Bibi Chanum, że ograniczę się do nich.
Autor nie ukrywa zresztą rozczarowania komercyjnym charakterem współczesnej Samarkandy. Gdy byłem w niej po raz pierwszy 45 lat temu, wyglądała rzeczywiście inaczej. Była bardziej zaniedbana, ale autentyczna, głęboko azjatycka. Później przyszły wielkie jubileusze miasta i jego porządkowanie. Jak zobaczyłem ją po latach, też skojarzyła mi się z filmową dekoracją. Zwłaszcza w nocy. Ale to już cena masowej turystyki.
Bardzo ciekawa jest część książki poświęcona podróży po Chinach. Które autora fascynują, a zarazem szokują. Podobnie je zresztą widziałem, łatwo mi więc to zrozumieć. Z jednej strony więc fantastycznie zaopatrzone sklepy, nawet wiejskie. Nowoczesne drogi, mosty, rosnące betonowe wieżowce. A równocześnie niszczenie starych budynków Ujgurów ( nie tylko, także w Tybecie, ale tam podróżnicy nie dotarli, czy zabytkowych chińskich miastach ) i uśmierzanie tych „buntowników”.
Przypomnienie dramatycznych „reform” Mao Tse Tunga ( Mao Zedonga ), które kosztowały życie dziesiątki milionów ludzi. Niezwykle ciekawe są opisy podróży przez chińskie wsie zamieszkane przez ludzi bez prawa przemieszczania po kraju, ale wyludniające się, bo młodzież z nich ucieka do miast. Ziemi nadal uprawianej motykami. Ręcznie podlewanymi pojedynczymi roślinami itp. I kontrast, jaki wsie stanowią w porównaniu z dużymi miastami. Nie mówiąc już o wysyłaniu w kosmos sztucznych satelitów. Z dziesiątkami kolejnych świetnych obserwacji i celnych ocen faktów.
Ostatnia część tej książki jest zarazem apoteozą podróżowania. Niekoniecznie od razu na krańce globu. Mogą być nawet zupełnie niedalekie. Ale to podróże, pisze autor, pozwalają lepiej poznawać świat i ludzi. Którzy są zupełnie inni niż prezentowani w mediach. Zgodnie zresztą z ich zasadą, że dobrzy, życzliwi, szczęśliwi, nikogo rzekomo nie interesują. Odwrotnie niż katastrofy, wojny, przejawy nienawiści i zbrodnie. I trudno się z nim nie zgodzić.
Znalazłem w tej książce również trochę błędów i potknięć. Niepotrzebnego „anglizowania” części nazw. Wymienianie ich byłoby jednak czepianiem się drobiazgów. Bo książka jest ciekawa, dobrze napisana oraz naprawdę warta przeczytania. Zawiera bowiem ogromną dawkę informacji o współczesności tak mało u nas ciągle znanych krajów i ich mieszkańcach.
Generalnie, ale gdzie nie ma niechlubnych wyjątków, bardzo gościnnych i życzliwych obcym. Na uważne obejrzenie zasługują też zamieszczone w książce zdjęcia. Mimo iż są bez podpisów, które przydałyby się, chociaż generalnie chyba dobrze wpasowane zostały w tekst. Sporo z nich jest naprawdę świetnych.
Szczegóły książki
- Dane producenta
- » Dane producenta:
- ISBN Książki drukowanej:
- 978-83-246-3634-1, 9788324636341
- Data wydania książki drukowanej :
- 2012-03-16
- ISBN Ebooka:
- 978-83-246-5259-4, 9788324652594
- Data wydania ebooka :
- 2012-05-14 Data wydania ebooka często jest dniem wprowadzenia tytułu do sprzedaży i może nie być równoznaczna z datą wydania książki papierowej. Dodatkowe informacje możesz znaleźć w darmowym fragmencie. Jeśli masz wątpliwości skontaktuj się z nami sklep@helion.pl.
- ISBN :
- 978-83-246-6485-6, 9788324664856
- Data wydania :
- 2013-01-10
- ISBN Audiobooka:
- 978-83-246-5347-8, 9788324653478
- Data wydania audiobooka :
- 2012-07-12 Data wydania audiobooka często jest dniem wprowadzenia tytułu do sprzedaży i może nie być równoznaczna z datą wydania książki papierowej. Dodatkowe informacje możesz znaleźć w darmowym fragmencie. Jeśli masz wątpliwości skontaktuj się z nami sklep@helion.pl.
- Format:
- 208x140
- Numer z katalogu:
- 7506
- Książka w kolorze:
- Tak
- Rozmiar pliku Pdf:
- 13.3MB
- Rozmiar pliku ePub:
- 6.4MB
- Rozmiar pliku Mobi:
- 12.3MB
- Rozmiar pliku mp3:
- 225.8MB
- Pobierz przykładowy rozdział PDF
Helion SA
ul. Kościuszki 1C
41-100 Gliwice
e-mail: gpsr@helion.pl
- Zgłoś erratę
- Kategorie:
Świąteczne prezenty!
Spis treści książki
- Kolejny początek (7)
- Syria (12)
- Turcja (72)
- Iran (86)
- Turkmenistan (134)
- Uzbekistan (152)
- Tadżykistan (192)
- Chiny (258)
- Koniec? (314)
Bezdroża - inne książki
-
Promocja
Nie jest to więc typowy podręcznik do nauki fotografii, choć rozdziały stricte podręcznikowe również się tu znajdują i stanowią ważny element całości. Na podstawie własnych przygód, doświadczeń, a nawet błędów fotograf opowiada o filozofii fotografowania w górach i nakreśla etos fotografa górskiego: kogoś, kto nie tylko fotografuje góry, ale też w nich nocuje i spędza wiele dni, a czasem tygodni.- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
(53,40 zł najniższa cena z 30 dni)
57.84 zł
89.00 zł (-35%) -
Z połączenia tych dwóch pasji powstała książka Górskie wyprawy fotograficzne, która ma formę luźnego poradnika. Nie zawiera wyłącznie suchej wiedzy, ale całe mnóstwo barwnych historii stanowiących punkt wyjścia do bardziej uniwersalnych opowieści o fotografii. Nie zabrakło porad technicznych i sprzętowych. Autor dzieli się wiedzą między innymi na temat stosowania filtrów, a także na te tematy, które uważa za istotne dla górskiej fotografii krajobrazowej.
- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
Czasowo niedostępna
-
Kiedy w 2013 roku Robb Maciąg jechał do Nepalu, by pokazać dzieciom z małej szkoły na końcu świata kreskówki z Bolkiem i Lolkiem, a także przygody Reksia, nie myślał jeszcze o tym, że ten projekt rozwinie się w znacznie dłuższą i ciekawszą przygodę. Jednak kreatywna, niespokojna natura wędrowcy znów dała o sobie znać i rok później Robert znów wyruszył w świat, tym razem do Indii. Ten wyjazd nie był przedsięwzięciem turystycznym: podróżnik postanowił zorganizować jednoosobowe, objazdowe kino i w ciągu miesiąca wyświetlać polskie kreskówki, gdzie tylko się da. Tak narodziła się idea TukTukCinema.
- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
Niedostępna
-
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%) -
Promocja
Podróżnicze wycinanki są uzupełnieniem książeczki "Mój dziennik podróży", nie stanowią samodzielnej publikacji. „Podróżnicze wycinanki” o mieście, regionie lub kraju wyprawy, to dodatek do publikacji "Mój dziennik podróży". Dziecko znajdzie tu ciekawostki i zagadki dotyczące odwiedzanego miejsca, a także mapę, flagę, krzyżówkę oraz emotikony goto(1,00 zł najniższa cena z 30 dni)
1.10 zł
2.00 zł (-45%)
Dzięki opcji "Druk na żądanie" do sprzedaży wracają tytuły Grupy Helion, które cieszyły sie dużym zainteresowaniem, a których nakład został wyprzedany.
Dla naszych Czytelników wydrukowaliśmy dodatkową pulę egzemplarzy w technice druku cyfrowego.
Co powinieneś wiedzieć o usłudze "Druk na żądanie":
- usługa obejmuje tylko widoczną poniżej listę tytułów, którą na bieżąco aktualizujemy;
- cena książki może być wyższa od początkowej ceny detalicznej, co jest spowodowane kosztami druku cyfrowego (wyższymi niż koszty tradycyjnego druku offsetowego). Obowiązująca cena jest zawsze podawana na stronie WWW książki;
- zawartość książki wraz z dodatkami (płyta CD, DVD) odpowiada jej pierwotnemu wydaniu i jest w pełni komplementarna;
- usługa nie obejmuje książek w kolorze.
Masz pytanie o konkretny tytuł? Napisz do nas: sklep@helion.pl
Proszę wybrać ocenę!
Proszę wpisać opinię!
Książka drukowana
Proszę czekać...
Oceny i opinie klientów: Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku Robert Maciąg (7) Weryfikacja opinii następuję na podstawie historii zamówień na koncie Użytkownika umieszczającego opinię. Użytkownik mógł otrzymać punkty za opublikowanie opinii uprawniające do uzyskania rabatu w ramach Programu Punktowego.
(1)
(4)
(1)
(0)
(1)
(0)
więcej opinii
ukryj opinie